|
Dziurawy Kociol www.kociool.fora.pl ---- wszystko o HP
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
neko
Gość
|
Wysłany: Pon 17:32, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
tak to jest 100%
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
strus
charłak
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:32, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
sory wcześniej nie zauważyłem że jest już cały 33
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
polcia87
zapisany do Hogwartu
Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świnoujście
|
Wysłany: Pon 17:32, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Uh , no to tylko reszta 32, ja znalazlam koncowke ale jak naarzie nie przydatna
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
RAVEN
Gość
|
Wysłany: Pon 17:34, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
A oto i 34 (znaleziony w necie)
Rozdział 34 – Las ponownie.
Nareszcie, prawda. Leżąc z twarzą przyciśniętą do zakurzonego dywanu w gabinecie, gdzie niegdyś uczył się sekretów chwały, Harry zrozumiał w końcu, że nieon miał przetrwać. Jego zadaniem było spokojnie iść ku powitalnym ramionom Śmierci. Po drodze miał zniszczyć resztki ogniw życia Voldemorta, dlatego kiedy ostatecznie frunął poprzez jego ścieżkę i nie używał różdżki do obrony własnej, koniec był jasny, i zadanie, które miało zostać wykonane w Dolinie Godryka zostało ukończone. Żaden nie będzie żył, żaden nie przeżyje.
Poczuł gwałtowne łomotanie serca w jego piersi. Dziwne było to, że ze strachu przed śmiercią, pompowało mocniej, i utrzymywało go przy życiu. Ale będzie musiało się zatrzymać. Uderzenia były policzone. Ile jeszcze będzie miał czasu jak wstanie i ostatni raz przejdzie przez zamek, błonia i do lasu?
Przerażenie spływało po nim jak leżał na podłodze, z tym żałobnym waleniem bębna w środku . Umieranie będzie bolało? Za każdym razem sądził, że właśnie to się dzieje i uciekał. Nigdy naprawdę nie myślał o tym w ten sposób. Jego wola przeżycia zawsze była silniejsza niż jego strach przed śmiercią. Nie przyszło mu do głowy, by podjąć próbę ucieczki, by wyprzedzić Voldemorta. To był koniec, wiedział o tym, i wszystkim co zostawił sobie było umieranie.
Jeśli mógłby tylko umrzeć tej letniej nocy kiedy opuścił Privet Drive, nr 4, ten ostatni raz, kiedy wspaniała różdżka z piórem feniksa mogłaby go ocalić.(?) Jeśli tylko mógłby umrzeć tak jak Hedwiga, tak szybko, żeby nie wiedział, że to się wydarzyło! Albo jeśli mógłby rzucić się przed różdżkę, żeby ocalić kogoś, kogo kochał...Zazdrościł nawet śmierciom jego rodziców. Ten zimno-krwisty marsz do jego własnej destrukcji wymagał różnych rodzajów odwagi. Poczuł, że jego palce lekko dygoczą i starał się to kontrolować, mimo, że nikt nie mógł go zobaczyć; portrety na ścianach były całkowicie puste.
Powoli, bardzo powoli, usiadł, i jak nigdy przedtem poczuł się bardziej żywy i świadomy własnego żyjącego ciała . Dlaczego nigdy nie doceniał jakim cudem był, jego mózg, nerwy i bijące serce? To wszystko przepadnie... albo on będzie zabrany od tego. Jego oddech robił się wolny i głęboki, jego usta i gardło były kompletnie suche, jego oczy także.
Zdrada Dumbledore'a była prawie niczym. Oczywiście to był większy plan: Harry był po prostu zbyt głupi, żeby to zauważyć, dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Nigdy nie podważał włąsnego przypuszczenia, że Dumbledore chciał, żeby żył. Teraz zobaczył, że granica jego życia była zawsze stanowiona przez to, jak długo będzie eliminował wszystkie Horkruksy. Dumbledore powierzył mu zniszczenie ich i posłusznie odcinał więzi łączące nie tylko Voldemorta, ale i jego samego z życiem!Jak czysto, jak elegancko, nie tracąc więcej życ, ale powierzając niebezpieczne zadanie chłopcu, który został już wyznaczony do rzezi, i którego śmierć nie będzie nieszczęściem, tylko kolejnym uderzeniem przeciwko Voldemortowi.
Dumbledore wiedział, że Harry nie wymknie się, że będzie szedł do samego końca, nawet wiedząc, że to miał być jego koniec, ponieważ zadał sobie kłopot, żeby go poznać, prawda? Dumbledore wiedział, tak jak i Voldemort, że Harry nie pozwoli nikomu więcej za niego umrzeć teraz kiedy odkrył, że w jego mocy jest zatrzymanie tego. Obrazy martwych Freda, Lupina i Tonks leżących w Wielkiej Sali powróciły do jego umysłu i przez moment ledwo co oddychał. Śmierć była niecierpliwa...
Ale Dumbledore go przecenił. Zawiódł: wąż przeżył. Jeden Horkruks trzymający Voldemorta przy ziemi pozostał, nawet po tym jak Harry zostanie zabity. Wprawdzie to oznacza dla kogoś łatwiejsze zadanie. Zastanawiał się kto może to zrobić...Ron i Hermiona oczywiście będą wiedzieć co jest potrzebne, aby to zakończyć...Dlatego Dumbledore chciał, żeby powierzył sekret i zaufał dwóm innym osobom...żeby jeśli wypełni swoje prawdziwe przeznaczenie trochę wcześniej, oni mogli to kontynuować...
Jak descz na zimnym oknie, te myśli uderzały o twardą powiechrznię niezaprzeczalnej prawdy, którą było to, że musi umrzeć. Muszę umrzeć. To musi się skończyć. Ron i Hermiona wydawali się być bardzo daleko, w odległym kraju; miał wrażenie, że rozdzielił się z nimi bardzo dawno temu. Nie było żadnych pożegnań i żadnych wyjaśnień, był tego pewien. To była podróż, której nie mogli odbyć razem, a próby, które podjeliby, żeby go zatrzymać marnowałyby cenny czas. Spojrzał w dół na poobijany złoty zegarek, który dostał na siedemnaste urodziny. Minęło prawie pół z wyznaczonej przez Voldemorta godziny na poddanie się.
Wstał. Jego serce uderzało w żebra jak oszalały ptak. Być może wiedziało, że zostało mu mało czasu, może było zdecydowane wybić wszystkie uderzenia życia przed końcem. Nie spojrzał się za siebie gdy zamknął drzwi gabinetu.
Zamek był pusty. Czuł się jak widmo krocząc przez niego sam, jakby właśnie umarł. Ludzie z portretów nadal byli nieobecni w ramach; całe miejsce było niesamowicie spokojne jakby cała pozostała siła napędowa była skoncentrowana w Wielkiej Sali, gdzie wepchnięci byli zmarli i ich krewni.
Harry nałożył pelerynę-niewidkę i szedł przez piętra, aż w końcu przeszedł po marmurowych schodach do sali wejściowej. Możliwe, że jakaś mała część jego miała nadzieję, że ktoś ją wyczuje, że zostanie zobaczona, zatrzymana, ale peleryna była jak zawsze niedostępna, idealna, dlatego przeszedł przez drzwi bardzo łatwo.
Wtedy Neville omal na niego nie wszedł. Był połową pary, która wnosiła ciało z błoni. Harry spojrzał w dół i poczuł kolejny tępy cios w brzuch. Collin Creevey, aczkolwiek nieletni musiał się wymknąć z powrotem tak jak to zrobili Malfoy, Crabbe i Goyle. Był maleńki w śmierci.
Wiesz co? Sam sobie z nim poradzę, Neville. - powiedział Oliver Wood, i zarzucił Collina na ramię strażackim chwytem, po czym zaniósł go do Wielkiej Sali.
Neville na moment oparł się o framugę drzwi i wytarł czoło wierzchem dłoni.Wyglądał jak stary człowiek. Potem znów wyruszył przez schody w ciemność, żeby odnaleźć więcej ciał.
Harry zwrócił jedno spojrzenie na wejście do Wielkiej Sali. Ludzie przemieszali się, próbując pocieszać się nawzajem, pijąc, klękając obok zmarłych, jednak nie mógł dostrzec nikogo z ludzi, których kochał, żadnego śladu Hermiony, Rona, Ginny albo innych Wesleyów, Luny. Czuł, że mógłby oddać cały czas, który mu pozostał za jedno spojrzenie na nich, ale wtedy czy miałby siłę by przestać patrzeć? Tak było lepiej.
Zszedł w ciemność po schodach. Była prawie czwarta nad ranem i śmiertelny spokój błoni sprawiał wrażenie jakby wstrzymywały oddech czekając by zobaczyć czy zrobi to, co musi.
Harry przysunął się do Neville'a, który pochylał się nad kolejnym ciałem.
„Neville”
Rety, Harry prawie zafundowałeś mi zawał serca!
Harry zdjął pelerynę: Pomysł przyszedł do niego znikąd, zrodzony z pragnienia by uczynić wszystko zupełnie jasnym.
Gdzie idziesz, sam? - Zapytał Neville podejrzliwie.
Wszystko to jest częścią planu – powiedział Harry. - Jest coś, co muszę zrobić. Słuchaj...Neville...
Harry! - Neville wyglądał na przerażonego. - Harry, chyba nie myślisz o poddaniu się?
Nie – Harry skłamał z łatwością – Oczywiście, że nie...to jest coś innego. Ale mogę zniknąć z pola widzenia na jakiś czas. Znasz węża Voldemorta. Neville? On ma wielkiego węża...Woła na nią Nagini...
Tak, słyszałem...Co w związku z nim?
Powinien zostać zabity. Ron i Hermiona to wiedzą, ale na wszelki wypadek, gdyby oni...
Okropność tej możliwości dławiła go przez moment, tak, że nie mógł dalej mówić. Ale jeszcze raz zebrał się w sobie: To było najistotniejsze, musi być jak Dumbledore, zachować zimny umysł, upewnić się, że będą inni, żeby to kontynuować.
Dumbledore umarł wiedząc, że troje ludzi nadal wie o Horkruksach; teraz miejsce Harry'ego zajmie Neville. Nadal trzy osoby będą wtajemniczone.
W wypadku, gdyby oni byli zajęci, ty otrzymałeś szansę.
Zabić węża?
Zabić węża. - powtórzył Harry.
W porządku Harry. Z tobą w porządku, prawda?
Nic mi nie jest, dzięki Neville.
Ale Nevill złapał jego nadgarstek, kiedy Harry zaczął iść.
-Wszyscy mamy zamiar nadal walczyć, Harry. Wiesz o tym, prawda?
Tak, ja...
Duszące uczucie sprawiło, że nie był w stanie dokończyć zdania. Nie wyglądało na to, że Neville uznał to za dziwne. Poklepał Harry'ego po ramieniu, puścił go i odszedł szukać więcej ciał.
Harry ponownie nałożył pelerynę i poszedł dalej. Niedaleko poruszał się ktoś inny, zniżając się nad kolejną leżącą twarzą w dół postacią. Był o stopę od niej, kiedy zdał sobie sprawę, że to Ginny.
Zatrzymał się w miejscu. Ginny klęczała przy dziewczynie, która szeptem wzywała swoją matkę.
W porządku – mówiła Ginny – Jest ok..Wydostaniemy cię na zewnątrz.
Ale ja chcę iść do domu – szeptała dziewczyna. - Nie chcę już dłużej walczyć!
Wiem – powiedziała Ginny, jej głos załamał się – Wszystko będzie dobrze.
Fale zimna spływały po skórze Harry'ego. Chciał krzyczeć w noc, chciał, żeby Ginny wiedziała, że był tutaj, chciał by wiedziała dokąd zmierzał.
Chciał zostać zatrzymany, odciągnięty, odesłany z powrotem do domu...
Ale był w domu. Hogwart był pierwszym i najlepszym domem jaki poznał. On, Voldemort i Snape, porzuceni chłopcy, wszyscy znaleźli tutaj dom...
Ginny klęczała przy rannej dziewczynie, ściskając jej rękę. Z wielkim trudem Harry zmusił się do pójścia dalej. Wydawało mu się, że Ginny rozejrzała się wokół, kiedy przechodził, i zastanawiał się czy poczuła jak ktoś przechodził blisko, ale nic nie powiedział i nie spojrzał się za siebie.
Chatka Hagrida wynurzała się z ciemności. Nie było żadnych świateł, żadnego głosu Kła drapiącego w drzwi, jego szczekania na powitanie. Wszystkie te wizyty u Hagrida, błysk miedzianego czajnika na ogniu, kamienne ciastka, olbrzymie larwy, jego wielka, brodata twarz, Ron wymiotujący ślimakami i Hermiona pomagająca mu ocalić Norberta...
Szedł dalej, aż doszedł do skraju lasu i się zatrzymał. Rój dementorów sunął pomiędzy drzewami, mógł poczuć ich chłód, i nie był pewny czy będzie w stanie przejść przez to bezpiecznie. Nie miał wystarczająco dużo siły na Patronusa. Nie był w stanie dłużej kontrolować swojego drżenia.Po tym wszystkim nie było tak łatwo umierać. Każda sekunda jego oddechu, zapach trawy, zimne powietrze na jego twarzy było drogocenne. I pomyśleć, że ludzie mieli długie lata, czas do marnowania, im czas się dłużył, kiedy on kurczliwie trzymał się każdej sekundy. W tym samym czasie pomyślał, że nie będzie zdolny, by iść dalej, ale wiedział, że musi. Długa gra się kończyła, znicz był złapany, nadszedł czas, żeby zostawić powietrze...(?)
Znicz. Jego palce przez moment szperały w woreczku na szyi, po czym wyciągnął go na zewnątrz.
Otwieram się w zamknięciu.
Oddychając szybko i ciężko, spojrzał na niego. Teraz, kiedy pragnął, by czas ruszał się tak wolno, jak to tylko możliwe, on przyspieszył, zrozumienie nadeszło tak szybko, że wydawało się, że go ominęło. To było zamknięcie. To był ten moment.
Przycisnął złoty metal do ust i wyszeptał:„Jestem bliski śmierci”
Metalowa powłoka otworzyła się. Zniżył trzęsącą się dłoń, podniósł pod peleryną różdżkę Draco i powiedział „Lumos”.
Czarny kamień z zygzagowatym pęknięciem przechodzącym przez środek leżał w dwóch połówkach Znicza. Kamień Zmartwychwstania pękł wzdłuż linii symbolizującej Starszą Różdżkę. Trójkąt i okrąg przedstawiające pelerynę i kamień nadal były rozpoznawalne.
Nie musząc myśleć, Harry ponownie zrozumiał. Przywracanie ich z powrotem nie miało znaczenia, ponieważ miał do nich dołączyć. Tak naprawdę to nie on ich przywracał. To oni przyciągali jego.
Zamknął oczy i trzy razy obrócił kamień w dłoni.
Wiedział, że to się wydarzyło, ponieważ usłyszał nieznaczne ruchy wokół siebie sugerujące, że wątłe ciała stanęły na usłanym gałązkami klepisku, które oznaczało krawędź lasu. Otworzył oczy i rozejrzał się.
Nie byli ani duchami, ani prawdziwymi ludźm, był w stanie to dostrzec. Najbardziej przypominali Riddle'a, który uciekł z pamiętnika tak dawno temu, był wspomnieniem, które stało się prawie trwałe.Mniej namacalni niż żyjące ciała, ale bardziej niż duchy, szli w jego stronę. Na wszystkich twarzach malował się ten sam kochający uśmiech.
James był dokładnie tego samego wzrostu co Harry. Miał na sobie ubrania w których umarł, a jego włosy były rozczochrane i nastroszone. Jego okulary były trochę wykrzywione tak jak Pana Wesleya.
Syriusz był wysoki i przystojny, młodszy niż Harry widział go przy życiu. Podskakiwał z lekką gracją, dłońmi w kieszeniach i z szerokim uśmiechem na twarzy.
Lupin również był młodszy, i dużo mniej zmęczony. Jego włosy były gęstsze i ciemniejsze. Wyglądał na zadowolonego z powrotu w znajome miejsce wielu młodzieńczych wędrówek.
Uśmiech Lily był najszerszy ze wszystkich. Odrzuciła do tyłu jej długie włosy i zblizyła się do niego. Jej zielone oczy, zupełnie jak jege badały chciwie jego twarz, jakby nie była w stanie wystarczająco się na niego napatrzeć.
Byłeś taki dzielny.
Nie mógł mówić. Jego oczy delektowały się nią, i wiedział, że chciałby tak stać i patrzeć na nią już zawsze i to by wystarczyło.
Prawie tam jesteś – powiedział James – Bardzo blisko. Jesteśmy...tacy dumni z ciebie.
Czy to boli?
Dziecinne pytanie wypadło z ust Harry'ego zanim mógł je powstrzymać.
Umieranie? Wcale. - powiedział Syriusz – Szybsze i łatwiejsze niż zasypianie.
I on chce, żeby było szybkie. Chce to zakończyć. - powiedział Lupin.
Nie chciałem, żebyście umarli – powiedział Harry. Te słowa przyszły bez jego woli. - Żadne z was. Przepraszam...
Adresował to bardziej do Lupina niż pozostałych, błagając go.
Zaraz po tym, jak urodził się twój syn...Remusie, przykro mi...
Mnie również jest przykro – powiedział Lupin – Przykro dlatego, że nigdy go nie poznam, ale on dowie się, dlaczego umarłem i mam nadzieję, że zrozumie. Próbowałem stworzyć świat, w krótym będzie mógł prowadzić szczęśliwsze życie.
Lodowaty podmuch, który wydawał się emanować z serca lasu, uniósł brwi Harry'ego. Wiedział, że nie powiedzą mu, żeby szedł, dlatego to będzie jego własna decyzja.
Zostaniecie ze mną?
DO samego końca – powiedział James.
Nie będą w stanie was zobaczyć? - zapytał Harry
Jesteśmy częścią Ciebie – powiedział Syriusz – Niewidzialną dla wszystkich innych.
Harry spojrzał na matkę
Zostań blisko mnie – powiedziała cicho.
I ruszył. Chłód dementorów nie opanował go. Przeszedł przez to razem z towarzyszami. Byli dla niego niczym patronusy. Razem maszerowali pomiędzy starymi drzewami, które rosły bardzo blisko siebie, z ich splątanymi gałęziami i korzeniami wijącymi się pod stopami. Harry mocno chwycił pelerynę w ciemności, zapuszczając się coraz głębiej w las, bez żadnego pomysłu, gdzie dokładnie może być Voldemort, ale był pewny, że go znajdzie. Obok niego nie wydając prawie dźwięku szli James, Syriusz, Lupin i Lily, ich obecność była jego odwagą i powodem, dzięki któremu był w stanie stawiać jedną nogę przed drugą.
Jego ciało i umysł czuły się w jakiś sposób rozłączone.. Jego kończyny pracowały bez określonych instrukcji, jakby był tylko pasażerem, a nie kierowcą, w ciele któego był bliski opuszczenia. Zmarli idący obok niego przez las byli bardziej realni niż żywi, którzy zostali w zamku: Ron, Hermiona, Ginny, i wszyscy inni wydawali mu się być duchami, kiedy potykał się i był bliski końca życia, bliski Voldemorta.
Odgłos i szept: Jakieś żyjące stworzenia poruszały się w pobliżu. Harry zatrzymał się pod peleryną, patrząc dookoła, słuchającl Jego matka, ojciec, Lupin i Syriusz również się zatrzymali.
Ktoś tu jest – wydobył się z pobliża szorstki szept – On ma Pelerynę-Niewidkę. Czy to może być...?
Dwie postacie wyłoniły się zza pobliskiego drzewa: Ich różdżki świeciły się i Harry zobaczył Yaxley'a i Dołohowa rozglądających się w ciemności, patrzących dokładnie na miejsce, gdzie stali Harry, jego matka i ojciec, Syriusz i Lupin. Najwidoczniej nie mogli nic dostrzec.
Z pewnością coś słyszałem – powiedział Yaxley – Zwierzę, jak sądzisz?
Ten świr Hagrid trzymał całą masę tego tutaj. - powiedział Dołohow patrząc przez ramię.
Yaxley spojrzał w dół na zegarek.
Czas prawie dobiega końca. Potter miał swoją godzinę. On nie przyjdzie.
Lepiej wracajmy – powiedział Yaxley. - Dowiedzmy się jaki teraz jest plan.
On i Dołohow obrócili się i poszli głębiej w las. Harry podążył za nimi, wiedząc, że zaprowadzą go dokładie tam, gdzie chciał pójść. Zerknął na boki, jego matka uśmiechała się do niego, a ojciec z aprobatą pokiwał głową.
Szli dalej kilka minut, kiedy Harry zobczył światło i Yaxley z Dołohowem weszli na polanę, gdzie- jak Harry wiedział -żył potworny Aragog. Ciągle znajodowały się tam pozostałości po jego sieci, a jego potomkowie zostali pokierowani przez Śmierciożerców, aby walczyć w ich sprawie.
Ogień palił się na środku polany, a jego migoczące światło padało na tłum cichych śmierciożerców. Niektórzy z nich nadal byli zamaskowani i zakapturzeni, inni pokazali swoje twarze. Dwóch gigantów siedziało na obrzeżach grupy rzucając masywne cienie na scenę. Ich twarze były okrutne, jak twardo-ociosany kamień. Harry zobaczył Fenrira mlaszczącego i żującego swoje długie pazury; wielkiego blondyna Rowle'a dotykającego swych krwawiących ust. Zobaczył Lucjusza Malfoya, który wyglądał na pokonanego i przerażonego i Narcyzę, której oczy były zapdanięte i pełne lęku.
Każde oko skupione było na Voldemorcie, który stał z pochyloną głową i z białymi dłońmi złożonymi na Starszej Różdżce. Możliwe, że się modlił, albo liczył po cichu w myślach i Harry stojący w zupełnej ciszy na skraju areny absurdalnie pomyślał o dziecku, które liczyło w grze w chowanego. Za jego głową wirował wielki wąż, Nagini unosząca się w swojej zaczarowanej i lśniącej klatce jak potworna aureola.
Kiedy Dołohow i Yaxley dołączyli do kręgu, Voldemort podniósł wzrok.
Nie ma żadnego znaku od niego, mój Panie – powiedział Dołohow.
Wyraz Voldemorta nie uległ zmianie. Czerwone oczy wydawały się płonąć w świetle ognia. Powoli wziął między swoje długie palce Starszą Różdżkę.
Mój Panie...
Bellatrix przemówiła. Siedziała najbliżej Voldemorta, rozczochrana, z bladą twarzą, ale bez żadnych obrażeń. Voldemort uniósł rękę, aby ją uciszyć, więc nie wypowiedziała już następnego słowa, tylko patrzyła na niego z czcigodną fascynacją.
Myślałem, że przyjdzie – powiedział Voldemort swoim wysokim, czystym głosem, i z oczami w skaczących płomieniach. - Liczyłem na to, że przyjdzie.
Nikt się nie odzywał. Wyglądali na tak samo przerażonych jak Harry, którego serce tłukło się o żebra jakby chciało uciec z ciała, które miał zaraz opuścić. Jego ręce były spocone gdy ściągnął pelerynę-niewidkę i schował ją pod szaty, z różdzką. Nie chciał być kuszony przez walkę.
Byłem wydaje się...w błędzie. - powiedział Voldemort.
Nie byłeś.
Harry powiedział to tak głośno, jak tylko mógł, z całą siłą jaką mógł zebrać. Kamień Zmartwychwstania wyśliznął mu się z bezwładnych palców i kątem oka dostrzegł jak jego rodzice, Syriusz i Lupin zniknęli, kiedy wszedł w światło ognia. W tym momencie poczuł, że nie liczy się nikt oprócz Voldemorta. Było tylko ich dwóch.
Iluzja przepadła tak szybko, jak się pojawiła. Giganci ryczeli, kiedy śmierciożercy podnieśli się razem. Było dużo okrzyków, parsknięć, a nawet śmiechów. Voldemort zesztywniał tak, jak stał, ale jego czerwone oczy odnalazły Harry'ego. Patrzył jak Harry idzie w jego stronę, i nic, poza ogniem nie stoi między nimi.
Wówczas jakiś głos wrzasnął: HARRY! NIE!
Odwrócił się: Hagrid był skrępowany i przwywiązany do pobliskiego drzewa. Jego masywne ciało potrząsało gałęziami nad głową, podczas desperackiej próby uwolnienia się.
NIE! NIE! HARRY, CO TY....?
CISZA! Wrzasnął Rowle, i Hagrid został uciszony przez poruszenie różdżką.
Bellatrix, która wstała na nogi patrzyła raz na Voldemorta, raz na Harry'ego, a jej pierś unosiła się. Jedynymi poruszającymi się rzeczami, były płomienie i wąż zwijający i rozwijający się w błyszczącej klatce tuż za głową Voldemorta.
Harry mógł wyczuć swoją różdżkę przy piersi, ale nawet nie próbował jej wyciągnąć. Wiedział, że wąż był za dobrze chroniony. Wiedział, że jeśli uda mu się wycelować różdżkę w Nagini, trafi go pięćdziesiąt zaklęć.
Harry i Voldemort patrzyli wzajemnie na siebie. Teraz Voldemort przechylił głowę na bok, myśląc o chłopcu stojącym przed nim i bardzo bezradosny uśmiech wykrzywił jego bezwargie usta.
Harry Potter – powiedział bardzo delikatnie. Jego głos mógłby być częścią skwierczącego ognia. - Chłopiec, który przeżył.
Żaden ze śmierciożerców nie poruszył się. Czekali. Wszystko czekało. Hagrid szarpał się, Bellatrix dyszała, a Harry pomyślał o Ginny i jej ognistym spojrzeniu i o czuciu jej ust na jego ustach...
Voldemort podniósł swoją różdżkę. Jego głowa nadal była przechylona w jedną stronę, jak ciekawe dziecko, zastanawiające się co się zdarzy jeśli będzie kontynuować. Harry z powrotem spojrzał w czerwone oczy i z całej siły zapragnął, żeby to wydarzyło się teraz, szybko, kiedy mógł nadal stać, zanim utraci kontrolę, zanim zdradzi swój strach.
Zobaczył ruch ust i błysk zielonego światła. Wszystko zniknęło.
|
|
Powrót do góry |
|
|
martynkaaa
uczeń drugiego roku
Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:35, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Rozdział 35.
King's Cross
Leżał twarzą ku ziemi, wsłuchany w ciszę. Był całkowicie sam. Nikt nie patrzał. Nikogo innego tam nie było. Nie był do końca pewien, czy on sam tam był.
W dłuższą chwilę potem, a może bez jakiegokolwiek upływu czasu, dotarło do niego, że musi istnieć, musi być czymś więcej niż nieucieleśnioną myślą, ponieważ leżał, z pewnością leżał na jakiejś powierzchni. Zatem miał zmysł dotyku i to coś, na czym leżał, istniało także.
Prawie tak szybko, jak doszedł do tego wniosku, Harry stał się świadomy tego, że był nagi. Był przekonany o swej całkowitej samotności - nie martwiło go to jednak, ale delikatnie ciekawiło. Zastanawiał się, czy tak jak czuje, byłby w stanie widzieć. W chwili, gdy je otworzył, odkrył, że miał oczy.
Leżąc w jasnej mgle, tym niemniej nie była to mgła, której kiedykolwiek wcześniej doświadczył. Jego otoczenie nie było zakryte, przez mgliste opary; właściwie to mgliste opary nie uformowały się jeszcze w otoczenie. Podłoga, na której leżał wydawała się być biała, ani ciepła ani zimna, ale po prostu była, płaskie, czyste coś, na czym można być.
Usiadł. Jego ciało wydawało się nietknięte. Dotknął swojej twarzy. Nie nosił już więcej okularów.
Wtedy hałas dosięgnął go przez nie uformowaną nicość, która go otaczała: małe, miękkie bębnienie, które trzepotało, wymachiwało, i walczyło. To był żałosny hałas, a jednak odrobinkę niestosowny. Miał niemiłe wrażenie, że podsłuchiwał coś ukradkowego, karygodnego.
Po raz pierwszy, chciał być ubrany.
Ledwo, co życzenie uformowało się w jego głowie, a już szaty pojawiły się w niewielkiej odległości. Wziął je i nałożył na siebie. Były miękkie, czyste i ciepłe. To było nadzwyczajne jak się pojawiły, tak po prostu, w chwili, gdy ich zechciał.
Wstał rozglądając się wkoło. Był w jakimś wielkim Pokoju Życzeń? Im dłużej patrzał, tym więcej było do oglądania. Wielki, kopułowaty, szklany dach błyszczał wysoko ponad nim w blasku słońca. Być może był to pałac. Wszystko było wyciszone i spokojne z wyjątkiem tych dziwnych bębniących i skowyczących hałasów, pochodzący z miejsca gdzieś tuż obok we mgle.
Harry obrócił się spokojnie w miejscu a jego otoczenie wydawało się kształtować przed jego oczami. Szeroko otwarta przestrzeń, jasna i czysta, sala o wiele większa niż Wielka Sala z tym jasnym, kopułowatym, szklanym sklepieniem. Była całkiem pusta. Był tam jedyną osobą, z wyjątkiem - Odrzuciło go . Zauważył rzecz, która była źródłem hałasów. Miała kształt małego, nagiego dziecka, zwiniętego na ziemi, jego skóra nieosłonięta i szorstka, obdarta i leżało trzęsące się pod siedzeniem, gdzie ostało zostawione, niechciane, wystawione na widok, walczące o oddech.
Bał się go. Przypuszczał, że było małe i kruche i ranne, nie chciał jednak zbliżyć się do niego. Tym niemniej posuwał się powoli bliżej, gotowy by odskoczyć w każdej chwili. Wkrótce stał na tyle blisko, by je dotknąć, jednakże nie mógł się przemóc by to uczynić. Czuł się jak tchórz. Wiedział, że powinien był je pocieszyć, ale odpychało go.
"Nie możesz pomóc."
Okręcił się wkoło. Albus Dumbledore zmierzał ku niemu, wesoły i wyprostowany, noszący powłóczyste szaty w odcieniu błękitu północy.
"Harry." Rozłożył swoje ramiona szeroko, a jego ręce były obydwie całe i białe i nienaruszone. "Wspaniały chłopcze." "Odważny, odważny człowieku. Przejdźmy się."
Oszołomiony, Harry podążył za Dumbledore’m, który oddalał się wielkimi krokami od miejsca, gdzie obdarte dziecko leżało skowycząc, prowadząc go do dwóch siedzeń, których Harry wcześniej nie zauważył, usytuowanych w pewnej odległości pod tym wysokim, skrzącym się sklepieniem. Dumbledore usiadł na jednym z nich, a Harry opadł na drugie, patrząc na twarz swego starego dyrektora. Długie srebrne włosy Dumbledore'a i broda, przenikliwe błękitne oczy za połówkami okularów, zakrzywiony nos: wszystko było takim, jakim go zapamiętał. Ale jednak...
"Ale ty jesteś martwy," powiedział Harry.
"Ależ oczywiście," powiedział rzeczowo Dumbledore.
"Więc... ja też jestem martwy?"
"Ach," powiedział Dumbledore, uśmiechając się coraz szerzej." To jest pytanie, nieprawdaż? Ogólnie biorąc, drogi chłopcze, myślę że nie."
Patrzeli na siebie, staruszek ciągle był rozpromieniony.
"Nie?" powtórzył Harry.
"Nie" powiedział Dumbledore.
"Ale..." Harry podniósł swą rękę instynktownie w kierunku blizny o kształcie błyskawicy. Wydawało się, że nie ma jej tam. "Ale ja powinienem był umrzeć - nie broniłem się! Pozwoliłem mu zabić mnie!"
"A to," powiedział Dumbledore, "jak sądzę, zmieniło postać rzeczy."
Radość wydawała się emanować z Dumbledore’a jak światło; jak ogień: Harry nigdy nie widział człowieka tak całkowicie, tak ewidentnie usatysfakcjonowanego.
"Wyjaśnij," powiedział Harry.
"Ale ty już wiesz," powiedział Dumbledore. Zakręcił młynka kciukami.
"Pozwoliłem mu zabić mnie," powiedział Harry. "Czyż nie?"
"Ależ tak" powiedział Dumbledore, przytakując głową "No dalej!"
"Tak, więc część jego duszy, która była we mnie..." Dumbledore ciągle przytakiwał głową coraz bardziej entuzjastycznie, zachęcając Harryego dalej, szerokim uśmiechem zachęty na jego twarzy.
"...zginęła?"
"Ależ tak! powiedział Dumbledore. "Tak, zniszczył ją. Twoja dusza jest cała, i całkowicie twoja własna, Harry."
"Ale wtedy..."
Harry zadrżał ponad barkiem, gdzie małe, okaleczone stworzenie drżało pod krzesłem.
"Co to jest, Profesorze?"
"Coś, co jest poza zasięgiem pomocy nas dwojga." powiedział Dumbledore.
"Ale jeśli Voldemort użył Klątwy Uśmiercającej," Harry zaczął ponownie, "a nikt nie umarł tym razem za mnie - jak mogę być żywy?"
"Myślę, że wiesz," powiedział Dumbledore "Cofnij się myślami. Pamiętasz co w swej ignorancji zrobił, w swej chciwości i okrucieństwie."
Harry myślał. Pozwolił swemu spojrzeniu nieść się po otoczeniu. Jeśli to był w rzeczy samej pałac, w którym siedzieli, był dziwny, z krzesłami poustawianymi w małe rzędy i kawałkami poręczy tu i tam, i ciągle, on i Dumbledore i oszołomione stworzenie pod krzesłem byli tam jedynymi istotami. Wtedy odpowiedź z łatwością pojawiła się na jego ustach, bez wysiłku.
"Wziął moją krew," powiedział Harry.
"Dokładnie!" powiedział Dumbledore. "Wziął twoją krew i odbudował za jej pomocą swe żywe ciało! Twoja krew w jego żyłach, Harry, ochrona Lily wewnątrz was dwóch! On [thethered] związał cię z życiem, dopóki sam żyje!"
"Ja żyję... jeśli on żyje? Ale myślałem... myślałem że to miałoby na odwrót! Myślałem, że obydwoje musimy umrzeć? Czy to jest to samo?"
Był rozproszony skowytem i bębnieniem dręczonego stworzenia za nimi i spojrzał w tył na nie jeszcze raz.
"Jesteś pewien, że nie możemy nic zrobić?"
"Żadna pomoc nie jest możliwa."
"Więc wyjaśnij więcej," powiedział Harry a Dumbledore się uśmiechnął.
"Byłeś siódmym Horcrux'em Harry, Horcrux’em, którego nigdy nie zamierzał zrobić. Uczynił swoją duszę tak niestabilną, że rozpadła się na części, gdy dopuścił się tych aktów niewypowiedzianego zła, morderstwa twoich rodziców, usiłowania zabicia dziecka. Ale to, co uciekło z tego pokoju, było czymś mniej niż wiedział. Zostawił coś więcej niż swoje ciało za sobą. Zostawił część siebie zatrzaśniętą w tobie, niedoszłej ofierze, która przetrwała.
"A jego wiedza pozostała żałośnie niepełna, Harry! Tego, czego Voldemort nie cenił, nie fatygował się pojąć. O skrzatach domowych i opowieściach dziecięcych, miłości, lojalności i niewinności Voldemort nic nie wiedział i nic nie rozumiał. Nic. Tego, że wszystkie mają moc wykraczającą poza jego własną, moc poza zasięgiem jakiejkolwiek magii, to prawda, której nigdy uchwycił.
"Wziął twoją krew wierząc, że go wzmocni. Wziął do swego ciała malutką część czaru, który twoja matka złożyła na tobie, gdy za ciebie zmarła. Jego ciało utrzymuje przy życiu jej ofiarę, a dopóki ten czar trwa, tak i ty trwasz i trwa ostatnia nadzieja dla samego Voldemort’a."
Dumbledore uśmiechnął się do Harryego, a Harry patrzał na niego.
"A Pan wiedział? Pan wiedział – od samego początku?"
„Zgadywałem. Ale moje przypuszczenia zazwyczaj były dobre." powiedział radośnie Dumbledore, i siedzieli w ciszy, przez czas, który wydawał się długą chwilą, podczas gdy stworzenie za nimi kontynuowała skowyczenie i bębnienie.
"Jest jeszcze coś,” powiedział Harry. "Jest jeszcze co jest związane z tym. Dlaczego moja różdżka złamała tę, którą pożyczył?"
"Co do tego nie mam pewności."
"Zgadnij więc" powiedział Harry a Dumbledore się zaśmiał.
"Jedno co musisz zrozumieć Harry, to jest to, że ty i Lord Voldemort odbyliście razem podróż do wymiarów magii przedtem nieznanych i niezbadanych. Ale sądzę, że mogło się zdarzyć tak, a jest to bezprecedensowe, i żaden wytwórca różdżek, jak sądzę, nie mógł tego przewidzieć i wyjaśnić Voldemort’owi.
"Nieumyślne, jak wiesz, Lord Voldemort podwoił więź miedzy wami, gdy powrócił do ludzkiej formy. Część jego duszy była ciągle przywiązana do twojej, i myśląc, by się wzmocnić przyjął część ofiary twej matki do wnętrza siebie. Gdyby mógł zrozumieć jak osobista i straszna była moc tej ofiary, prawdopodobnie, nie ośmieliłby się dotknąć twojej krwi. ...Ale gdyby był to w stanie zrozumieć, nie byłby Lordem Voldemort’em, i nie mógłby przenigdy mordować.
"Wzmacniając te podwójne połączenia, związał wasze przeznaczenia ściślej niż kiedykolwiek w historii dwóch czarodziejów było tak mocno połączonych, Voldemort posunął się do zaatakowania ciebie przy pomocy różdżki, która dzieliła rdzeń z twoją. I zdarzyło się teraz coś bardzo dziwnego, jak wiemy. Rdzenie zareagowały w sposób, którego Lord Voldemort, nie wiedząc, że twoja różdżka jest bliźniaczą do jego, nie mógł przewidzieć.
"Był bardziej przestraszony niż ty byłeś tamtej nocy Harry. Zaakceptowałeś, nawet jeśli było to pod przymusem, możliwość śmierci, coś czego Lord Voldemort nigdy nie był w stanie uczynić. Twoja odwaga wygrała, twoja różdżka wzięła górę nad jego. A robiąc to, wydarzyło się coś między tymi różdżkami, coś co stanowiło odbicie więzi między ich panami.
"Uważam że twoja różdżka tej nocy, jakby powiedzieć, wchłonęła w siebie cząstkę mocy i właściwości różdżki Voldemort’a. A więc twoja różdżka rozpoznała go, kiedy ścigał cię, rozpoznała człowieka który był jednocześnie krewnym i śmiertelnym wrogiem i zwróciła część jego własnej magii przeciwko niemu, magii o wiele potężniejszej niż Lucjusza różdżka kiedykolwiek dokonywała. Twoja różdżka zawiera teraz moc twojej ogromnej odwagi i śmiertelnej zręczności Voldemort’a: Jaką szansę ten biedny kijek Lucjusza Malfoy'a miał to znieść?"
"Ale jeśli moja różdżka była tak potężna, jak do tego doszło, że Hermiona była zdolna ją złamać?" zapytał Harry.
"Mój drogi chłopcze, jej niewiarygodne efekty były skierowane tylko wobec Voldemort’a, który manipulował tak nierozważnie najgłębszymi prawami magii. Tylko przeciwko niemu była ta różdżka niespotykanie potężna. W przeciwnym razie była to różdżka jak każda inna.. jakkolwiek, jestem pewien, jedna z dobrych." zakończył Dumbledore życzliwie.
Harry siedział pogrążony w myślach przez dłuższy czas, a być może były to sekundy. Było bardzo trudno, być pewnym, co do takich rzeczy jak czas, tutaj.
"Zabił mnie twoją różdżką"
"Nie powiodło mu się zabicie ciebie moją różdżką." Poprawił Dumbledore Harryego "Sadze, że możemy się zgodzić, że nie jesteś martwy, bądź co bądź oczywiście" dodał, jak gdyby się obawiał, że był nieuprzejmy, "Nie umniejszam twoich cierpień, które, jestem tego, pewien były srogie."
"W tej chwili czuję się jednak wspaniale, bądź co bądź" powiedział Harry, patrząc w dół na swe czyste, nieskazitelne ręce. "Gdzie właściwie jesteśmy?"
"W zasadzie zamierzałem spytać o to ciebie" powiedział Dumbledore, patrząc wkoło. "Twoim zdaniem, gdzie jesteśmy?"
Dopóki Dumbledore nie spytał Harry nie wiedział. Teraz jednak, odkrył, że miał gotową odpowiedź do udzielenia.
"To wygląda," powiedział powoli "Jak stacja King’s Cross. Poza tym, że jest o wiele czystsza i bardziej pusta, i nie ma na tyle daleko, jak mogę dostrzec pociągów'.
"Stacja King's Cross!" chichotał, nie mogąc się powstrzymać, Dumbledore. Wielki Boże, naprawdę?"
"A twoim zdaniem gdzie jesteśmy? spytał chary lekko defensywnie.
"Mój drogi chłopcze, nie mam pojęcia. To jest jak to mówią twoja sztuka."
Harry nie miał pojęcia co to znaczy; Dumbledore doprowadzał go do wściekłości. Błyskał na niego oczami ze złości, wtedy przypomniał sobie o wiele bardziej pilne pytanie, niż to o ich obecne położenie.
"Śmiertelne Relikwie" powiedział, i był zadowolony widząc jak słowa zmazały uśmiech z twarzy Dumbledore’a.
"Ach, tak" powiedział. Wyglądał nawet na trochę zmartwionego.
"A więc?"
Po raz pierwszy odkąd Harry spotkał Dumbledore’a wyglądał on gorzej niż starzec, o wiele gorzej. Wyglądał ulotnie, jak mały chłopiec złapany na rozrabianiu.
"Czy możesz mi wybaczyć?” powiedział "Czy możesz mi wybaczyć, że ci nie zaufałem? Że ci nie powiedziałem? Harry, obawiałem się tylko, że zawiódłbyś tak, jak ja zawiodłem. Lękałem się tylko, że popełniłbyś moje błędy. Błagam cię o przebaczenie Harry. Wiedziałem już od pewnego czasu, że jesteś lepszym człowiekiem."
"O czym ty mówisz?" zapytał Harry, zaskoczony tonem Dumbledore'a, nagłymi łzami w jego oczach.
"Relikwie, Relikwie" mruczał Dumbledore "Marzenie desperata!"
"Ale one są prawdziwe!"
"Prawdziwe i groźne i są przynętą dla głupców," powiedział Dumbledore. "A ja byłem takim głupcem. Ale ty wiesz nieprawdaż? Nie mam już wobec ciebie więcej sekretów. Ty wiesz."
"Co wiem?"
Dumbledore zwrócił całe swe ciało w kierunku Harryego, a łzy ciągle błyszczały w błyskotliwie genialnych oczach.
"Pan śmierci, Harry, pan Śmierci! Czy ostatecznie byłem lepszy niż Voldemort?"
"Oczywiście że byłeś" powiedział Harry. "Oczywiście - jak możesz o to pytać? Nigdy nie zabiłeś, jeśli mogłeś tego uniknąć!"
„Prawda, prawda, a był jak dziecko szukające wsparcia "Mimo to zbyt usilnie dążyłem do przezwyciężenia śmierci Harry."
"Nie w taki sposób, jak on to zrobił" powiedział Harry. Po tym całym zdenerwowaniu na Dumbledore’a, jakże dziwne było siedzieć tutaj, pod wysokim, sklepionym zadaszeniem i bronić Dumbledore’a przed nim samym "Relikwie nie Horcrux’y"
"Relikwie" wymruczał Dumbledore "nie Horcrux’y. Dokładnie."
Nastąpiła przerwa. Stworzenie za nimi skowyczało, ale Harry nie rozglądał się już dłużej.
"Grindelwald szukał ich także?" zapytał.
Dumbledore zamknął swe oczy na chwilę i przytaknął głową.
"To była rzecz, ponad wszystkie inne, która przyciągnęła nas do siebie" powiedział cicho. "Dwóch bystrych, przebiegłych chłopców, dzielących obsesję. Chciał pójść do Doliny Godric’a, co zapewne zgadłeś, z powodu grobu Ignotusa Peverell’a. Chciał przeszukać miejsce gdzie zginął trzeci z braci."
"A więc o prawda?" zapytał Harry "Wszystko? Bracia Peverell -"
"-byli trzema braćmi z opowieści" powiedział Dumbledore, przytakując głową "Ależ oczywiście, tak sądzę. Czy spotkali Śmierć na samotnej drodze... sądzę, że bardziej prawdopodobnie bracia Peverell byli po prostu utalentowani, niebezpieczni czarodzieje, którzy osiągnęli sukces w tworzeniu tych potężnych przedmiotów. Opowieść o nich, jako Regaliach samej Śmierci wydaje się dla mnie być pewną legendą, która mogła zapoczątkować takie kreacje wokół." 376
"Płaszcz jak już wiesz, podróżował przez wieki, z ojca na syna, matki na córkę, wprost do ostatniego żyjącego potomka Ignotusa, który tak jak Ignotus urodził się w wiosce w Dolinie Godric’a.
Dumbledore uśmiechnął się do Harryego.
"Ja?"
"Ty. Zgadłeś. Wiem, czemu Płaszcz był w moim posiadaniu w tę noc, gdy zmarli twoi rodzice. James pokazał mi go kilka dni wcześniej. Wyjaśniał wiele z jego nie wykrytego rozrabiania w szkole! Ledwie uwierzyłem w to, co widziałem. Poprosiłem o pożyczenie go, by go zbadać. Minęło sporo czasu odkąd zrezygnowałem z marzenia o zjednoczeniu Relikwii, ale nie mogłem się oprzeć, nie mogłem nie przyjrzeć się bliżej.. Był to Płaszcz, jakiego wcześniej nie widziałem, niezmiernie stary, idealny pod każdym względem... i wtedy zginął twój ojciec, i ja miałem nareszcie dwie relikwie, wszystkie dla siebie!"
Jego ton był nieznośnie gorzki.
"Płaszcz nie pomógłby im przetrwać, bądź co bądź" Powiedział szybko Harry.
"Voldemort wiedział gdzie byli moja mama i tata. Płaszcz nie uczyniłby ich odpornymi na klątwę"
"prawda" westchnął Dumbledore "Prawda."
Harry czekał, ale Dumbledore nie mówił, więc zachęcił go.
"Tak więc poddałeś się w szukaniu relikwii, gdy wtem ujrzałeś płaszcz?'
"Oh tak," powiedział słabo Dumbledore. Wydawało się, że zmusza się, by napotkać oczy Harryego. "Wiesz, co się stało. Wiesz. Nie możesz pogardzać mną bardziej niż ja sam sobą pogardzam."
"Ale ja Panem nie pogardzam -"
"A więc powinieneś" powiedział Dumbledore. Wziął głęboki oddech. "Znasz sekret słabego zdrowia mojej siostry, co te Mugole zrobiły, czym się stała. Wiesz jak mój biedny ojciec dążył do zemsty, i zapłacił cenę, umierając w Azkabanie. Wiesz jak moja matka poświęciła swe życie opiece nad Arianą.
"Czułem się urażony, Harry".
Dumbledore stwierdził to bez ogródek, zimno. Patrzał teraz ponad czubkiem głowy Harryego w dal.
"Zostałem obdarowany, byłem genialny. Chciałem uciec. Chciałem błyszczeć. Chciałem chwały.
"Nie zrozum mnie źle" powiedział i ból przeszył jego twarz tak, iż wyglądał znowu wiekowo. "Kochałem ich, kochałem rodziców, kochałem brata i siostrę, ale byłem egoistyczny Harry, bardziej egoistyczny niż ty, który jesteś wybitnie bezinteresowną osobą, jaką sobie można wyobrazić.
"Tak wiec, kiedy moja mam zmarła, i został pozostawiony z odpowiedzialnością za skrzywdzoną siostrę i krnąbrnego brata, wróciłem do swej wioski w gniewie i rozgoryczeniu. Uwięziony i niepotrzebny, myślałem! I wtedy oczywiście, on się pojawił...."
Dumbledore spojrzał znowu bezpośrednio w oczy Harryego.
"Grindelwald. Nie jesteś sobie w stanie wyobrazić jak jego pomysły usidliły mnie, Harry, zapaliły się we mnie. Mugole zmuszeni do uległości. Triumfujący czarodzieje. Grindelwald i ja, wspaniali młodzi przywódcy rewolucji.
"Ach miałem kilka skrupułów. Uspokajałem swe sumienie pustymi słowami. To byłoby wszystko dla większego dobra, i każda uczyniona krzywda mogłaby być odpłacona stukrotnie ku pożytkowi czarodziejów. Czy wiedziałem, w głębi swego serca, czym Gellert Grindelwald był? Myślę, że tak, ale przymknąłem oczy. Gdyby plany, które opracowywaliśmy ziściłyby się, wszystkie moje marzenia zostałyby spełnione.
"A jako serce naszych planów, Śmiertelne Relikwie! Jakże one go fascynowały, jakże fascynowały nas obojga! Niepokonana różdżka, broń, która doprowadziłaby nas do potęgi! Kamień Wskrzeszenia - dla niego, bądź co bądź udawałem, że nie wiem, znaczył armię Inferich! Dla mnie, przyznaję, oznaczał powrót moich rodziców, i dźwignięcie całej odpowiedzialności z moich bark.
"A Płaszcz... w jakiś sposób, nie mówiliśmy wiele o Płaszczu, Harry. Obydwoje mogliśmy się ukrywać wystarczająco dobrze bez Płaszcza, prawdziwa magia, która oczywiście w nim jest, to polega na tym, że może być użyty samo dobrze do ochrony i osłony tak innych osób jak i właściciela. Myślałem, że jeśli go kiedykolwiek znajdziemy, mógłby być przydatny do ukrycia Ariany, ale nasze zainteresowanie Płaszczem ograniczało się do tego, że stanowił uzupełnienie trójki, tak jak mówiły legendy, że człowiek, który zjednoczy wszystkie trzy przedmioty byłby prawdziwym panem śmierci, co rozumieliśmy tak, że "byłby niezwyciężony"
„Niezwyciężeni panowie śmierci, Grindelwald i Dumbledore! Dwa miesiące szaleństwa, okrutnych marzeń i zaniedbania jedynych dwóch członków rodzin, którzy mi zostali.
"I wtedy... wiesz co się stało. Rzeczywistość powróciła w postaci mojego ordynarnego, niewykształconego i nieskończenie bardziej wspaniałego brata. Nie chciałem słyszeć prawd, które wykrzykiwał w moim kierunku. Nie chciałem słyszeć, że nie mogę iść naprzód i szukać Relikwii z kruchą i niezrównoważoną siostrą u boku.
"Spór przerodził się w bójkę. Grindelwald stracił kontrolę. To, co zawsze w nim wyczuwałem, ale udawałem, że tego nie ma, przemieniło się okropną istotę. A Ariana... po całej troskliwej opiece i ostrożności mojej mamy... leżała martwa na podłodze."
Dumbledore delikatnie westchnął i zaczął szczerze płakać. Harry sięgnął i był zadowolony odkrywając, że może go dotknąć: uścisnął delikatnie jego ramię i Dumbledore stopniowo odzyskał kontrolę nad sobą."
"Cóż, Grindelwald uciekł, jak każdy mogłem to przewidzieć. Zniknął ze swoimi planami zawładnięcia potęgą i projektami torturowania Mugoli i swymi marzeniami o Relikwiach Śmierci, marzeniami, w których go ośmielałem i w których mu pomagałem. Uciekł, podczas gdy ja zostałem zostawiony, by pochować swoją siostrę i nauczyć się żyć ze swoją winą i z okropnym smutkiem, ceną mojego wstydu.
"Lata minęły. Były o nim plotki. Mówili, że zdobył różdżkę o niezmiernej mocy. Mnie w tym czasie oferowano stanowisko Ministra Magii, nie jeden raz, ale kilka. Naturalnie odmówiłem. Nauczyłem się, że nie może mi zostać powierzona odpowiedzialność za potęgę"
"Ale byłby Pan lepszy, o wiele lepszy, niż Knot czy Scimgeour!" wybuchnął Harry.
"Byłbym?" zapytał ciężko Dumbledore. "Nie jestem taki pewien. Dowiodłem, jako młody człowiek, że potęga była moją słabością i pokusą. To ciekawa rzecz Harry, ale być może ci, którzy są najlepiej dostosowani do posiadania potęgi, są tymi, którzy nie powinni do niej dążyć. Tacy, którzy, jak ty, zostali obarczeni przywództwem i przyjęli płaszcz, ponieważ musieli, odkrywali ku swemu zaskoczeniu, że noszą go dobrze i są w stanie podołać brzemieniu*.
"Byłem bezpieczniejszy w Hogwarcie. Sądzę, że byłem dobrym nauczycielem -"
"Był Pan najlepszy ---"
"--- jesteś bardzo miły Harry. Ale gdy zajmowałem się treningiem młodych czarodziejów, Grindelwald tworzył armię. Mówili, że się mnie bał, i być może tak było, ale mniej, jak sadzę, niż ja się go bałem.
"Ach nie śmierci,” powiedział Dumbledore w odpowiedzi na pytające spojrzenie Harryego. "Nie tego, co mógłby uczynić mi za pomocą magii. Wiedziałem, że nasze szanse są wyrównane, być może, że byłem ociupinkę zręczniejszy. To prawdy się bałem. Widzisz, nigdy nie wiedziałem, który z nas, w ostatniej przerażającej walce rzucił klątwę, która zabiła mą siostrę. Możesz nazwać mnie tchórzliwym: będziesz miał rację Harry. Lękałem się ponad wszystko wiedzy, że to ja sprowadziłem na nią śmierć, nie tylko przez swoją arogancję i głupotę, ale przez to, że faktycznie zadałem ostateczny cios, który zgasił jej życie.
"Sądzę, że to wiedział, sadzę, że wiedział, co mnie przerażało. Opóźniałem spotkanie z nim ostatecznie, byłoby to zbyt haniebne opierać się dłużej. Ludzie umierali a on wydawał się nie do powstrzymania, a ja musiałem zrobić to, co mogłem.
"Cóż, wiesz co stało się potem. Wygrałem pojedynek. Wygrałem różdżkę."
Kolejna cisza. Harry nie spytał, czy Dumbledore dowiedział się, kto uśmiercił Arianę. Nie chciał wiedzieć, co Dumbledore widział, kiedy patrzał w Zwierciadło Erised i dlaczego Dumbledore był pełen zrozumienia dla fascynacji, którą wzbudzało w Harrym.
Siedzieli w ciszy przez długi czas, a skowyczenie stworzenia za nimi ledwie jeszcze przeszkadzało Harryemu.
W końcu powiedział: "Grindelwald próbował zatrzymać Voldemorta, gdy ten zmierzał po różdżkę. On kłamał, udawał, że nigdy jej nie miał."
Dumbledore przytaknął, patrząc w dół na swoje kolana, łzy ciągle błyszczały na zakrzywionym nosie.
"Mówią, że okazał wyrzuty sumienia w późniejszych latach, będąc samemu w swej celi w Nurmengardzie. Mam nadzieję, że to prawda. Mam nadzieję, że poczuł horror i wstyd za to, co uczyniliśmy. Być może to kłamstwo skierowane wobec Voldemorta było próbą poprawy... by uchronić Voldemorta od zabrania Relikwii..."
"...albo od włamania się do twego grobowca?" zaproponował Harry a Dumbledore lekko przetarł oczy.
Po kolejnej krótkiej przerwie Harry powiedział, "próbowałeś użyć Kamienia Wskrzeszenia."
Dumbledore przytaknął.
"Kiedy odkryłem go, po tych wszystkich latach, zakopanego w opuszczonym domu Gaunt'ów --- Relikwię, której najbardziej pożądałem, mimo że w młodości chciałem jej z innych powodów --- Straciłem głowę, Harry. Zapomniałem całkiem, że nie byłem Horcrux’em, że pierścień na pewno nosił klątwę. Podniosłem go i założyłem i przez sekundę wydawało mi się, że ujrzę Arianę i moją mamę i mojego tatę i że powiem im jak bardzo, bardzo mi było przykro...
"Byłem takim głupcem, Harry. Po tylu latach niczego się nie nauczyłem. Byłem niegodny by zjednoczyć Śmiertelne Relikwie, dowiodłem tego wtedy i ponownie, a to był ostateczny dowód."
"Dlaczego?" powiedział Harry. "To było naturalne! Chciałeś ich znowu ujrzeć. Co w tym złego?"
"Może jeden człowiek na milion mógł zjednoczyć Relikwie, Harry. Ja nadawałem się tylko do posiadania najskromniejszej z nich, najmniej nadzwyczajnej. Nadawałem się do posiadania Starszej Różdżki, nie chełpiąc się nią i nie zabijając nią. Było mi dane ją poskromić i użyć, ponieważ wziąłem ją, nie by zyskać, ale by chronić ludzi od niej.
"Ale Płaszcz, wziąłem z czystej ciekawości tak, iż nigdy nie mógł działać dla mnie tak, jak działał dla ciebie, prawdziwego właściciela. Kamień, który chciałem użyć usiłując ściągnąć tych, którzy spoczywali w pokoju, zamiast umożliwić sobie samopoświęcenie, tak jak ty uczyniłeś. Jesteś godnym właścicielem Relikwii."
Dumbledore poklepał dłoń Harryego, a Harry spojrzał na starego człowieka i uśmiechnął się; nie mógł sobie uzmysłowić. Jak mógł pozostać zagniewany teraz na Dumbledore’a?
"Dlaczego musiałeś uczynić to takim trudnym?"
Uśmiech Dumbledore'a był drżący.
"Obawiałem się, że panna Granger cię spowolni, Harry. Myślałem, że twoja gorącą głowa mogłaby zdominować twe dobre serce. Bałem się tego, że jeśli przedstawię ci otwarcie fakty o tych kuszących przedmiotach, mógłbyś zawładnąć Relikwiami tak jak ja to zrobiłem, w złym czasie, ze złych pobudek. Jeśli miałeś położyć ręce na nich, chciałem byś posiadł je bezpiecznie. Jesteś prawdziwym panem śmierci, ponieważ prawdziwy pan nigdy nie szuka ucieczki przed Śmiercią. Akceptuje to, że musi umrzeć i rozumie, że są o wiele, wiele gorsze rzeczy w świecie żywych niż w umieraniu."
"A Voldemort nigdy nie wiedział o relikwiach?"
"Nie sądzę, ponieważ nie rozpoznał Kamienia Wskrzeszenia, który zamienił w Horcrux. Ale nawet jeśliby wiedział o nich Harry, wątpię czy byłby zainteresowany w którymś poza tym pierwszym. Nie uważałby, że potrzebuje Płaszcza, a co do kamienia, kogo by chciał wrócić z martwych? Obawia się nieżywych. Nie kocha."
"Ale spodziewałeś się, że podąży za różdżką?"
"Byłem pewien, że spróbuje od chwili, gdy twoja różdżka pokonała tą Voldemorta na cmentarzu w Little Hangelton. Na początku, obawiał się, że zwyciężyłeś go większą zręcznością. Gdy porwał Ollivander'a odkrył jednak istnienie bliźniaczych rdzeni. Myślał, że to wyjaśnia wszystko. Mimo to pożyczona różdżka nie zdołała uczynić nic przeciwko twojej! Więc Voldemort, zamiast zadać sobie pytanie, co za jakość była w tobie, która uczyniła twą różdżkę silniejszą, jaki talent posiadłeś, którego on nie miał, nastawił się naturalnie na poszukiwanie tej jednej różdżki, która, jak mówią, pokona każdą inną. Dla niego Starsza Różdżka stała się obsesją rywalizującą z obsesją dotyczącą ciebie. Wierzył, że Starsza Różdżka usunie jego ostatnią słabość, uczyni go prawdziwie niezwyciężalnym. Biedny Severus..."
"Jeśli zaplanowałeś swoją śmierć ze Snape’m, chciałeś by skończył ze Starszą Różdżką, czyż nie?"
„Przyznaję, że taki był mój zamiar" powiedział Dumbledore, "ale nie stało się tak, jak chciałem, prawda?"
"Nie" powiedział Harry. "Ten kawałek nie powiódł się.”
Stworzenie za nimi szarpało się i jęczało, a Harry i Dumbledore pozostawali bez słów przez, jak dotąd, najdłuższą chwilę. Uzmysłowienie sobie, co mogłoby się dalej stać stopniowo krzepło w Harrym przez długie minuty, jak miękko padający śnieg.
"Musze wracać, nieprawdaż?"
"To zależy od ciebie."
"Mam wybór?"
"Ależ tak," Dumbledore uśmiechnął się do niego. "Jesteśmy na King's Cross mówisz? Myślę, że jeśli zdecydujesz się nie wracać, będziesz w stanie ... powiedzmy ... załapać się na pociąg."
"A dokąd by mnie zabrał?"
"Dalej." powiedział porostu Dumbledore.
Znowu cisza.
"Voldemort ma Starszą Różdżkę"
"To prawda Voldemort ma Starszą Różdżkę".
"Ale chce Pan żebym wrócił?"
"Sadzę," powiedział Dumbledore, „że jeśli wybierzesz powrót, jest szansa, że może zostać wykończony na dobre. Nie mogę obiecać. Ale wiem to, Harry, że ty możesz się mniej obawiać powrotu tutaj niż on."
Harry spojrzał ponownie na rzecz, która wyglądał na nieosłoniętą, bębniącą i dławiącą się w cieniu poniżej odległego krzesła.
"Nie lituj się nad zmarłym, Harry. Lituj się nad żyjącymi, a przede wszystkim, nad tymi, którzy żyją pozbawieni miłości. Wracając, możesz sprawić, że mniej dusz będzie okaleczonych, mniej rodzin zostanie rozdzielonych. Jeśli to dla ciebie wartościowy cel, wówczas powiedzmy sobie teraz dowidzenia."
Harry pokiwał głową i westchnął. Pozostawienie tego miejsca nie byłoby tak trudne jak wejście do lasu, ale było tu ciepło i świetliście i spokojnie, a on wiedział, że kieruje się z powrotem do bólu i strachu o więcej strat. Wstał a Dumbledore zrobił to samo, i popatrzeli sobie w twarze przez dłuższą chwilę.
"Powiedz mi ostatnią rzecz," powiedział Harry "Czy to jest prawdziwe? Czy to się dzieje w mojej głowie?"
Dumbledore rozpromienił się w jego kierunku, a jego głos brzmiał głośno i silnie w uszach Harryego, mimo że jasna mgła opadała ponownie, zamazując jego postać.
"Oczywiście, że to się dzieje wewnątrz twojej głowy, Harry, ale dlaczegóż na tej ziemi ma to znaczyć, że nie jest to prawdą?"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martynkaaa
uczeń drugiego roku
Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:36, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
35 znalazłam w sieci ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
karat
mugol
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:37, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
ale najpierw 32
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kaisa
Gość
|
Wysłany: Pon 17:38, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
w sieci jest juz wszystko poza 32 szaloona :* w tobie nadzieja
|
|
Powrót do góry |
|
|
polcia87
zapisany do Hogwartu
Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świnoujście
|
Wysłany: Pon 17:38, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Tylko kawalek 32 i bedziemy miali calosc w koncu :
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SzaLoona
zapisany do Hogwartu
Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:40, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
się staram się
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martynkaaa
uczeń drugiego roku
Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:41, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
nom SzaLoona w Tobie ostatnia nadzieja;))
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
maciek14
mugol
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dziwnówekcity
|
Wysłany: Pon 17:43, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
SzaLoona jestes moim bohaterem iskierka rozswietlajaca moje zycie Dobra daruje sobie wielkie dzxieki za to ze tlumaczysz 32:*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
polcia87
zapisany do Hogwartu
Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świnoujście
|
Wysłany: Pon 17:44, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
SzaLoona dziekujemy bardzo, bardzo i czekamy z nicierpliwoscia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martynkaaa
uczeń drugiego roku
Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:46, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
coraz bardziej niecierpliwa jestem:D mam nadzieje ze SzaLoona jeszcze dzisiaj przetlumaczy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Pon 17:48, 30 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Jestes SzaLoona ;*
SzaLoona rrulezz
Kochamy Cie;*;*;*
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|