Forum Dziurawy Kociol
www.kociool.fora.pl ---- wszystko o HP
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

akcja ratujemy forum
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 89, 90, 91 ... 115, 116, 117  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dziurawy Kociol Strona Główna -> Książki HP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
malyna
charłak
charłak



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:48, 30 Lip 2007    Temat postu:

Też mam 17 lat. Z maja jestem:D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martynkaaa
uczeń drugiego roku
uczeń drugiego roku



Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:48, 30 Lip 2007    Temat postu:

no jaa;( a ja ze stycznia i mam 14, ha! Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaisa
Gość






PostWysłany: Pon 18:48, 30 Lip 2007    Temat postu:

to ja chyba ide po krem na zmarszczki
Powrót do góry
SzaLoona
zapisany do Hogwartu
zapisany do Hogwartu



Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:48, 30 Lip 2007    Temat postu:

Kto może niech wejdzie na tego linka i próbuje robić te fragmenty które nie są tam zrobione i wysyłać je do mnie
ja posklejam i wrzuucę gotową całość tu:D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dylorek
charłak
charłak



Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:48, 30 Lip 2007    Temat postu:

malyna ja tez z maja:) 13

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
malyna
charłak
charłak



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:49, 30 Lip 2007    Temat postu:

Ja z 3Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yoasia
charłak
charłak



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:49, 30 Lip 2007    Temat postu:

A mi w listopadzie stuknie 19 Wink stara jestem Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaisa
Gość






PostWysłany: Pon 18:49, 30 Lip 2007    Temat postu:

Świat się skończył, więc dlaczego bitwa się nie skończyła, zamek nie pograżył się w przerażającej ciszy, a wszyscy żołnierze nie padali sobie w ramiona? Umysł Harry'ego wydawał się spadać, przyspieszając bez możliwości kontroli, bez możliwości pojęcia niemożliwego, ponieważ Fred Weasley nie mógł być martwy, świadectwo wszystkich jego zmysłów musiało kłamać... Ciało wypadło przez zdmuchnięte w stronę szkoły i klątwy leciały w ich stronę z ciemności, uderzając mur nad ich głowami.
- Na dół! – Harry krzyknął, coraz więcej klątw przecinało noc: Harry i Ron we dwójkę pociągnęli Hermionę i ściągnęli ją na podłogę, ale Percy leżał na ciele Freda broniąc je od dalszych obrażeń. Kiedy Harry krzyknął “Percy, chodź, musimy stąd odejść!”, potrząsnął głową.
- Percy! – Harry widział ślady łez przecinające warstwę brudu na twarzy Rona, kiedy chwycił ramiona starszego brata i pociągnął, ale Percy nawet się nie ruszył.
- Percy, nie mozesz zrobić nic dla niego! Idziemy do...
Hermiona wrzasnęła i Harry, obracając się, nie musiał pytać dlaczego.
Pająk wielkości małego samochodu próbował wspiąć się przez ogromną dziurę w ścianie. Jeden z potomków Aragoga dołączył do walki. Ron i Harry krzyknęli razem,ich zaklęcia połączyły się i potwór został zepchnięty w tył, jego nogi wymachiwały strasznie i zniknął w ciemnościach.
- Przyprowadził przyjaciół! – Harry zawołał do innych zerkając ponad krawędzią zamku przez dziurę w ścianie powstałą w wyniku klątwy. Więcej wielkich pająków wspinało się po budynku, wyzwolonych z Zakazanego Lasu, który Śmierciożercy musieli przeszukać. Harry wystrzelił zaklęcia oszałamiające w dół na pająki, zrzucając je na ich braci, tak, że staczały się w dół budynku. Potem więcej klątw zaczęło szybować nad głową Harry’ego, tak blisko, że poczuł jak siła jednej z nich rozwiewa mu włosy.
- Uciekamy, TERAZ!
Popychając Hermionę przez sobą wraz z Ronem, Harry schylił się by chwycić ciało Freda pod pachy. Percy, spostrzegając, co Harry chce zrobić, przestał ściskać ciało i pomógł: razem, kucając nisko by ominąć zaklęcia lecące na nich z błoni, wywlekli Freda z drogi.
- Tutaj – powiedział Harry i umieścił go w niszy, gdzie wcześniej stałą zbroja. Nie mógł znieść widoku Freda chociażby sekudę dłużej niż musiał, i upewniwszy się, że ciało jest dobrze schowane, zajął się Ronem i Herminoną. Malfoy i Goyle zniknęli, ale na końcu korytarza , który był teraz pełen pyłu i spadających kamieni, szyb z wybitych okien, zobaczył wielu ludzi biegających tam i z powrotem, przyjaciół czy wrogów – nie umiał powiedzieć. Okrążając róg Percy wysłał ryk podobny do ryku byka: ROOKWOOD! i pobiegł w kierunku wysokiego mężczyzny, który ścigał kilku uczniów.
- Harry, tutaj! – wrzasnęła Hermiona. Pociągnęła Rona za gobelin. Wyglądali jakby walczyli ze sobą (chodzi o wrestling) i przez sekundę Harry myślał, że znów się obejmują, potem zobaczył, że Hermiona próbuje powstrzymać Rona, żeby nie biegł za Percym.
- Posłuchaj mnie Ron, SŁUCHAJ!
- Chcę pomóc... chcę zabijać Śmierciożerców... – jego twarz była wykrzywiona, umazana pyłem i dymem, trząsł się z wściekłości i żalu.
- Ron, jesteśmy jedynymi, którzy mogą to skończyć! Proszę Ron... potrzebujemy węża, musimy zabić węża! – powiedziała Hermiona.

Ale Harry wiedział co czuł Ron: Pogoń za kolejnym Horkruxem nie mogło przynieść satysfakcji z zemsty. On też pragnął walczyć, aby ukarać ludzi, którzy zabili Freda. Chciał znaleźć pozostałych Weasleyów i upewnić się choć trochę, że Ginny nie była.... ale nie mógł pozwolić tej myśli ukształtować się w jego głowie.
- Będziemy walczyć! – powiedziała Hermiona – Musimy, aby dopaść węża! Ale nie straćmy z oczu celu do jakiego dążymy! Tylko my możemy to wszystko zakończyć!
Płakała również i wycierała swoją twarz w podarty i przypalony rękaw. Wzięła kilka głębokich wdechów aby się uspokoić. Wciąż mocno trzymając Rona odwróciła się do Harrego
- Musisz się dowiedzieć gdzie jest Voldemort. On ma węża zawsze ze sobą, prawda? Zrób to Harry. Wejrzyj w niego!
Dlaczego to było takie proste? Bo jego blizna paliła go od godzin, żądając pokazania mu myśli Voldemorta? Zamknął oczy na jej rozkaz i w jednej chwili, krzyki, strzały, i wszystkie te niedobrane dźwięki bitwy zaczęły tonąć i oddalać się, aż on stanął daleko, daleko od nich.
Stał na środku zniszczonego, ale dziwnie znajomego pokoju z obdartą tapetą na ścianach i wszystkimi oknami zabitymi deskami z wyjątkiem jednego. Odgłosy walki na zamku były stłumione i dalekie. Jedno odblokowane okno odsłaniało odległe błyski światła z miejsca gdzie stał zamek, ale w pokoju było ciemno z wyjątkiem samotnej oliwnej lampy.
Obracał różdżkę między palcami oglądając to. Jego myśli krążyły wokół pokoju w zamku, sekretnego pokoju, który tylko on kiedykolwiek znalazł, jakby pokój, do którego aby wejść musisz być mądry i sprytny i dociekliwy... Był pewny że chłopiec nigdy nie znajdzie diademu... Chociaż pupilek Dumbledora zaszedł dalej niż kiedykolwiek oczekiwał... za daleko...
- Mój Panie – powiedział zdesperowany i przybity głos.
Odwrócił się: był tam Lucjusz Malfoy siedzący w najciemniejszym kącie, obszarpany i wciąż noszący znamię kary, jaką otrzymał po ostatniej ucieczce chłopca. Jedno jego oko wyglądało na zamknięte i spuchnięte
- Mój Panie... proszę... mój syn...
- Jeśli twój syn jest martwy Lucjuszu, to nie moja wina. Nie przyszedł aby się do mnie przyłączyć, jak zrobiła to reszta Slytherina. Możliwe, że postanowił się zaprzyjaźnić z Harrym Potterem
- Nie... Nigdy – szepnął Malfoy
- Miej nadzieje, że nie.
- Czy... czy nie boisz się mój Panie, że Potter mógł zginąć z czyichś innych rąk niż Twoich? – zapytał Malfoy trzęsącym się głosem – Czy nie byłoby... mi wybaczone... bardziej ostrożnie byłoby odwołać bitwę, wejść do zamku i szukać go samemu? [co do tego nie jestem pewna: „Wouldn`t it be forgiven me... more prudent to call off this battle, enter the castle, and seek him yourself”]
- Nie udawaj Lucjuszu. Chciałbyś aby bitwa się zakończyła, abyś mógł się dowiedzieć co się stało z twoim synem. A ja nie musze szukać Pottera. Zanim noc się skończy Potter sam tu przyjdzie aby mnie znaleźć.
Voldemort rzucił jeszcze jedno spojrzenie na różdżkę w swoich palcach. To go martwiło... A rzeczy które martwiły Lorda Voldemorta musiały zostań przearanżowane [?? ...and those things that troubled LV needed to be rearranged...]
- Idź i sprowadź mi tu Snape`a
- Snape`a, M-mój Panie?
- Tak, Snape`a. Teraz. Potrzebuję go. Jest... coś... co musi dla mnie zrobić. Idź!
Przestraszony, potykając się w ciemności, Lucjusz opuścił pokój. Voldemort nadal tam stał, obracając różdżkę między palcami i gapiąc się na nią.
- To jedyna droga, Nagini – szepnął i rozejrzał się dookoła.
Był tam wielki, gruby wąż, teraz zawieszony w powietrzu i skręcony wdzięcznie wewnątrz wyczarowanej, ochronnej przestrzeni, którą dla niej zrobił. Gwiaździsta, przezroczysta kula, coś między błyszczącą klatką a czołgiem.
Sapiąc, Harry wrócił myślami i otworzył oczyw tym samym momencie jego uszy zaatakowane zostały przez piski i płacz, grzmoty i uderzenia bitwy.
- Jest we Wrzeszczącej Chacie. Wąż jest z nim, stworzył mu jakąś magiczną ochronę dookoła. Właśnie wysłal Lucjusza Malfoya, żeby ten znalazl Snape`a
- Voldemort siedzi we Wrzeszczącej Chacie? – powtórzyła Hermiona zdziwiona – On nawet... on nawet nie WALCZY?
- On myśli, że nie musi walczyć – powiedzial Harry – On myśli, że ja sam do niego przyjdę.
- Ale dlaczego?
- On wie, że znalazłem Horcruxy. Trzyma Nagini przy sobie. Oczywiście muszę iść do niego, by się zbliżyć do celu.
- Racja – powiedział Ron splatając ramiona – Więc nie możesz iść! To jest to czego on chce, czego oczekuje. Ty zostań tu i zajmij się Hermioną a ja pójdę i to załatwię.
Harry spojrzał na Rona
- Wy dwoje tu zostańcie, ja pójdę pod Peleryną i będę tak szybko jak...
- Nie – przerwała mu Hermiona – bardziej sensowne będzie jeśli ja wezmę Pelerynę i...”
- Nawet o tym nie myśl! – wrzasnął na nią Ron
Zanim Hermiona zdążyła powiedzieć coś więcej niż „Ron, ja jestem,na tyle zdolna...” gobelin na szczycie schodów na których stali został gwałtownie rozdarty.
- POTTER!
Dwóch zamaskowanych Śmierciożerców stało tam, ale nawet zanim zdążyli w pełni wyciągnąć różdżki Hermiona krzyknęła „Glisseo!”
Schody pod ich stopami zamieniły się w rynnę i ona, Harry i ron zjechali w dół, nie mogąc kontrolować prędkości, ale na tyle szybko by oszałamiające czary Śmierciożerców nie mogły w nich trafić. Strzelali przez [concealing] gobelin na środku [and spun onto the floor – nie mam pojęcia:/] uderzając w przeciwną ścianę
- Duro! - Zapłakała Hermiona celując różdżką w Gobelin.
Były tam dwa głośne, obrzydliwe [crunches - ??] w chwili gdy gobelin zamienił się w kamień a goniący ich Śmierciożercy zgnietli się przed nim.
- Cofnijcie się! – krzyknął Ron,
On, Harry i Hermiona rzucili się naprzeciw drzwi, kiedy dobiegł ich dźwięk galopujących biurek poganianych przez biegnącą Profesor McGonagall. Nie zauważyła ich. Jej włosy opadły a na policzku widniało głębokie cięcie. Gdy skręciła za róg usłyszeli jej krzyk:
- ATAKOWAĆ!
- Harry, załóż Pelerynę – powiedziała Hermiona - Nie przejmuj się nami
Ale on zarzucił Pelerynę na całą trójkę. [Large though they were he doubted - ????] nikt nie zobaczyłby ich bezcielesnych nóg poprzez kurz z zatykający powietrze, spadające kamienie i migotanie zaklęć. Pobiegli na niższą klatkę schodową i znaleźli się na korytarzu pełnym walczących. Portrety po obydwu stronach walki były zatłoczone przez postacie krzyczące rady i zachęcające do walki w chwili gdy Śmierciożercy zamaskowani i ci bez masek walczyli ze studentami i nauczycielami. Dean wygrał dla siebie różdżkę i pojedynkował się twarzą w twarz z Dołohowem, Parvati z Traversem. Harry, Ron i Hermiona wznieśli jednocześnie swoje różdżki gotowi do uderzenia, ale walczący falowali i byli tak ściśnięci, że było zbyt możliwe by zranić kogoś, kto walczył po ich stronie, gdyby zaczęli rzucać zaklęcia. Stali zamurowani szukając możliwości działania, gdy nagle rozległo się głośne „Wheeee!” i spoglądając w górę Harry zobaczył Irytka warczącego nad nimi, rzucającego [Snargaluff pods] w dół na Śmierciożerców, których głowy nagle zostały pochłonięte przezwijące się zielone bulwy przypominające grube robaki.
- ARGH!
Garść [tubers] uderzyła w Pelerynę nad głową Rona; wilgotne zielone korzenie zawisły w powietrzu. Ron próbował je z siebie strząsnąć
- Ktoś niewidzialny tam jest! – krzyknął zamaskowany Śmierciożerca wskazując nanich
Dean skorzystał z nieuwagi Śmierciożercy i powalił go Zaklęciem Oszałamiającym. Dołohov spróbował się zemścić, ale Parvati rzuciła na niego Klątwe „Body Bind”
- CHODŹMY! – wrzasnął Harry.
On, Ron i Hermiona założyli dokładnie Pelerynę i pobiegli z głowami nisko środkiem, między walczącymi, ślizgając się trochę na rozlanym soku (Snargaluff) na szczyt schodów prowadzących do Sali Wejściowej.
- Jestem Draco Malfoy, Jestem Draco, Jestem po twojej stronie!


Draco was on the upper landing, pleading with anoter masked Death Eater. Harry Stunned the Death Eater as they passed. Malfoy looked around, beaming, for his savior, and Ron punched him from under the Cloak. Malfoy fell backward on top of the Death Eater, his mouth bleeding, utterly bemused. "And that's the second time we've saved your life tonight, you two- faced bastard!" Ron yelled. There were more duelers all over the stairs and in the hall. Death Eaters everywhere Harry looked: Yaxley, close to the front doors, in combat with Flitwick, a masked Death Eater dueling Kingsley right beside them. Students ran in every direction; some carrying or dragging injured friends. Harry directed a Stunnning Spell toward the masked Death Eater; it missed but nearly hit Neville, who had emerged from nowhere brandishing armfuls of Venomous Tentacula, which looped itself happily around the nearest Death Eater and began reeling him in. Harry, Ron, and Hermione sped won the marble staircase: glass shattered on the left, and the Slytherin hourglass that had recorded House points spilled its emeralds everywhere, so that people slipped and staggered as they ran. Two bodies fell from the balcony overhead as they reached the ground a gray blur that Harry took for an animal sped four-legged across the hall to sink its teeth into one of the fallen. "NO!" shrieked Hermione, and with a deafening blast from her wand, Fenrir Greyback was thrown backward from the feebly struggling body of Lavender Brown. He hit the marble banisters and struggled to return to his feet. Then, with a bright white flash and a crack, a crystal ball fell on top of his head, and he crumpled to the ground and did not move. "I have more!" shrieked Professor Trelawney from over the banisters. "More for any who want them! Here--" And with a move likea tennis serve, she heaved another enormous crystal sphere from her bag, waved her wand through the air, and caused the ball to speed across the hall and smash through a window.


W tym samym momencie ciezkie drewniane frontowe drzwi wybuchły i wiele gigantycznych pajaków zatarasowało im droge do głownego korytarza. Krzyki przerazenia przeszyły powietrze:walczacy rozproszyli sie, tak samo smierciozercy jak i obroncy Hogwardu i czerwone i zielone strumienie swiatła wleciały w srodek zblizajacych sie potworów, odrazajacych i strasznych jak nigdy przedtem
-jak sie z tad wydostaniemy-wrzasnał Ron przez wszystkie krzyki;ale zanim oboje, Harry i Hermiona odpowiedzieli zostali pchnieci na bok; przybył Hagrid rozgramiajac schody w dole wywijaja jego kwiecistym rózowym parasolem.
-nie rańcie ich , nie rańcie ich-krzyczał
-Hagrid nie!!-Harry zapomniał o całej reszcie:biegł osłoniety peleryna, biegnac wyginał sie by uniknąc przeklęc rozjasniajacych cały korytarz
-Hagrid wracaj-ale nie był nawet w połowie drogi do Hagrida gdy zobaczył co sie stało:Hagrid zniknał pomiedzy pajakami i z wielkim pędem w wstretny tłoczacy sie ruch wycofywały sie pod atakiem jego uroków, Hagrid pogrzebany w ich srodku
-Hagrid!!-Harry słyszał jak ktos woła jego własne imie nie wiedzia czy to przyjaciel czy wróg, nie obchodziło go to:biegł w dół prosto w ciemna plame, pajaki stłoczyły sie daleko od swej ofiary i on nie mogł zobaczyc czy Hagrid jest cały
-Hagrid!!- He thought he could make out an enormous arm waving from the mdist of the spider swarm ale musiał je najpierw odgonic od niego, jego droga była zatarasowana przez ogromne stopy ktore obracały sie w dół w ciemności i i ziemia na na ktorej stał drżała.Obejrzał sie:olbrzym stał przed nim wysoki na 20 stóp jego głowe zakrywał cień, nothing but its treelike,włochata skóra była oswietlona przez swiatło wydobywajace sie z drzwi zamku.Z okrutnymi płynnymi ruchamirozbił okno masywna piescia i szkoło spadło na Harrego zmuszajac go do wycofania sie i schronienia sie w wejsciu
-O moj..!-krzykneła Hermiona gdy ona i Ron dogonili Harrego i skierowali sie w strone olbrzyma teraz próbujacego chwytac ludzi i wyrzucac ich przez okno
-NIE!!-krzyknał Ron chwytajac reke Hermiony gdy ona wyciagała różdżke-ogłyszysz go i zgniecie połowę zamku...
-HAGGER -nadszedł Grawp rozgladajac sie dookoła katów w zamku.Harry zauwazył ze Grawp był rzeczywiście wzrostu małego olbrzyma.Olbrzymi potwór który próbował rozgnieś ludzi na wyzszym pietrze odwrócił sie i and let out a rorar.Kamienne stopnie drżały kiedy on szedł w kierunku jego mniejszego brata i jego usta były otwarte i ukazywały zólte w połowie połamane zeby i wtedy oni podtrzymujac sie nawzajem zrezygnowali z walki jak lwy
-Uciekajcie-zawołał Harry ;noc był pełna paskudnych wrzasków i wybuchów dochodzacycjh z walki olbrzymów, chwycił wiec reke Hermony i porwał ja chodami w dół na błonia ,zostawiajac Rona w tyle



Harry had not lost hope of finding and saving Hagrid; he ran so fast that they were halfway toward the forest before they were brought up short again. The air around them had frozen: Harry's breath caught and solidified in his chest. Shapes moved out in the darkness, swirling figures of concentrated blackness, moving in a great wave towards the castles, their faces hooded and their breath rattling... ron and Hermione closed in beside him as the sounds of fighting behind them grew suddenly muted, deadened, because a silence only dementors could bring was falling thickly through the night, and Fred was gone, and Hagrid was suurely dying or already dead... "come on, Harry!" said Hermione's voice from a very long way away. "Patronuses, Harry, come on!" he raised his wand, but a dull hopelessness was spreading throughout him: How many more lay dead that he did not yet know about? He felt as though his soul had already half left his body.... "HARRY, COME ON!" screamed Hermione. A hundred dementors were advancing, gliding toward them, sucking their way closer to Harry's despair, which was like a promise of a feast... He saw Ron's silver terrier burst into the air, flicker feebly, and expire; he saw Hermione's otter twist in midair and fade, and his own wand trembled in his hand, and he almost welcomed the oncoming oblivion, the promise of nothing, of no feeling... And then a silver hare, a boar, and fox soared past Harry, Ron, and Hermione's heads: the dementors fell back before the creatures' approach. Three more people had arrived out of the darkness to stand beside them, their wands outstretched, continuing to cast Patronuses: Luna, Ernie, and Seamus. "That's right," said Luna encouragingly, as if they were back in the Room of Requirement and this was simply spell practice for the D.A., "That's right, Harry...come on think of something happy..." 'something happy?" he said, his voice cracked. "We're all still here," she whispered, "we;re still fighting. Come on, now...." There was a silver spark, then a wavering light, and then, with the greatest effort it had ever cost him the stag burst from the end of Harry's wand. It cantered forward, and now the dementors scattered in earnest, and immediately the night was mild again, but the sounds of the surrounding battle were loud in his ears. "Can't thank you enough," said ron shakily, turning to Luna, Ernie, and Seamus "you just saved--" With a roar and an earth-quaking tremor, another giant came lurching out of the darkness from the direction of the forest, brandishing a club taller than any of them. "RUN!" Harry shouted again, but the others needed no telling; They all scattered, and not a second too soon, for the next moment the creature's vast foot had fallen exactly where they had been standing. Harry looked round: ron and Hermione were following him, but the other three had vanished back into the battle. "Let's get out of range!" yelled Ron as the giant swung its club again and its bellows echoed through the night, across the grounds wehere bursts of red and green light continued to illuminate the darkness. "The Whomping willow," said Harry, "go!" Somehow he walled it all up in his mind, crammed it into a small space into which he could not look now: thoughts of Fred and Hagrid, and his terror for all the people he loved, scattered in and outside the castle, must all wait, because they had to run, had to reach the snake and Voldemort, because that was, as Hermione said, the only way to end it-- He sprinted, half-believing he could outdistance death itself, ignoring the jets of light flying in the darkness all around him, and the sound of hte lake crashing like the sea, and the creaking of the Forbidden Forest though the night was windless; through grounds that seemed themselves to have risen in rebellion, he ran faster than he had ever moved in his life, and it was he who saw the great tree first, the Willow that protected the secret at its roots with whiplike, slashing branches.


Panting and gasping, Harry slowed down, skirting the willow's swiping branches, peering through the darkness toward its tick trunk, trying to see the single knot in the bark of the old tree that would paralyze it. Ron and Hermione caught up, Hermione so out of breath that she could not speak. "How--how're we going to get in?" panted ron. "I can--see the palce- -if we jsut had--Crookshanks again--" "Crookshanks?" wheezed Hermione, bent double, clutching her chest. "Are you a wizard, or what?" "Oh--right--yeah--" Ron looked around, then directed his wand at a twig on the ground and said "Winguardium Leviosa!" The twig flew up from the gruond, spun through the air as if caught by a gust of wind, then zoomed directly at the trunk through the Willow's ominously swaying branches. It jabbed at a place near the roots, and at once, the writhing tree became still. "Perfect!" panted Hermione. "Wait." For one teetering second, while the crashes and booms of the battle filled the air, Harry hesitated. Voldemort wanted him to do this, wanted him to come...Was he leading Ron and Hermione into a trap? But the reality seemed to close upon him, cruel and plain: the only way forward was to kill the snake, and the snake was where Voldemort was, and voldemort was at the end of this tunnel...
"Harry, we're coming, just get in there!" said Ron, pushing him forward. Harry wriggled into the earthy passage hidden in the tree's roots. It was a much tighter squeeze than it had been the last time they had entered it. The tunnel was low-ceilinged: they had had to double up to move throuhgh it nearly four years previously; now there was nothing for it but to crawl. Harry went first, his wand illuminated, expecting at any moment to meet barriers, but none came. They moved in silence, Harry's gaze fixed upon the swinging beam of the wand held in his fist. At last, the tunnel began to slope upward and Harry saw a sliver of light ahead. Hermione tugged at his ankle. "The Cloak!" she whispered. "Put the Cloak on!" He groped behind him and she forced the bundle of slippery cloth into his free hand. With difficulty he dragged it over himself, murmered, "Nox," extinguishing his wandlight, and continued on his hands and knees, as silently as possible, all his senses straining, expecting every second to be discovered, to hear a cold clear voice, see a flash of green light. and then he heard voices coming from the room directly ahead of them, only slightly muffled by the fact that the opening at the endo fht etuunnel had been blocked up by what looked like an old crate. Hardly daring to breathe, Harry edged right up tot he opening and peered through a tiny gap left between crate and wall. The room beyond was dimly lit, but he could see Nagini, swirlign and coiling like a serpent underwater, safe in her enchanted, starry sphere, which floated unsupported in midair. He could see the edge of a table, and a long-fingered white hand toying with a wand. Then Snape spoke, and Harry's heart lurched: Snape was inches away from where he crouched, hidden. "...my Lord, their resistance is crumbling--" "--and it is doing so without your help," said Voldemort in his high, clear voice. "Skilled wizard though you are, Severus, I do not think you will make much difference now. We are almost there...almost." "Let me find the boy. Let me bring you Potter. I know I can find him, my Lord. Please." Snape strode past the gap, and Harry drew back a little, keeping his eyes fixed upon Nagini, wondering whether there was any spell that might penetrate the protection surrounding her, but he could not think of anything.


One failed attempt, and he would give away his position... Voldemort stood up. Harry could see him now, see the red eyes, the flattened, serpentine face, the pallor of him gleaming slightly in the semidarkness. "I have a problem, Severus," said Voldemort softly. "My Lord?" said Snape. Voldemort raised the Elder Wand, holding it as delicately and precisely as a conductor's baton. "Why doesn't it work for me, Severus?" In the silence Harry imagined he could hear the snake hissing slightly as it coiled and uncoiled--or was it Voldemort's sibilant sigh lingering on the air? "My--my lord?" said Snape blankly. "I do not understand. You--you have performed extraordinary magic with that wand." "No," said Voldemort. "I have performed my usual magic. I am extraordinary, but this wand...no. It has not revealed the wonders it has promised. I feel no difference between this wand and the one I procured from Ollivander all those years ago." Voldemort's tone was musing, calm, but Harry's scar had begun to throb and pulse: Pain was building in his forehead, and he could feel that controlled sense of fury building inside Voldemort. "No difference," said Voldemort again. Snape did not speak. Harry could not see his face. He wondered whether Snape sensed danger, was trying to find the right words to reassure his master. Voldemort started to move around the room: Harry lost sight of him for seconds as he prowled, speaking in that same measured voice, while the pain and fury mounted in Harry. "I have thought long and hard, Severus...do you know why I have called you back from battle?" And for a moment Harry saw Snape's profile. His eyes were fixed upon the coiling snake in its enchanted cage. "No, my Lord, but I beg you will let me return. Let me find Potter." "You sound like Lucius. Neither of you understands Potter as I do. He does not need finding. Potter will come to me. I knew his weakness you see, his one great flaw. He will hate watching the others struck down around him, knwoing that it is for him that it happens. He will want to stop it at any cost. He will come." "But my Lord, he might be killed accidentally by someone other than yourself--"\ "My instructions to the Death Eaters have been perfectly clear. Capture Potter. Kill his friends--the more, the better--but do not kill him. "But it is of you that I wished to speak, Severus, not Harry Potter. You have been very valuable to me. Very valuable." "My Lord knows I seek only to serve him. But--let me go and find the boy, my Lord. Let me bring him to you. I know I can--" "I have told you, no!" said Voldemort, and Harry caught the lgint of red in his eyes as he turned again, and the swishing of his cloak was like the slithering of a snake, and he felt Voldemort's impatience in his burning scar. "My concern at the moment, Severus, is what will happen when I finally meet the boy!" "My Lord, there can be no question, surely--?" "--but there is a question, Severus. There is." Voldemort halted, and Harry could see him plainly again as he slid the Elder Wand through his white fingers, staring at Snape. "Why did both the wands I have used fail when directed at Harry Potter?" "I--I cannot answer that, my Lord." "Can't you?"



Harry czuł jakby sztylet furii przeszył jego głowę jak szpikulec: zatykał usta pięścią aby nie krzyczeć z bólu. Zamknął oczy, i nagle był Voldemortem, wpatrywał się z bladą twarz Snapa.
- Moja cisowa różdżka zrobiła wszystko o co ją poprosiłem Severusie, z wyjątkiem zabicia Harrego Pottera. Dwukrotnie mnie zawiodła. Oliver podczas tortur powiedział mi o bliźniaczych rdzeniach, powiedział abym użył innej różdżki. Więc tak uczyniłem, lecz różdżka Lucjusza eksplodowała podczas starcia z Potterem.
-Nie znam powodu dlaczego tak się stało mój Panie- Snake nie patrzył na Voldemorta. Jego czarne oczy ciągle utkwione były w wijącym się wężu, który skrywał się w ochronnej kuli.
- Potrzebowałem trzeciej różdżki Severusie, Najstarszej Różdżki, Różdżki Przeznaczenia, Laska Śmierci. Zabrałem ją jej poprzedniemu właścicielowi. Zabrałem ją z grobu Dumbledora. W tym momencie Snape spjrzał na Voldemorta i jego twarz wyglądała jak maska śmierci.




it was marble white and so still that when he spoke, it was a shock to see that anyone lived behind the blank eyes. "My Lord--let me go to the boy--" "all this long night when I am on the brink of victory, I have sat here," said Voldemort, his voice barely louder than a whisper, "wondering, wondering, why the Elder Wand refuses to be what it ought to be, refuses to perform as legend says it must perform for its rightful owner...and I think I have the answer." Snape did not speak. "Perhaps you already know it? You are a clever man, after all, Severus. You have been a good and faithful servant, and I regret what must happen." "My Lord--" "The Elder Wand cannot serve me properly, Severus, because I am not its true master. The Elder Wand belongs to the wizard who killed its last owner. You killed Albus Dumbledore. While you live, Severus, the Elder Wand cannot truly be mine." "My Lord!" Snape protested, raising his wand. "It cannot be any other way," said Voldemort. "I must master the wand, Severus. Master the wand, and I master Potter at last." And Voldemort swiped the air with the Elder Wand. It did nothing to Snape, who for a split second seemed to think he had been reprieved: but then Voldemort's intention became clear. The snake's cage was rolling through the air, and before Snape could do anything more than yell, it had encased him, head and shoulders, and Voldemort spoke in Parseltongue. "Kill." There was a terrible scream. Harry saw Snape's face losing the little color it had left; it whitened as his black eyes widened, as the snake's fangs pierced his neck, as he failed to push the enchanted cage off himself, as his knees gave way and he fell to the floor.




- Przykro mi - powiedział zimno Voldemort.
Obrócił się; nie było w nim ani krzty smutku, żadnych wyrzutów sumienia. Nadszedł czas, by opuścić ten pokój i przypuścić atak, z różdżką, która teraz spełni każdy jego rozkaz. Wskazał nią na błyszczącą klatkę trzymającą węża, która uniosła się w górę, powodując, że Snape'a runął bokiem na posadzkę, a krew trysnęła strumieniami z ukłucia na jego szyi. Voldemort przemknął przez pokój, nie zaszczycając go nawet ostatnim, pożegnalnym spojrzeniem, a wielki wąż pomknął za nim w jego potężnej, ochronnej kuli.
Wracając do tunelu oraz do własnych zmysłów, Harry otworzył oczy; z trudem powstrzymał się, by nie wrasnąć. Teraz spoglądał na drobną szczelinę między skrzynią i ścianą, oglądając stopę w czarnym bucie dygotającym na podłodze.
-Harry! - szepnęła z tyłu Hermiona, ale on już wskazał różdżką na skrzynie blokującą mu widok. Ta podniosła się o cal w powietrze i przesunęła się na bok. Tak cicho, jak tylko mógł, zaczął przesuwać się w stronę Snape'a.
Nie wiedział, dlaczego to czyni - dlaczego zbliża się do umierającego człowieka: nie wiedział, co czuje, widząc białą twarz Snape'a i jego palce, próbujące zatamować krwawiącą ranę na szyi. Harry zdjął peleryne-niewidke i spojrzał na człowieka, którego nienawidził. Jego poszerzające się źrenice znalazły Harry'ego, gdy próbował przemówić. Harry pochylił się nad nim, a Snape chwycił za przód jego szaty i pociągnął do siebie.
Potworny zgrzytliwy, bełkączący głos wydobył się z gardła Snape'a.
-Weź...to...Weź...to...
Coś więcej niż krew sączyło się z ciała Snape'a. Srebrzysty błękit, ni to gaz, ni to płyn, trysnął z jego ust, oczu oraz uszu, a Harry wiedział, co to było, ale nie wiedział, co czynić -- pusty flakon, wyczarowany z rozrzedzonego powietrza przez Hermione, został pchnięty do trzęsącej się ręki Harry'ego. Ten podniósł trochę srebrzystej substancji za pomocą różdżki i naniósł ją na butelkę. Gdy flakon był już wypełniony po brzegi, Snape spojrzał na Harry'ego, a kiedy krew przestała sączyć się z jego rany, jego uścisk na szacie Harry'ego rozluźnił się znacznie.
-Spójrz...na....mnie...- wyszemrał. Zielone oczy spotkały czarne - ale po sekundzie - coś w otchłani mrocznej pary oczu Snape'a wydawało się zniknąć, porzucając je w stałym, niezmiennym położeniu - czyste i puste. Ręka trzymająca Harry'ego opadła z łoskotem na podłogę, a Severus Snape zamarł w bezruchu.
Powrót do góry
martynkaaa
uczeń drugiego roku
uczeń drugiego roku



Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:49, 30 Lip 2007    Temat postu:

okk, ja sie postaram, SzaLoona, ale nie obiecuje;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Is
pirszoroczny
pirszoroczny



Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:50, 30 Lip 2007    Temat postu:

To mnie wszyscy podnieśliście na duchu. Hehe Razz Tylko Kaisa tak się składa, że nie jestem jeszcze w ciąży i obym wtedy nic nie czytała, bo biada mojemu dzieciakowi, bo jak mu imię wybiorę to nawet interwencja papieża nie pomoże Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaisa
Gość






PostWysłany: Pon 18:50, 30 Lip 2007    Temat postu:

proponuje tego nie czytac...
Powrót do góry
jean_dark
charłak
charłak



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jelenia Góra

PostWysłany: Pon 18:51, 30 Lip 2007    Temat postu:

hihi a ja mam 20 latek..czy powinam sie wstydzic??Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Is
pirszoroczny
pirszoroczny



Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:51, 30 Lip 2007    Temat postu:

A mi w marcu stuknie 18 Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
polcia87
zapisany do Hogwartu
zapisany do Hogwartu



Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świnoujście

PostWysłany: Pon 18:51, 30 Lip 2007    Temat postu:

Yoasia ktorego dnia sie urodzilas mi tez w listopadzie stuknie 19:D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martynkaaa
uczeń drugiego roku
uczeń drugiego roku



Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:51, 30 Lip 2007    Temat postu:

no tak jakos mi sie zauwazylo.. to jest to co zostalo do przetlumaczenia w 32 rozdziale?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dziurawy Kociol Strona Główna -> Książki HP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 89, 90, 91 ... 115, 116, 117  Następny
Strona 90 z 117

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin