|
Dziurawy Kociol www.kociool.fora.pl ---- wszystko o HP
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 12:52, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Rozdział dwudziesty
Xenophilius Lovegood
Harry w sumie nie spodziewał się, że złość Hermiony zmniejszy się przez noc, dlatego nie był też zaskoczony, kiedy komunikowała się głownie przez złowrogie spojrzenia i ciszę. Ron dostawał odpowiedź przez utrzymanie nienaturalnie ponurego zachowania w jego obecności jako przejawu żalu. Tak naprawdę, kiedy cała trójka była razem, Harry czuł się jako jedyny nieosierocony przy niezbyt licznie zgromadzonym pogrzebie. Jednakże podczas tamtych niewielu momentów, które Ron spędzał jedynie z Harrym (zbierając wodę i szukając podszycia pod grzyby?) stawał się bezwstydnie wesoły.
- Ktoś nam pomógł - ciągle powtarzał - Ktoś wysłał tą łanie, ktoś jest po naszej stronie, jeden z horkruksów mniej i koniec!
Podparci przez zniszczenie medalionu, przeszli do rozważania kolejnych możliwych ulokowań horkruksów, chociaż mówili o tym już tyle razy. Harry podchodził do wszystkiego optymistycznie, był pewien, że po pierwszym nastąpią kolejne osiągnięcia. Nawet dąsy Hermiony nie mogły zniszczyć jego pogodnego nastroju. Nagły podskok ich szczęścia, widok tajemniczej zapłaty, odzyskanie miecza Gryffindora, a ponad tym wszystkim powrót Rona, tak uszczęśliwiły Harrego, że nie mógł powstrzymać się od uśmiechu na ustach. Późnym popołudniem Harry i Ron ponownie uniknęli towarzystwa obrażonej Hermiony i pod pretekstem oczyszczania żywopłotów z nieistniejących jeżyn udali się na wymianę najnowszych wieści. Harry w końcu się zdecydował żeby powiedzieć Ronowi całą prawdę o wędrówkach z Hermioną, łącznie z opowieścią o tym co stało się w Dolinie Godrika. Ron natomiast mówił o wszystkim czego się dowiedział więcej o świecie czarodziejów podczas swojej nieobecności.
- ... a jak się dowiedziałeś o Tabu? - zapytał Harry'ego po omówieniu wszystkich desperackich zamachów na mugoli, od których wymigiwało się Ministerstwo.
- O czym?
- Ty i Hermiona przestaliście wymawiać imię Sam-Wiesz-Kogo.
- O tak, wiem. To tylko zły nawyk w który wpadliśmy. Nadal nie mam problemów z mówieniem na niego Volde...
- Nie! - wrzasnął Ron powodując że Harry wylądował w żywopłocie, a Hermiona ( z nosem w książkach przy wejściu do namiotu) spojrzała na nich spode łba.
- Przepraszam - powiedział Ron wyciągając Harrego z krzaków. -... Ale imię to jest teraz zabronione, oni w ten sposób łapią ludzi. Wypowiedzenie jego imienia łamie zaklęcia ochronne, powoduje jakiś rodzaj magicznego nieładu. Właśnie w ten sposób znaleźli nas na ulicy Tottenhama.
- Dlatego, że użyliśmy jego imienia?
- Dokładnie! W ten sposób mu pomagasz. Tylko ludzie, którzy nie boją się spotkania z Sam-Wiesz-Kim, jak Dumbledore, odpuścili sobie to. Teraz jest nałożone na to Tabu, każdy kto wypowie to imię staje się tropem - szybki i łatwy sposób na odnalezienie członków Zakonu. Niemalże złapano Kingsley'a.
- Żartujesz?
- No tak, grupa Śmierciożerców otoczyła go, ale Bill powiedział, że znalazł drogę wyjścia. On teraz jest na wędrówce, tak jak my. Ron podrapał się końcówką różdzki po podbródki z zamyśleniem
- Ty! A nie myslisz, że Kinglsey mógł wysłać tą łanię?
- Jego patronus jest rysiem, widzieliśmy go na ślubie, nie pamiętasz?
- A no tak... Odsunęli się o kawałek dalej wzdłuż żywopłotu, tak żeby być dalej od namiotu i Hermiony.
- Harry, a nie uważasz... nie myślisz, że to mógł być Dumbledore?
- Dumbledore? Niby jak? Ron wyglądał na trochę zawstydzonego, ale powiedział ściszonym głosem: - No Dumbledore... łania. Pomyślałem...- Ron spoglądał na Harrego kątem oka - No przecież on miał ostatnio prawdziwy miecz, czyż nie? Harry nie śmiał się z Rona, ponieważ rozumiał zbyt dobrze tęsknote za pomocą Dumbledore'a. Pomysł, żeby Dumbledore zdecydował się wrócić, obserwować ich, był niezwykle przyjemny. Harry potrząsnął przecząco głową.
- Dumbledore nie żyje. - powiedział - Widziałem jak to się stało, widziałem jego ciało. On zdecydowanie odszedł. A poza tym jego patronus był feniksem, a nie łanią.
- Patronus może się zmienić, czyz nie? Ten należący do Tonks się zmienił...
- Tak, ale gdyby Dumbledore był żywy dlaczego by się nie pokazał? Dlaczego po prostu nie dał by nam tego miecza?
- Pomyśl - powiedział Ron - Może z tego samego powodu z jakiego nie dał ci go kiedy żył? Z tego samego powodu dla którego dał ci starego znicza, a Hermionie bajki dla dzieci?
- Czyli dlaczego? - odrzekł Harry, odwracając się do Rona z wyrazem twarzy naciskającym na odpowiedź.
- No nie wiem - powiedział Ron - Czasem myślałem, że on się śmieje... albo... albo chce żeby to było po prostu trudniejsze, ale teraz już tak nie myślę, nigdy więcej. On wiedział co robi dając mi Deliminator, czyż nie? On dobrze.. - uszy Rona zrobiły się momentalnie czerwone - Musiał wiedzieć, że odejdę od ciebie...
- Nie - Harry go poprawił - on musiał wiedzieć, że zawsze będziesz chciał do mnie wrócić. Ron spojrzał wdzięcznie, ale jednocześnie z zakłopotaniem. Częściowo żeby zmienić temat, Harry powiedział:
- Skoro mówimy o Dumbledore'u, słyszałeś co napisała o nim Skeeter?
- Oh, tak - powiedział w końcu Ron - ludzie całkiem dużo o tym mówią. Oczywiście gdyby rzeczy miały się inaczej to byłaby sensacja, Dumbledore przyjaźnił się z Grindelwald'em, ale to teraz tylko powód do śmiechu, dla ludzi, którzy go nie lubili i zimny kubeł na głowę dla tych, którzy myśleli, że był tak dobrym człowiekiem. Sam w sumie nie wiem czy to tylko plotka... On był wtedy bardzo młody...
- W naszym wieku - powiedział Harry unikając wzroku Hermiony. Coś w jego głowie nakazało mu pozostawić temat w spokoju. Duży pająk usiadł na środku pajęczyny, a Harry wycelował w niego różdżką, którą dał mu Ron zeszłej nocy, a którą Hermiona miała od czasów przystąpienia do egzaminów.
- Engorgio. Pająk zatrząsł się, zadrżał na swojej sieci. Harry spróbował jeszcze raz. Tym razem pająk z lekka urósł.
- Skończ z tym - powiedział Ron ostro - Przepraszam, że powiedziałem, że Dumbledore był młody, w porządku? Harry zapomniał, że Ron boi się pająków.
- Przepraszam. Reducio. Pająk nie zmniejszył się. Harry poruszył różdzką. Każde mniej dokładnie wypowiedziane słowo, powodowało, że wydawało mu się że różdżka jest mniej potężna niż ta z feniksa. Nowa zdawała się być intruzem, tak jakby miał czyjąś rękę przyszytą do swojego ramienia.
- Wystarczy, że nad tym popracujesz - powiedziała Hermiona, która zbliżyła się do nich bezgłośnie od tyłu i stojąc obserwowała jak Harry próbuje powiększyć i usunąć pająka. - To tylko kwestia wprawy. Wiedział dlaczego tak bardzo chciała żeby wszystko było w porządku. Ciągle czuła się winna złamania jego różdżki. Zaproponował jej, że może wziąć jego różdżkę, jeżeli myśli, że to nie robi różnicy, a on w zamian weźmie jej. Pojawiła się możliwość aby znowu wszyscy razem byli przyjaciółmi, ale kiedy Ron posłał jej delikatny uśmiech wyprostowała się niemal majestatycznie i usiadła
ponownie przed książką. Wszyscy troje wrócili do namiotu dopiero kiedy zrobiło się ciemno, a Harry wziął pierwszy dyżur na czatach. Siedząc przy wejściu próbował swoją różdżką spowodować aby małe kamyczki się uniosły, ale magia nadal wydawała się mniej potężna niż działo się to wcześniej. Hermiona leżała na swoim łóżku i czytała, a Ron, po kilku ukradkowych spojrzeniach w jej kierunku, wziął małe bezprzewodowe radio ze swojego plecaka i próbował je nastawić.
- Tu jest taki program - powiedział do Harry'ego ściszonym głosem - Który mówi o wydarzeniach tak jak jest naprawdę. Pozostałe albo są po stronie Sam-Wiesz-Kogo, albo słuchają się Ministerstwa, ale ten jeden...poczekaj aż to usłyszysz. Jest świetny.Tylko, że nie mogą nadawać każdej nocy, musza ciągle zmieniać lokację, na wypadek gdyby zostali namierzeni. No i potrzebujemy hasła żeby go nastawić. Problemem jest to, że zapomniałem ostatniego... Ron zabębnił w czubek radia swoją różdżką mamrocząc przypadkowe słowa. Rzucił Hermionie kilka przybitych spojrzeń, obawiając się wybuchu gniewu, ale ona udawała, że go nie widzi. Przez około dziesięć minut Ron pukał i bębnił, Hermiona przerzucała kartki, a Harry ćwiczył operowanie nową różdżką. W końcu Hermiona zeszła ze swojego łóżka. Ron przestał pukać.
- Jeżeli ci to przeszkadza to zaraz przestanę - powiedział Hermionie nerwowo. Dziewczyna nawet nie zareagowała, ale zbliżyła się do Harrego.
- Musimy porozmawiać - powiedziała. Spojrzał książkę, którą wciąż trzymała w dłoni. To było "Życie i Kłamstwa Albusa Dubledore'a".
- Tak? - powiedział z lękiem w głosie. Przeleciało mu przez myśl, że jest tam rozdział o nim. Nie był pewien czy chce słyszeć o jego znajomości z Dubledorem. Jednak słowa Hermiony były dla niego zupełnym zaskoczeniem.
- Chce iśc i zobaczyć się z Xenophilusem Lovegood. Gapił się na nią z niedowierzaniem. - Przepraszam, co?
- Xenophilus Lovegood, ojciec Luny. Chcę iść i z nim porozmawiać.
- Eee? Ale dlaczego? Wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- To jest ten znak! Znak z opowieści barda Beedle. Spójrz na to! Rzuciła swoje wydanie "Życia i Kłamstw Albusa Dumbledore'a" pod nos i pokazała oryginalne zdjęcie listu, który napisał Dumbledore do Grindelwald'a, jego cienkim, pochyłym pismem. Harry nie chciał mieć zupełnej pewności, że to słowa Dubledore'a, że nie sa wymysłem Rity. - Podpis - powiedziała Hermiona - Tylko popatrz na ten podpis. Posłuchał jej. Przez chwilę nie miał pojęcia o czym ona mówi, ale, patrząc uważniej na cel ze swoją zaświeconą różdżką, zauważył że Dubledore zastąpił "A" z wyrazu "Albus" przez malutką wersję trójkątnego znaku barda Beedle.
- Ee? Co jest? - zapytał Ron niepewnie, ale Hermiona przytłumiła go swoim wzrokiem i odwróciła się do Harrego.
- On ciągle się ukazuje, czyż nie? - powiedziała. - Wiem, że Wiktor powiedział, że to znak Grindelward'a, ale on był definitywnie na tym starym grobie w Dolinie Godrika, a daty na nim były dużo starsze niż pojawienie się na świecie Grindewald'a. A teraz to! Nie możemy zapytać Grindewald'a ani Dubledore'a co to znaczy. Ba! Nawet nie wiemy czy Grindewald ciągle żyje. Ale możemy zapytać się o to pana Lovegood, w końcu miał ten znak na ślubie. Jestem pewna, że to jest ważne, Harry. Harry nie odpowiedział natychmiast. Patrzył na jej zaciętą, ochoczą twarz a później na otaczającą ich ciemność i myślał. Po długiej pauzie powiedział: - Hermiona, nie potrzebujemy żadnej Doliny Godrika. Rozmawialiśmy już o tym i...
- Ale to ciągle się pojawia. Dumbledore dał mi egzemplarz "Opowieści barda Beedle", skąd wiesz, że nie powinniśmy dowiedzieć się czegoś o tym znaku?
- Znowu to samo! - Harry czuł się lekko zirytowany - Ciągle przekonujemy siebie nawzajem, że Dumbledore zostawił nam jakieś sekrety i wskazówki.
- Dulminator okazał się całkiem użyteczny - powiedział Ron - Myślę, że Hermiona ma rację. Powinniśmy iśc i zobaczyć się z tym Lovegood'em. Harry rzucił mu ponure spojrzenie.Był prawie pewien, że to poparcie dla Hermiony ma niewiele wspólnego z pragnieniem poznania tajemnicy trójkątnego runu.
- To nie może być jak Dolina Godrika - dodał Ron - Lovegood jest po naszej stronie, Harry, "Żongler" pisze o tobie tylko dobre rzeczy, wszystko żeby ci pomóc.
- Jestem pewna, że to ważne - powiedziała Hermiona zupełnie poważnie. - A czy nie wydaje ci się, że gdyby tak było naprawdę, Dumbledore powidział by mi o tym przed śmiercią?
- Może...A może to jest coś czego musisz dowiedzieć się samodzielnie. - wycedziła Hermiona.
- Taak. - powiedzial Ron - To ma sens.
- Nie. To nie ma. - powiedziała ostrym tonem Hermiona - Ale ciągle myślę, że powinniśmy porozmawiac z tym Lovegoodem. Symbol który łączy Dumbledore'a, Grindewald'a i Dolinę Godrika? Harry, jestem pewna, że musimy wiedzieć o nim wszystko!
- Też myślę, że powinniśmy na to postawić - odparł Ron - Mogą być korzyści z zobaczenia się z Lovegood'em. Jego ręce wyleciały w powietrze przed Hermioną. Jej usta zadrżały podejrzliwie kiedy się podniosła.
- Jesteś przegłosowny, wybacz - powiedział Ron i klepnął Harry'ego po plecach.
- Dobra - odrzekł Harry na wpół zadziwiony, na wpół zirytowany. - Ale kiedy tylko porozmawiamy z tym Lovegoodem zabierzemy się w końcu do szukania reszty horkruksów, zgadzacie się? A gdzie u diabła mieszka ten Lovegood? Ktoś z was wie?
- Tak, niedaleko mnie - powiedział Ron - Nie do końca wiem gdzie, ale Mama i Tata zawsze wskazywali na wzgórza kiedy o nim wspominali. Nie będzie trudno go znaleźć. Kiedy Hermiona wróciła do swojego łóżka, Harry zniżył głos.
- Zgodziłeś się po to żeby spróbować czy żeby być z nią w dobrych stosunkach?
- Na wojnie i w miłości wszystko jest dozwolone. - powiedział Ron z zadowoleniem. - Ale trochę i tego i tego. Zastanów się - to ferie świąteczne, Luna będzie w domu. Mieli cudowny widok na wioskę Świętego Catchopole z wietrznego zbocza. Ich punkt obserwacji umieszczony był wysoko, dlatego wioska wyglądała jak kolekcja domków dla lalek w ukośnych promieniach słońca wyglądającego zza chmur. Zatrzymali się na minutę lub dwie i dłońmi robiąc cień nad oczami przyjzeli się Norze, wszyscy mogli sobie wyobrazić krzewy i drzewa z sadu, które pozwalały ukryć ochronę małego domku przed oczami mugoli.
- To dziwaczne, być tutaj blisko i nie mieć zamiaru odwiedzić domu - powiedział Ron
- No tak, ale nie tak dziwne, kiedy dopiero co się tu było, prawda? Byłeś tutaj na święta Bożego Narodzenia - powiedziała Hermiona oschle.
- Nie byłem w Norze! - odparł Ron śmiejąc się ironicznie - Czy naprawdę myślisz, że poszedłbym tam i powiedział im wszystkim, że odszedłem od was? No tak, George i Fred byliby tym zachwyceni. A Ginny? Pełna zrozumienia.
- No to gdzie byłeś wtedy? - zapytała zaskoczona Hermiona.
- W nowym domu Billa i Fleur. Mały dworek na wsi. Bill zawsze był dla mnie jakiś taki bardziej ludzki. To...to nie zrobiło na nim wrażenia, kiedy powiedziałem mu co zrobiłem, ale nie wypytywał się. Wiedział, że jest mi naprawdę przykro. Nikt z reszty rodziny nie wie, że tam byłem. Bill powiedział mamie, że nie przyjechali do Nory na święta, ponieważ chcieli je spędzić tylko w swoim towarzystwie. No wiesz, pierwsze święta kiedy są małżeństwem. No i Fleur też nic na
to nie mówiła... Wiesz jak nie cierpi Celestyny Werbeck i "Kociołka pełnego miłości". Ron odwrócił się plecami do Nory.
- Dobra, spróbujmy tędy - powiedział i zaczął ich prowadzić po szczycie wzdłuż wzgórza. Szli kilka godzin, Harry, przez nakłoniony przez Hermionę, ukryty pod peleryną niewidką. Grupa niskich wzgórz wydawała się być niezamieszkana, oprócz jednego małego pagórka, który był jakby opuszczony.
- Myślisz, że to należy do nich i po prostu wyjechali na święta Bożego Narodzenia? - powiedziała Hermiona zaglądając przez okno na gustowną kuchnię. Ron parsknął.
- Posłuchaj, mam przeczucie, że wiedziałabyś kto tam mieszka, gdybyś spojrzała przez okno Lovegood'ów. Spójrzmy na resztę wzgórz. Transformowali się kilka mil dalej na północ.
- Aha! - krzyknął Ron, kiedy wiatr potargał ich włosy i ubrania. Skierował się ku górze, wzdłuż szczytu na którym się pojawili, gdzie najbardziej dziwnie wyglądający dom różowił się, a duży szary walec z strasznym księżycem wisiał za nim w popołudniowym niebie.
- To musi być dom Luny. Kto jeszcze zamieszkałby w takim miejscu? To wygląda jak wielki gawron!
- To nie ma nic wspólnego z ptakiem - spoglądając na dom powiedziała Hermiona
- Mówiłem o szachowej wieży - dodał Ron - dla ciebie to będzie zamek. [ tutaj jest gra słów - rook = wieża z szachów i gawron, nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić] Ron miał najdłuższe nogi więc on pierwszy osiągnął szczyt wzgórza. Kiedy Harry i Hermiona również dotarli na miejsce sapiąc i dysząc, zobaczyli go uśmiechającego się szeroko.
- Tak, to ich dom - powiedział Ron - Tylko popatrzcie. Trzy ręcznie namalowane znaki były przyczepione do bramy. Pierwszy oznajmiał REDAKTOR "ŻONGLERA" X.LOVEGOOD drugi, WEŹ SWOJĄ WŁASNĄ JEMIOŁĘ trzeci, TRZYMAJ SIĘ Z DALEKA OD ŚLIWEK. Brama zatrzeszczała kiedy tylko ją otworzyli. Zygzakowata ścieżka zaprowadziła ich do frontowych drzwi porośniętych przez różnorodne rośliny, w tym rzodkiewki, które Luna nosiła czasem jako kolczyki. Harry pomyślał, że rozpoznał roślinę Snargaluff i wziął bardzo głeboki oddech. Dwa stare drzewa jabłkowe kołysały się przy wietrze, ciężkie od czerwonych owoców wielkości jagód i bujnych koron z drobnej jemioły, przy drzwiach domu, będać niejako wartownikami. Malutka sowa z lekko spłaszczoną głową przyglądała się im uważnie z jednej z gałęzi.
- Będzie lepiej jak zdejmiesz pelerynę niewidkę - powiedziała Hermiona - To tobie chce pomóc Lovegood, nie nam. Zrobił tak jak mu poradziła, dał jej pelerynę żeby schowała ja do podręcznej torby. Hermiona zapukała trzy razy w czarne drzwi, które były nabite żelaznymi gwoździami i miały kołatkę w kształcie orła. Upłynęło zaledwie dziesięć sekund kiedy drzwi się otworzyły, a w nich stanął Xenophilius Lovegood bez butów i w czymś co wydawało się być piżamą. Jego długie, białe włosy były brudne i nieułożone. Xenophilius był zdecydowanie ubrany elegancko na weselu Bill'a i Fleur w porównaniu do tego stroju.
- Co? Co jest? Kim jesteście? Czego chcecie? - powiedział swoim wysokim marudnym głosem spoglądając najpiew na Hermionę, później na Rona, a w końcu na Harry'ego, a jego usta otwotrzyły się i uformowały w komiczne "O".
- Dzień dobry Panie Lovegood - powiedział Harry wyciągając swoją ręke - Jestem Harry, Harry Potter. Xenophilius nie uścisnął jego ręki, ale jego oko, które nie było skierowane na wewnętrzną cześć nosa, spojrzało na bliznę na czole Harry'ego.
- Czy będzie miał Pan coś przeciwko jeżeli wejdziemy do środka? - zapytał Harry - Jest coś o co chcielibyśmy Pana zapytać.
- Ja...ja nie jestem pewien czy to możliwe. - westchnął Xenophilius, przełknął ślinę i rozejrzał się po ogrodzie. - To dla mnie szok...No...Naprawde nie wiem czy to możliwe.
To zajmie Panu chwilkę. - powiedział Harry lekko rozczarowany przez to niezbyt miłe przyjęcie.
- A, jeżeli tak to w porządku. Wchodźcie, szybko. Szybko! Ledwie przekroczyli próg kiedy Xenophlius zatrzasnął drzwi za nimi. Stali teraz w najdziwniejszej kuchni jaką Harry kiedykolwiek widział. Pomieszczenie było idealnie okrągłe, tak że Harry czuł się jakby był w gigantycznym kociołku. Wszystko było dopasowane do kształtu ścian - piec, zlew, szafki - a wszystko to było pomalowane w kwiatki, owady, ptaki na różne świetliste kolory. Harry pomyślał, że rozpoznał styl Luny. Efekt tego wszystkiego w małym pomieszczeniu był istnie przygniatający. Na środku podłogi wspinały się na kolejne piętra spiralne, żelazne schody. Harry zastanawiał się co może teraz robić Luna, kiedy usłyszał dziwne odgłosy.
- Mogliście wybrać lepszą porę - powiedział Xenophilius nadal czując się niekomfortowo i pokazał im drogę. Kolejny pokój wydawał się być kombinacją salonu i pokoju do pracy, a ponadto był jeszcze bardziej zaśmiecony niż kuchnia. Z małego pomieszczenia, niczym Pokój Życzeń, zamienił się w labirynt z różnych ukrytych obiektów. Każdą wolną przestrzeń zapełniały stosy papierów. Malutkie modele stworzeń których Harry nie rozpoznawał, wszystkie trzepoczące skrzydełkami lub szczekające szczękami, zwieszały z sufitu. Luny tam nie było. Rzeczą, która robiła ten hałas było coś drewnianego. Wyglądało jak dziwaczny wynik połączenia ławki do pracy oraz szuflad, ale po chwili Harry wydedukował, że jest to starodawna drukarka, gdyż wyrzucała z siebie "Żonglera".
- Przepraszam - powiedział Xenophilius łażąc przy maszynie, złapał niechlujnie obrus spod niezliczonych książek i kartek, które spadły przez to na podłogę i wrzucił go na drukarkę, a później zwrócił się do Harrego:
- Po co przyszliście?
Zanim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć, Hermiona wyrzuciła z siebie cichy dźwięk zaskoczenia.
- Panie Lovegood, co to jest? Wskazała na olbrzymi, szary spiralny róg, nie różniący się niczym od rogu jednorożca, który był zamontowany na ścianie kilka stóp od pokoju.
- To róg Chrapaka Krętorogiego - powiedział Xenophilius
- Nie prawda! - powiedziała Hermiona
- Hermiona... - wycedzil Harry zawstydzony - Teraz nie czas na...
- Ale Harry, to róg jednorożca! To materiał z klasy B - niezwykle niebezpieczny do trzymania w domu.
- Skąd pewność, że to róg jednorożca? - powiedział Ron wymykając się tak szybko jak to możliwe jak najdalej od rogu.
- Czytałam jego opis w książce "Magiczne Stworzenia i Gdzie Je Znaleźć". Panie Lovegood, Pan musi się tego pozbyć jak najszybciej. To może wybuchnąć przy najmniejszym dotyku.
- Chrapak Krętorogi... - powiedział Xenophilius powoli i ze spokojem na twarzy - To nieśmiałe magiczne stworzenia, które...
- Panie Lovegood, ja rozpoznaje te charakterystyczne znaki przy nasadzie i jestem pewna, że to róg jednorożca... Nie wiem gdzie Pan go nabył...
- Kupiłem go - powiedział apodyktycznie - Dwa tygodnie temu od wybornego młodego czarodzieja, który wie, że interesuje się wybornymi Krętorogami. Świąteczna niespodzianka dla mojej Luny.
A teraz - powiedział odwracając się do Harry'ego - Dlaczego dokładnie tutaj przyszliście, Panie Potter?
- Potrzebujemy pomocy - odpowiedział Harry zanim Hermiona otworzyła usta.
- Ah - westchnął Xenophilius - Pomocy... Jego zdrowe oko ponownie spojrzało na bliznę Harry'ego. Wydawał się być jednocześnie uspokojony o zahipnotyzowany.
- Tak...ale rzecz w tym...że pomaganie Harremu Potterowi jest raczej niebezpiecznie- Czy nie byłeś jednym z tych, którzy mówili, że pomaganie Potterowi jest ich obowiązkiem? - powiedział Ron - W tym swoim magazynie? Xenophilius spojrzał w kierunku ukrytej maszyny, która ciągle hałasowała i trzeszczała pod obrusem.
- Ee..No tak. Ja wyrażałem taki pogląd, ale...
- Ale to było skierowane do wszystkich, a nie do ciebie konkretnie? - zapytał Ron. Xenophilius nie odpowiedział. Ciągle zawieszał swój wzrok pomiędzy nimi.Harry miał wrażenie, że przechodzi właśnie silną wewnętrzną walkę.
- A gdzie jest Luna? - zapytała Hermiona - Zobaczymy co ona powie... Xenophilius połknął ślinę. W końcu powiedział trzęsącym się głosem, ciężkim do usłyszenia w obecności pracującej maszyny.
- Luna...Luna jest na dole nad potokiem, łowi Słodkowodne Plimpki. Ona... ona ucieszy się z waszej wizyty. Pójdę po nią... a później... postaram się wam pomóc. Zniknął na schodach, a po chwili dało się usłyszeć skrzypienie drzwi. Spojrzeli na siebie nawzajem.
- Tchórzliwy - powiedział Ron - Luna ma dziesięć razy więcej odwagi.
- On prawdopodobnie się martwi co będzie jeżeli Śmierciożercy dowiedzą się, że tu byłem - powiedział Harry.
- Ja zgadzam się z Ronem - odparła Hermiona - Potworny stary hipokryta, który mówi wszystkim żeby coś robili a sam tego unika. I, u diabła, trzymajcie się z daleka od tego rogu. Harry podszedł do okna w najbardziej odległej części pokoju. Widział potok, cienką, połyskującą wstążkę daleko od nich pod zboczem wzgórza. Byli bardzo wysoko. Ptak zatrzepotał za oknem, kiedy gapił się kierunku Nory, teraz zasłoniętej przez pasmo wzgórz. Ginny była tam gdzieś blisko. Byli teraz tak blisko siebie jak to nie zdarzyło się od dnia ślubu Fleur i Bill'a, ale ona nie mogła wiedzieć, że on teraz patrzy na nią, że myśli o niej. Pomyślał, że to w sumie dobrze. Każdy kto wchodził w kontakt z nim był w niebezpieczeństwie, a postawa Xenophiliusa była tego przykładem. Odwrócił się od okna a jego wzrok spoczął na innym dziwnym objekcie stojącym obok nieuprzątniętej, zakrzywionej, śliskiej tablicy -Kamień z pięknie, lecz goźnie wyglądającą czarownicą ubraną w najdziwniejsze nakrycie głowy. Dwa obiekty podobne do złotych uszów trąbki wykrzywiały się na boki. Para małych migoczących skrzydełek była obłożona rzemieniem, podczas gdy jedna z pomarańczowych rzodkiewek była przyczepiona do jednego z rzemieni nad jej czołem.
- Spojrz na to - powiedział Harry
- Apetycznie -powiedział Ron. Usłyszeli jak frontowe drzwi się zamykały i po chwili na spiralnych schodach ponownie pojawił się Xenophilius. Jego cienkie nogi tym razem były obleczone w buty. Niósł tacę z filiżankami na herbatę oraz dzbanek.
- O, zauważyliście mój ulubiny wynalazek. - powiedział przekazując tacę w ręce Hermiony i stawiając Harrego obok statuły - Wzrcowo pasująca głowa Rowens Ravenlcaw. Nie ma nic cenniejszego ponad inteligencję! Wskazał na przedmioty wyglądające jak uszy trąbki. - To są syfony Wlackupurt'a. Służą do usuwania wszelkich źródeł roztargnienia w okolicy. Tutaj - pokazał na malutkie skrzydełka - siła napędowa, żeby pobudzić ramy umysły. A na końcu - pokazał na rzodkiewki - sterowiec, żeby uwydatnić możliwości akceptowania tego co nadzwyczajne. Xenophilius wrócił do tacy, która Hermiona zdecydowała się położyć na chwiejnym stole.
- Czy mogę zaproponować wam napar Gurdyroots? - powiedział Xenophilius - Sami go zrobiliśmy - kiedy zaczął nalewać napar, który był mocno fioletowy, dodał:
- Luna jest na dole, jest tak podniecona tym, że przyszliście jak nie była dawno, złapała chyba wystarczająco Plumpów żeby zrobić zupę dla nas wszystkich. Usiądźcie i poczęstujcie się cukrem.
- A teraz - zrzucił kupkę papieru z fotela i usiadł na nim - Jak mogę Panu pomóc, Panie Potter?
- No więc - powiedział Harry patrząc na Hermionę, która skinęła głowa zachęcająco - Chciałem zapytać o symbol, który nosiłeś na weselu Fleur i Bill'a na szyi, Panie Lovegood. Zastanawialiśmy się co to znaczyło. Xenophilius podniósł ze zdziwieniem brwi.
- Masz na myśli znak Śmiertelnych Relikwii?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 12:53, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Rozdział 21
Opowieść o trzech braciach
Tłumaczenie: Wojowniczka, Tsukuyomi Korekta: Lidzia
Harry obejrzał się na Rona i Hermionę. Zdawało się, że także nie mają
pojęcia o czym mówi Xenofiliusz.
- Regalia Śmierci?
- Zgadza się - powiedział Xenofiliusz. - Nie słyszeliście o nich? Wcale
mnie to nie dziwi. Bardzo niewielu czarodziejów w nie wierzy. Przykładem
niech będzie ten twardogłowy młodzieniec, który na weselu twojego brata
- skinął głową w stronę Rona - zaatakował mnie, myśląc, że obnoszę się z
symbolem znanego czarnoksiężnika! Cóż za ignorancja... Nie ma nic z
czarnej magii w Regaliach - przynajmniej nie w dosłownym ich znaczeniu.
Symbolu używa się do rozpoznawania innych zwolenników, w nadziei, że
któryś pomoże w Poszukiwaniu.
Wymieszał trochę cukru w swoim korzennym naparze i upił nieco.
- Przykro mi - rzekł Harry - ale nadal nie rozumiem.
Z grzeczności wypił łyczek ze swojej filiżanki i prawie się udławił:
ciecz smakowała obrzydliwie, tak, jakby ktoś zmiksował najgorsze z
Fasolek Wszystkich Smaków.
- No cóż, zwolennicy poszukują Regaliów śmierci - oznajmił Xenofiliusz,
cmokając w oczywistym uznaniu dla swojego wywaru.
- Ale czym są właściwie Regalia Śmierci? - zapytała Hermiona.
Xenofiliusz odłożył na bok pustą filiżankę.
- Zakładam, że znana wam jest "Opowieść o Trzech Braciach?
- Nie - odrzekł Harry.
- Tak - odpowiedzieli jednocześnie Ron i Hermiona.
Xenofiliusz poważnie pokiwał głową.
- No, no, panie Potter, ta cała historia rozpoczyna się od "Opowieści o
Trzech Braciach"... Gdzieś tu miałem jakiś egzemplarz...
Rozejrzał sie niedbale po pokoju, po stertach pergaminów i książek, ale
Hermiona powiedziała:
- Ja mam jeden egzemplarz, panie Lovegood, mam go tutaj.
Ze swojej małej, ozdobionej koralikami torebki wyciągnęła "Opowieści
Barda Beedle'a".
- To autentyk? - spytał przenikliwie Xenofiliusz, a kiedy potwierdziła,
dodał:
- Zatem może przeczytasz nam na głos? Wtedy będziemy pewni, że wszyscy
ją znamy.
- No... dobrze - powiedziała nerwowo Hermiona. Otworzyła książkę a na
stronie tytułowej Harry zauważył omawiany wcześniej symbol. Hermiona
odkaszlnęła cicho i zaczęła czytać:
- Pewnego razu było sobie trzech braci, którzy o brzasku podróżowali
odludną, krętą drogą...
- O północy, tak zawsze opowiadała nam mama - przerwał jej Ron, który
leżał wyciągnięty z rękami pod głową i słuchał. Hermiona rzuciła mu
rozdrażnione spojrzenie.
- Przepraszam, pomyślałem tylko, że będzie trochę straszniej, jeśli to
będzie północ! - usprawiedliwiał się Ron.
- Taak, bo naprawdę mało nam strachu w naszym życiu - powiedział Harry
nie mogąc się powstrzymać. Xenofiliusz wydawał się być nieco
rozkojarzony, wpatrywał się w niebo za oknem.
- Dalej, Hermiono.
- W końcu bracia dotarli do rzeki, zbyt głębokiej, by przejść ją w bród,
zbyt niebezpiecznej, by ją przepłynąć. Niemniej jednak, bracia owi
obeznani byli ze sztuką magii, więc prostym ruchem swych różdżek
wyczarowali most nad zdradliwymi wodami. Byli już w połowie mostu, gdy
drogę zagrodziła im zakapturzona postać. I przemówiła do nich Śmierć...
- Przepraszam - wtrącił się Harry - przemówiła do nich Śmierć?
- Harry, to przecież bajka!
- Racja, wybacz. Kontynuuj.
- I przemówiła do nich Śmierć. Była zła, że trzej przybysze pokrzyżowali
jej plany - podróżnicy przeważnie tonęli w odmętach rzeki. Lecz Śmierć
była przebiegła. Udała, że gratuluje trzem braciom ich magicznych
umiejętności i obiecała nagrodę za spryt, dzięki któremu udało im się
jej uniknąć.
Zatem najstarszy brat, waleczny mężczyzna, poprosił o różdżkę,
potężniejszą niż jakakolwiek inna: różdżkę, która zwycięży w każdym
pojedynku: różdżkę wartą czarodzieja,który ujarzmił samą Śmierć!
Podeszła więc Śmierć do krzewu bzu rosnącego na brzegu rzeki, uformowała
różdżkę z jego gałęzi i podarowała ją najstarszemu z braci.
Wtedy średni brat, człowiek bardzo arogancki, postanowił dodatkowo
upokorzyć Śmierć, więc poprosił o moc wskrzeszania ludzi. Zatem Śmierć
podniosła kamień i wręczyła średniemu bratu mówiąc, że kamień ten może
każdego przywrócić do życia.
I wtedy zapytała Śmierć najmłodszego z braci, czego sobie życzy.
Najmłodszy brat był najskromniejszy, ale tez i najmądrzejszy z nich
trzech. Nie ufał Śmierci. Poprosił ją zatem o coś, co pomogłoby mu
bezpiecznie opuścić to miejsce, nie będąc przez nią prześladowanym. I
Śmierć, choć bardzo niechętnie, narzuciła na niego swoją własną Pelerynę
Niewidkę.
- Śmierć miała Pelerynę Niewidkę? - Harry wtrącił się po raz kolejny.
- No, żeby mogła czaić się za ludźmi - powiedział Ron. - Czasem była
znudzona tym bieganiem za nimi, klepaniem w ramię i wrzeszczeniem...
wybacz, Hermiono.
- I wtedy Śmierć ustąpiła z drogi pozwalając trzem braciom kontynuować
ich wędrówkę a oni wciąż wspominali swoją niezwykłą przygodę i
podziwiali dary Śmierci.
W odpowiednim czasie bracia rozstali się, każdy podążył za swoim
przeznaczeniem.
Pierwszy brat wędrował jeszcze przez tydzień, aż dotarł do odległej
wioski, gdzie rozglądał się za partnerem do pojedynku. Bez wątpienia,
jako posiadacz 'Elder Wand', nie mógł przegrać w żadnej potyczce.
Pozostawiwszy swojego martwego przeciwnika na ziemi, najstarszy brat
udał się do gospody, gdzie głośno chwalił się potężną różdżką, którą
zabrał samej Śmierci; różdżką, która uczyniła go niepokonanym.Jeszcze
tej samej nocy, inny czarodziej podkradł się do najstarszego brata,
kiedy ten, zamroczony winem, leżał w łóżku. Złodziej zabrał różdżkę i,
na wszelki wypadek, podciął najstarszemu bratu gardło.
I w ten sposób Śmierć zyskała dla siebie najstarszego brata.
W międzyczasie, drugi z braci wyruszył w drogę powrotną do domu, gdzie
wiódł samotne życie. Tutaj właśnie wyjął swój kamień, obdarzony mocą
wskrzeszania zmarłych i trzykrotnie obrócił w swych dłoniach. Ku jego
zdziwieniu i zachwytowi, postać kobiety, która umarła przedwcześnie, a
którą miał nadzieję poślubić, pojawiła się przed nim. Jednak była ona
smutna i zimna, a oddzielała ją od niego zasłona. Chociaż została
przywrócona światu żywych, tak naprawdę do niego nie należała,
cierpiała. Ostatecznie, doprowadzony do szaleństwa beznadziejną
tęsknotą, średni brat odebrał sobie życie, aby prawdziwie zjednoczyć się
z ukochaną.
I w ten sposób Śmierć zyskała dla siebie drugiego brata.
Lecz chociaż Śmierć poszukiwała trzeciego brata przez wiele lat, nigdy
nie udało jej się trafić na jego ślad. Dopiero gdy najmłodszy brat
osiągnął podeszły wiek, zdjął z siebie Pelerynę Niewidkę i podarował
swojemu synowi. I wtedy powitał Śmierć jak starą przyjaciółkę, poszedł z
nią chętnie, i ramię w ramię opuścili to życie.
Hermiona zamknęła książkę. Minęła chwila zanim Xenofiliusz zdał sobie
sprawę, że przestała czytać; wtedy odwrócił spojrzenie od okna i
powiedział:
- Cóż, zatem mamy je.
- Słucham? - zapytała Hermiona zmieszanym głosem.
- To są właśnie Regalia Śmierci - rzekł Xenofiliusz.
Podniósł gęsie pióro z zagraconego stolika, który miał pod ręką, a spod
sterty książek wyszarpnął kawałek pergaminu.
- 'Elder Wand' - powiedział, rysując na pergaminie prostą, pionową
kreskę. - Kamień Wskrzeszenia - dorysował okrąg zawierający końce
kreski. - Peleryna Niewidka - skończył, zamykając kreskę i okrąg w
trójkącie, i stwarzając tym samym symbol, który tak intrygował Hermionę.
- One wszystkie razem - powiedział - to Regalia Śmierci.
- Ale w opowieści nie ma żadnej wzmianki o "Regaliach Śmierci" -
powiedziała Hermiona.
- No cóż, oczywiście, że nie ma - rzekł Xenofiliusz, niezwykle z siebie
zadowolony. - To historyjka dla dzieci, ma zabawiać, a nie instruować.
Jednakże, wtajemniczeni w te sprawy rozpoznają, że ta starodawna
opowiastka nawiązuje do trzech przedmiotów, albo Regaliów, które zebrane
razem, czynią posiadacza panem Śmierci.
Nastała krótka chwila ciszy, kiedy Xenofiliusz rzucił okiem w stronę
okna. Słońce było już nisko na niebie.
- Wkrótce Luna powinna mieć wystarczająco dużo Plimpków - powiedział cicho.
- Kiedy mówi pan - 'pan Śmierci'... - zaczął Ron.
- Pan - rzekł Xenofiliusz, machając beztrosko ręką. - Pogromca.
Zwycięzca. Którekolwiek określenie wolisz.
- Ale... chce pan powiedzieć... - Hermiona mówiła powoli, a Harry
słyszał jak stara się, aby żadna oznaka sceptycyzmu nie zadźwięczała w
jej głosie - że wierzy pan, że te przedmioty - Regalia, naprawdę istnieją?
Xenofiliusz uniósł brwi.
- No cóż, oczywiście.
- Ale - zaczęła Hermiona, a Harry słyszał, jak jej opanowanie powoli
zaczyna się załamywać - panie Lovegood, jak pan może wierzyć...?
- Luna opowiadała mi o tobie, młoda damo - rzekł Xenofiliusz. - Jesteś,
jak mi się zdaje, inteligentna, lecz boleśnie ograniczona. Masz ciasny
umysł. Wąskie horyzonty.
- Może powinnaś spróbować przymierzyć ten kapelusz, Hermiono. - rzekł
Ron machając w stronę groteskowego nakrycia głowy. Jego głos drżał od
powstrzymywanego śmiechu.
- Panie Lovegood - zaczęła ponownie Hermiona. - Wszyscy wiemy, że
istnieją takie rzeczy jak Peleryny Niewidki. Są rzadkie, jednak
istnieją. Lecz...
- Ah, ale Trzecie z Regaliów to prawdziwa Peleryna Niewidka, panno
Granger! To nie jest podróżna peleryna, nasycona Czarem Niewidzialności,
nosząca Klątwę {Bedazzling}, czy też utkana z włosów Demimoza, która to
z początku doskonale cię ukryje, lecz blednie z upływem lat, aż stanie
się bezużyteczna. My mówimy o pelerynie, która naprawdę sprawia, że
nosząca ją osoba jest absolutnie niewidzialna, a działając wiecznie,
daje stałe i nieprzeniknione schronienie, bez względu na zaklęcia, jakie
zostaną na nią rzucone. Ile takich peleryn widziała pani w życiu, panno
Granger?
Hermiona otworzyła już usta do odpowiedzi, po czym zamknęła je z
powrotem: nigdy nie wyglądała na tak zakłopotaną. Ona, Harry i Ron
spojrzeli jedno na drugiego, i Harry wiedział, że wszyscy myślą o tym
samym. Tak się zdarzyło, że peleryna, dokładnie taka jak ta, którą przed
chwilą opisał Xenofiliusz, znajduje się w tym momencie właśnie w tym
pokoju.
- No właśnie. - rzekł Xenofiliusz, kiedy pozbawił ich wszystkich
racjonalnych argumentów. - Nikt z was nigdy nie widział czegoś takiego.
Właściciel byłby niezmiernie bogaty, czyż nie?
Ponownie zwrócił swój wzrok w stronę okna. Niebo rozświetlone było
bardzo bladymi smugami różu.
- No dobrze. - powiedziała zażenowana Hermiona. - Powiedzmy, że Peleryna
istnieje... A co z kamieniem, panie Lovegood? Z tym, którego nazywa pan
Kamieniem Wskrzeszania?
- Co z nim?
- No, jak może być prawdziwy?
- Udowodnij, że nie jest.
- Ale to jest... przepraszam, ale to jest kompletnie niedorzeczne! Jak
mogłabym udowodnić, że on nie istnieje? Spodziewa się pan, że
przetestuje każdy... każdy kamień na świecie? Chodzi mi o to... Przecież
można założyć, że cokolwiek może być prawdziwe, jeśli jedyną podstawą,
żeby w to uwierzyć ma być fakt, że nikt nie udowodnił, że to nie istnieje!
- Tak, można - rzekł Xenofiliusz. - Cieszę się, że choć trochę
otworzyłaś swój umysł.
- Zatem uważa pan - powiedział szybko Harry, zanim Hermiona zdążyła się
odciąć - że 'Elder Wand' także istnieje?
- Oh, no cóż, w tym przypadku mamy niewyczerpany materiał dowodowy -
powiedział Xenofiliusz. 'Elder Wand' jest najłatwiejsza do wytropienia
ze wszystkich Regaliów, ze względu na sposób, w jaki przekazywany jest z
ręki do ręki.
- Jaki to sposób? - zapytał Harry.
- Taki, że posiadacz różdżki, aby stać sie jej prawowitym panem, musi
zdobyć ją siłą od poprzedniego właściciela - wyjaśnił Xenofiliusz. - Na
pewno słyszeliście o tym, w jaki sposób Egbert the Egregious zawładnął
różdżką po zamordowaniu Emerica the Evil? Jak Godelot umarł w swej
własnej piwnicy, po tym jak jego syn, Hereward, zabrał mu różdżkę? O
przerażającym Loxiaszu, który odebrał różdżkę Baraabaszowi Deverill,
którego zabił? Krwawy ślad 'Eldest Wand' znaczy strony historii Magii.
Harry zerknął na Hermionę. Spoglądała krzywo na Xenofiliusza, lecz mu
nie zaprzeczała.
- Więc jak pan myśli, gdzie jest teraz różdżka? - zapytał Ron.
- Niestety, któż to wie? - odpowiedział Xenofiliusz wyglądając przez
okno. - Kto wie, gdzie leży ukryta? Ślad prowadzi do Arcusa i Liwiusza,
lecz któż powie, który z nich naprawdę pokonał Loxiasza i który zabrał
mu różdżkę? I któż powie, kto mógł pokonać ich? Historia, niestety, nam
tego nie mówi.
Nastąpiła chwila przerwy. W końcu Hermiona zapytała twardo:
- Panie Lovegood, czy rodzina Peverell'ów ma coś wspólnego z Regaliami
Śmierci?
Xenofiliusz spojrzał na nią zdezorientowany a w pamięci Harry'ego coś
nagle zaskoczyło, lecz nie wiedział co. Peverell... słyszał już kiedyś
to nazwisko...
- Wprowadziła mnie pani w błąd, młoda damo! - powiedział Xenofiliusz,
prostując się na krześle i wybałuszając na Hermionę oczy. - Myślałem, że
jest pani nowa w tym temacie! Wielu Poszukiwaczy wierzy, że
Peverells'owie mają wiele - bardzo wiele - wspólnego z Regaliami!
- Kim są Peverells'owie? - zaciekawił się Ron.
- To nazwisko znajdowało się na grobie z tym właśnie symbolem, tam, w
Dolinie Godryka. - powiedziała Hermiona, wciąż obserwująć Xenofiliusza.
- Nazwisko Ignotusa Peverell'a.
- Dokładnie! - rzekł Xenofiliusz, pedantycznie unosząc palec wskazujący.
- Symbol Regaliów Śmierci na grobie Ignotusa jest niezbitym dowodem!
- Na co? - zapytał Ron.
- Na to, że trzej bracia z opowieści to trzej bracia Peverell: Antioch,
Cadmus i Ignotus! Że to oni są pierwszymi właścicielami Regaliów!
Z kolejnym zerknięciem w okno wstał, chwycił tacę i ruszył w kierunku
spiralnych schodów.
- Zostaniecie na koalcji? - zawołał, znikając na schodach. - Wszyscy
zawsze proszą o przepis na naszą Plimpkową zupę.
- Pewnie po to, żeby odwiedzić Wydział Zatruć w Świętym Mungu. -
wymamrotał Ron.
Harry poczekał, aż usłyszy Xenofiliusza krzątającego się w kuchni na dole.
- I co o tym myślisz? - zapytał Hermionę.
- Oh, Harry - odpowiedziała ze znużeniem - to przecież stek bzdur. To
nie może być prawdziwe znaczenie tego symbolu. To tylko zwykłe wierzenia
dziwaka. Straciliśmy tu tylko czas...
- Zdaje mi się, że to chyba ten sam facet, który wymyślił Chrapaki
Krętorogie - rzekł Ron.
- Ale chyba mu nie wierzysz? - zapytał Harry
- Niee, to przecież tylko jedna z historyjek, dająca dzieciakom życiowe
lekcje, prawda? Nie szukaj kłopotów, nie ładuj się w bójki, zostaw w
spokoju rzeczy, od których najlepiej trzymać się z daleka! Po prostu
zajmij się sobą, pilnuj własnego interesu, a wszystko będzie dobrze.
No pomyślcie - dodał Ron - może ta historyjka mówi tylko o tym, dlaczego
bzowe różdżki wydają się pechowe?
- O czym ty mówisz?
- O tych wszystkich przesądach! 'Czarownice urodzone w maju poślubią
Mugoli.'
' Pech o brzasku nie zakończy się przed północą.''Nie przyniesie ci
korzyści cedrowa różdżka'. Musieliście o nich słyszeć. Moja mama zna ich
mnóstwo!
- Harry i ja dorastaliśmy w mugolskich rodzinach - przypomniała mu
Hermiona. - Nauczono nas zupełnie innych przesądów.
Odetchnęła głęboko gdy z kuchni napłynął raczej ostry zapach. Jedyna
dobrą strona jej irytacji na Xenofiliusza był fakt, że zapomniała o
złości na Rona.
- Myślę, że masz racje - powiedziała mu. - To tylko umoralniająca
bajeczka, wiadomo przecież, że wybierzesz najlepszy z darów czyli...
Następne słowa wypowiedzieli w tym samym czasie:
- Pelerynę - rzekła Hermiona.
- Różdżkę - powiedział Ron.
- Kamień - odrzekł Harry.
Spojrzeli na siebie nawzajem; w połowie zaskoczeni, w połowie rozbawieni.
- Wydawało mi się, że powiedziałaś: Peleryna - zwrócił się Ron do
Hermiony - ale po co miałabyś być niewidzialna, gdybyś miała różdżkę?
Daj spokój, Hermiono, niepokonaną różdżkę!
- Mamy już Pelerynę Niewidkę - powiedział Harry.
- I bardzo nam pomogła, jakbyś nie zauważył! - dodała Hermiona. -
Natomiast różdżka mogłaby tylko sprawić nam kłopoty...
- Tylko gdybyś zaczęła głośno się nią chwalić - sprzeczał się Ron.-
Gdybyś była na tyle głupia, żeby tańczyć wkoło machając nią i śpiewając:
'Mam niepokonaną różdżkę, chodź i zmierz się się ze mną, jeśli taki z
ciebie chojrak!' Tak długo, jak siedzisz cicho...
- A czy ty nie możesz siedzieć cicho? - powiedziała sceptycznie
Hermiona. - Wiesz dobrze, że jedyną prawdziwą rzeczą jaką on powiedział,
jest fakt, że od setek lat krąży mnóstwo opowieści o niezwykle potężnych
różdżkach.
- A krąży? - zainteresował się Harry.
Hermiona wyglądała na bardzo poirytowaną: wyraz jej twarzy był tak
znajomy, że Harry i Ron wyszczerzyli do siebie zęby w uśmiechu.
- 'Deathstick', Różdżka Przeznaczenia; przez stulecia pojawiały się pod
różnymi nazwami, zazwyczaj należąc do Czarnoksiężników, którzy się nimi
przechwalali. Profesor Binns wspominał o paru z nich, ale... oh, to
przecież jakieś bzdury. Różdżki są tak potężne, jak czarodzieje, którzy
ich używają. Po prostu niektórzy z nich chełpili się, że ich własne
różdżki są lepsze niż reszty ludzi.
- Ale skąd wiesz - dopytywał się Harry - że te różdżki - 'Deathstick',
Różdżka Przeznaczenia - nie są jedną i tą samą, ujawniającą się przez
wieki pod różnymi imionami?
- A co jeśli to naprawdę 'Elder Wand', wykonana przez Śmierć? - dodał Ron.
Harry zaśmiał się: dziwny pomysł, który przyszedł mu do głowy, po chwili
okazał sie zupełnie niedorzeczny. Przypomniał sobie, że jego różdżka
jest z ostrokrzewu, nie bzu, wykonał ją Ollivander, a cokolwiek nie
zrobiła tej nocy, gdy Voldemort ścigał go na niebie, została zniszczona
- więc jak mogłaby być niezwyciężona?
- A dlaczego ty wybrałbyś kamień? - spytał go Ron.
- Cóż, moglibyśmy wskrzesić Syriusza... Szalonookiego... Dumbledore'a...
moich rodziców...
Żadne z nich się nie uśmiechnęło.
- Ale, zgodnie z Bardem Beedle'm, oni nie chcieliby wrócić, prawda? -
spytał Harry myśląc o bajce, którą właśnie usłyszał. - Nie sądzę, żeby
istniały masy innych opowieści o kamieniu, który wskrzesza ludzi, mam
rację? - zapytał Hermionę.
- Tak - odpowiedziała smutno. - I nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek,
poza panem Loveggod'em, dał sobie wmówić, że istnieją. Beedle pewnie
zapożyczył ten pomysł z opowieści o Sorcerer's Stone; no wiecie, zamiast
kamienia, który czyni cię nieśmiertelnym - kamień, który przywraca z
martwych.
Zapach dolatujący z kuchni stał się intensywniejszy. Przypominał woń
przypalanych kalesonów. Harry zastanawiał się, czy zdoła zjeść to, co
Xenofiliusz przygotuje i nie urazi jego uczuć.
- Jednak co z Peleryną? - zapytał powoli Ron. - Nie rozumiecie, że w tym
przypadku ma rację? Używałem Peleryny Harry'ego i zawsze uważałem, że
jest świetna. Nigdy wcześniej nie słyszałem o takiej, jak ta. Jest
niezawodna! Nigdy nie zostaliśmy pod nią zauważeni...
- To chyba oczywiste, Ron... byliśmy pod nią niewidzialni!
- Ale to wszystko, co on opowiadał o innych Pelerynach - one nie są
warte złamanego Knuta, wiecie, że tak jest!Nigdy wcześniej żadnej nie
miałem, ale wiele słyszałem - o tym, że uroki pryskają, gdy peleryna
jest już stara, albo że od zaklęć robią się dziury. A Harry dostał swoją
od ojca, więc nie jest już nowa ale wciąż... wciąż świetnie działa!
- Tak, racja, ale Ron, kamień...
Kiedy oni kłócili się szeptem, Harry krążył po pokoju, prawie ich nie
słuchając. Doszedł do spiralnych schodów, podniósł wzrok na wysokość
kolejnego piętra i coś rozproszyło jego uwagę. Jego własna twarz
patrzyła na niego ze ściany pokoju powyżej. Po chwili dezorientacji,
uświadomił sobie, że to nie lustro, lecz obraz. Zaciekawiony, zaczął
wspinać się po schodach.
- Harry, co ty robisz? Chyba nie powinieneś się tu rozglądać, póki jego
tu nie ma!
Ale Harry właśnie wszedł na następne piętro. Luna udekorowała swój pokój
pięcioma pięknymi rysunkami twarzy: Harry'ego, Rona, Hermiony, Ginny i
Neville'a. Nie były ruchome, jak portrety w Hogwarcie, ale niewątpliwie
miały w sobie mnóstwo magii. Harry'emu wydawało się, że oddychają.
Delikatne złote łańcuszki pojawiały się wokół portretów, oplatając je i
łącząc ze sobą; gdy Harry przyjrzał się im dokładniej, odkrył, że
składają się one z jednego, powtarzającego się tysiące razy słowa
napisanego złotym atramentem: przyjaciele... przyjaciele... przyjaciele...
Harry poczuł do Luny ogromny przypływ sympatii. Rozejrzał się po pokoju.
Przy łóżku znajdowała się duża fotografia, przedstawiająca mała Lunę i
kobietę, do której była bardzo podobna. Obejmowały się. Na tej
fotografii Luna wyglądała na bardziej zadbaną niż zwykle. Zdjęcie było
zakurzone i fakt ten wprawił Harry'ego w lekką konsternację. Rozejrzał
się dookoła. Na bladoniebieskim dywanie było aż grubo od kurzu. W
szafie, której drzwi były uchylone, nie było żadnych ubrań. Łóżko
wyglądało chłodno i nieprzyjaźnie, jakby nikt nie spał na nim od
tygodni. W najbliższym oknie, na tle krwistoczerwonego nieba,
rozciągnięta była pojedyncza pajęczyna.
- Coś nie tak? - zapytała Hermiona kiedy Harry zszedł na dół, lecz zanim
zdążył jej odpowiedzieć, Xenofiliusz pojawił się na kuchennych schodach,
niosąc obciążoną miskami tacę.
- Panie Lovegood - zaczął Harry. - Gdzie jest Luna?
- Słucham?
- Gdzie jest Luna?
Xenofiliusz zatrzymał się na ostatnim schodku.
- Już... już wam powiedziałem. Poszła na 'Botions Bridge' łowić Plimki.
- Więc czemu nakrywa pan tylko dla czterech osób?
Xenofiliusz próbował coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z
jego ust. Jedynym odgłosem był terkot prasy drukarskiej i delikatne
brzęczenie naczyń w drżących rękach Xenofiliusza.
- Myślę, że Luny nie było tu od tygodni - powiedział Harry. - Jej
ubrania znikły, w jej łóżku od dawna nikt nie spał. Gdzie ona jest? I
dlaczego wciąż wygląda pan przez okno?!
Xenofiliusz upuścił tacę, miski się roztrzaskały. Harry, Ron i Hermiona
natychmiast wyciągnęli różdżki. Xenofiliusz zamarł w bezruchu z ręką
siegającą do kieszeni. W tym samym momencie maszyna drukarska wydała
donośny huk i pogrążyła się w ciszy, a spod okrywającego ją obrusu
wysypały się liczne egzemplarze Żonglera. Hermiona wyłączyła maszynę i
podniosła jeden z magazynów; jej różdżka wciąż wycelowana była w pana
Lovegood'a.
- Harry, spójrz na to!
Podszedł do niej tak szybko, jak tylko pozwolił ma na to panujący
wszędzie bałagan.
Na okładce Żonglera znajdowało sie jego własne zdjęcie, przyozdobione
słowami "Undesirable Number One"
i zatytułowane "nagroda pieniężna".
- Widzę, że Żongler zmienił swój punkt widzenia? - zapytał chłodno
Harry; jego umysł pracował na najwyższych obrotach. - To właśnie robił
pan w ogrodzie, prawda panie Lovegood? Wysyłał pan sowę do Ministerstwa?
Xenofiliusz oblizał wargi.
- Zabrali moją Lunę - wyszeptał. - Przez to, co pisałem. Zabrali moją
Lunę i nie wiem, gdzie ona jest, nie wiem, co jej zrobili. Ale może
oddadzą mi ją jeśli... jeśli...
- Wyda im pan Harry'ego? - dokończyła za niego Hermiona.
- Nie ma mowy - powiedział stanowczo Ron. - Zejdź nam z drogi, wychodzimy.
Xenofiliusz wyglądał okropnie, jego usta wygięły się w przerażającym,
pożądliwym usmiechu.
- Za moment tu będą. Muszę ocalić Lunę. Nie mogę jej starcić. Nie
możecie wyjść.
Rozłożył ramiona zasłaniając nimi klatke schodową, a Harrego nawiedziła
nagle wizja własnej matki, robiącej to samo przed jego dziecinnym
łóżeczkiem.
- Niech nas pan nie zmusza, żebyśmy zrobili panu krzywdę - rzekł Harry.
- Proszę zejść nam z drogi, panie Lovegood.
- HARRY! - wrzasnęła Hermiona.
Postacie na miotłach krążyły za oknem. Kiedy Harry, Ron i Hermiona
odwrócili od niego wzrok, Xenofiliusz wyciągnął różdżkę. Harry w samą
porę zrozumiał ich błąd. Rzucił się w bok, popychając Rona i Hermionę w
bezpieczne miejsce, a Zaklęcie Oszałamiające Xenofiliusza przemknęło
przez pokój i uderzyło w róg Buchorożca.
Nastapił potężny wybuch. Wydawało się, że cały pokój po prostu eksplodował.
Kawałki drewna, papieru i gruzu poszybowały we wszystkich kierunkach,
równocześnie uniosła się nieprzenikniona chmurą gęstego białego pyłu.
Harry przeleciał przez pokój i uderzył w podłogę. Nie był w stanie
zobaczyć upadających na niego szczątków, nakrył więc głowę rękami.
Usłyszał krzyk Hermiony, wrzask Rona i serie obrzydliwych, metalicznych
odgłosów, po których zorientował się, że Xenofiliusz został oderwany od
ziemi i spadł ze spiralnych schodów.
W połowie zagrzebany pod gruzem, Harry usiłował się podnieść. Ledwie
oddychał i nic nie widział przez unoszący się pył.
Zawaliła się połowa sufitu; z dziury zwisał fragment łóżka Luny. Obok
Harry'ego leżało poobtłukiwane popiersie Roweny Revenclaw, skrawki
pergaminów unosiły się w powietrzu a większa część maszyny drukarskiej
blokowała szczyt kuchennych schodów. Tuż obok poruszył się kolejny
pokryty białym pyłem kształt i Hermiona - sama wyglądająca jak statua -
przycisnęła palec do ust. Drzwi na dole otworzyły się z trzaskiem.
- Czyż nie mówiłem ci, że nie ma powodu do pośpiechu, Travers? - rozległ
się chropowaty głos. - Czy nie mówiłem, że ten świr po prostu majaczy?
Nagle rozległ się odgłos uderzenia i Xenofiliusz krzyknął z bólu.
- Nie... nie... na górze... Potter...
- Mówiłem ci w zeszłym tygodniu, Lovegood, że nie wrócimy tu jeśli nie
będziesz miał solidnych informacji! Pamiętasz zeszły tydzień? Kiedy to
chciałeś wymienić na swoją córkę to głupie przybranie głowy? A tydzień
jeszcze wcześniejszy ?
Kolejne uderzenie, kolejny pisk.
- Kiedy myślałeś, że oddamy ci ją z powrotem w zamian za dowód na
istnienie...
Uderzenie.
- ...Chrapaków...
Uderzenie.
- ...Krętorogich?
- Nie... nie... błagam... - szlochał Xenofiliusz. - To naprawdę Potter,
przysięgam!
- A teraz okazuje się, że wezwałeś nas tu tylko po to, żeby spróbować
wysadzić nas w powietrze! - wrzasnął Śmierciożerca.
Rozległa się salwa uderzeń przeplatana piskami agonii.
- To miejsce wygląda jakby miało się za chwilę zawalić, Selwyn -
powiedział inny, chłodny głos, odbijając sie echem na zmasakrowanej
klatce schodowej. - Schody są całkowicie zablokowane. Mam je odblokować?
To może spowodować szybsze zawalenie domu.
- Ty mały kłamliwy śmieciu! - wrzasnął czarodziej nazywany Selwynem. -
Pewnie nawet nie widziałeś Pottera na oczy, prawda? Myslałeś że uda ci
się nas tu zwabić i wymordować? I myślałeś, że w ten sposób odzyskasz
córkę?
- Przysięgam... przysięgam... Na górze jest Potter...
- Homenum revelio - rozległ się głos u stóp schodów. Harry usłyszał, jak
Hermiona wstrzymuje oddech i poczuł, że coś miękko go otacza, pogrąża
jego ciało w swoim cieniu.
- Tam na górze ktoś jest, Selwyn - powiedział ostro drugi mężczyzna.
- To Potter, mówiłem wam, to Potter! - szlochał Xenofiliusz. - Proszę...
proszę... oddajcie mi Lunę, po prostu oddajcie mi Lunę...
- Odzyskasz swoją małą dziewczynkę, Lovegood - rzekł Selwyn - jeśli
wleziesz po schodach i sprowadzisz mi tu Pottera. Ale jeśli to jakiś
spisek, jeśli to oszustwo, jeśli masz tam wspólnika czekającego, żeby
wciągnąć nas w zasadzkę, to zobaczymy czy z twojej córki zostanie choć
kawałek, żebyś miał co pochować.
Xenofiliusz wydał z siebie pełne strachu i rozpaczy zawodzenie. Rozległ
się odgłos pośpiesznego szurania nogami.
Xenofiliusz usiłował przedostać się przez zawalone gruzem schody.
- Chodźcie - wyszeptał Harry - spróbujemy się stąd wydostać.
Zaczął wygrzebywać się z pod gruzu, zagłuszany przez hałas, jaki robił
Xenofiliusz próbując wspiąć się na schody.
Ron zagrzebany był najgłębiej. Harry i Hermiona wspięli się, najciszej
jak potrafili, na stertę gruzu, gdzie był zakopany. Próbowali odsunąć
komodę przygniatająca jego nogi. Kiedy Xenofiliusz wspinał się coraz
wyżej i wyżej,
Hermionie udało się uwolnić Rona za pomocą 'Hover Charm'.
- No dobrze - odetchnęła Hermiona, gdy połamana maszyna drukarska
blokująca schody zaczęła się trząść. Xenofiliusz był od nich juz tylko o
krok. Hermiona wciąż była pokryta białym pyłem.
- Ufasz mi, Harry?
Harry skinął głową.
- Dobrze - wyszeptała - więc daj mi Pelerynę. Ron, założysz ją.
- Ja? Ale Harry...
- Ron, proszę! Harry, złap mnie mocno za rękę, a ty Ron - za ramię.
Harry wyciągnął lewą rękę. Ron zniknął pod Peleryną. Maszyna drukarska
zaczęła wibrować. Xenofiliusz usiłował ją przesunąć używając 'Hover
Charm'. Harry nie miał pojęcia, na co czeka Hermiona.
- Trzymajcie mocno - szeptała. - Trzymajcie mocno... przez cały czas...
Kredowo biała twarz Xenofiliusza wynurzyła się znad szczytu kredensu.
- Obliviate! - krzyknęła Hermiona, celując różdżką najpierw w jego
twarz, a później w podłogę pod nimi:
- Deprimo!
Zaklęcie zrobiło wyrwę w podłodze salonu. Wpadli w nią jak głazy.
Poniżej rozległ się wrzask i Harry zauważył dwóch mężczyzn, którzy
próbowali uciec przed ogromna ilością gruzu i połamanych mebli
spadających ze zburzonego stropu. Hermiona obróciła się w powietrzu i
kiedy po raz kolejny pogrążali się w mroku, w uszach Harry'ego
rozbrzmiał straszliwy odgłos zawalającego sie domu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 12:54, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
mam nadzieje ze sie przyda :] a w zamian poprosze 23
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 12:54, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Rozdział 22 Regalia Śmierci
Harry upadł, dysząc ciężko, na trawę, ale natychmiast się podniósł. Wydawali się wylądować z boku ciemnej polany. Hermiona obiegła ich prawie na około machając różdżką.
- Protego Totalum… Salvio Hexia …
- To zdradliwy stary hemofilik – wydyszał Ron, wyłaniając się spod Peleryny Niewidki rzucił ją do Harryego. – Hermino jesteś geniuszem, totalnym geniuszem. Nie mogę uwierzyć, że się stamtąd wydostaliśmy.
- Cave Inimicum! Nie mówiłam, że to był róg Frumpent, nie mówiłam mu? I teraz jego dom rozerwał się na kawałki!
- Dobrze mu tak! – powiedział Ron, macając jego poszarpane jeansy i nacięcia na nogach. – Jak myślisz, co mu zrobią?
- Och, mam nadzieję, że go nie zabiją! – wyjęczała Hermina – Właśnie dlatego chciałam, by Śmierciożercy spojrzeli przelotnie na Harryego zanim wyjdziemy, więc wiedzą, że Xenophilius nie kłamał!
- Mimo tego, czemu musiałem się schować? – spytał Ron.
- Ponieważ powinieneś leżeć w łóżku z Groszopryszczką, Ron! Porwali Lune bo jej ojciec poparł Harryego! Co mogłoby się stać z twoją rodziną, jeśli by wiedzieli, że jesteś z Harrym?
- A co z twoimi rodzicami?
- Są w Australii – powiedziała Hermina – Wszystko powinno być z nimi w porządku. O niczym nie wiedzą.
- Jesteś geniuszem. – powtórzył Ron, wyglądał na przestraszonego.
- No właśnie, Hermino, jesteś geniuszem. – zgodził się Harry gorąco. – Nie wiem, jak byśmy sobie poradzili bez ciebie.
Rozpromieniła się, ale w jednej chwili spoważniała znowu.
- A co z Luną?
- Więc, jeśli mówili prawdę, a ona wciąż żyje… - zaczął Ron.
- Nie mów tak, nie mów tego! – zapiszczała Hermina – Ona musi żyć, musi!
- Więc będzie w Azkabanie, tak podejrzewam. – powiedział Ron- Czy przetrwa w takim miejscu, aczkolwiek… Brzemię nie…
- Przetrwa – powiedział Harry. Nie mógł znieść rozważania innej możliwości.- Jest twardsza, Luna, niż myślisz. Pewnie uczy wszystkich więźniów o Gnębiwtryskach i Narglach.
- Mam nadzieję, że masz rację. – powiedział Hermina przesuwając rękę z oczu. – Poczuję litość do Xenophiliusa jeśli…
- Jeśli właśnie nas nie sprzedał Śmierciożercom, tia. – powiedział Ron.
Rozłożyli namiot i schronili się w nim, gdzie Ron zrobił im herbaty. Po ich ograniczonej ucieczce, w chłodnym, stęchłym i przestarzałym miejscu poczuli się jak w domu: bezpiecznie, rodzinnie i przyjacielsko.
- Oh, po co tam poszliśmy? – jęknęła Hermina po kilku minutach ciszy. – Harry, miałeś rację, wszędzie znowu ta Dolina Godryka, kompletne marnowanie czasu! Regalia Śmierci… same śmieci… chociaż istotnie – nagle powiedziała jakby ją ktoś uderzył – on mógł mieć to wszystko z góry zaplanowane, prawda? Prawdopodobnie w ogóle nie wierzył w te Regalia Śmierci, chciał po prostu przetrzymać nas do przyjazdu Śmierciożerców!
- Nie wydaje mi się – powiedział Ron – Jest piekielnie trudniej robić niektóre rzeczy kiedy jest się pod naciskiem, bardziej niż myślisz. Odkryłem to kiedy Łowcy[Czyściciele, Odszlamiacze, jak kto woli] mnie zawołali. Było o wiele łatwiej udawać Stana, ponieważ wiem co nieco o nim, więc stworzyłem całkiem nową postać. Stary Loovegood był pod naciskiem presji, próbując się upewnić, że zostaniemy. Przypuszczam, że powiedział nam prawdę albo to co myślał, że jest prawdą, by po prostu nas przetrzymać.
- Więc, nie uważa żeby to miało znaczenie, - westchnęła Hermiona – nawet jeśli był uczciwy, nigdy w życiu nie słyszałam tylu bzdur na raz.
- Poczekaj, przecież – powiedział Ron - Komnata Tajemnic też podobno była mitem, no nie?
- Ale Regalia Śmierci nie mogą istnieć, Ron!
- Mów sobie co chcesz, ale jedna z nich może – odparł Ron – Peleryna Niewidka Harryego…
- Opowieść Trzech Braci to bajeczka – powiedziała stanowczo Hermiona – Bajeczka, o tym jak ludzie boją się śmierci. Jeśli przetrwanie było tak proste jak chowanie się pod Peleryną Niewidką, mamy już wszystko czego nam potrzeba!
- Nie wiem. Możemy spróbować z bezkonkurencyjną różdżką – powiedział Harry obracając różdżkę taminy He so disliked over in his fingers.(?)
- To nie jest istotne, Harry!
- Mówiłaś, że jest tu mnóstwo różdżek- śmierciodotykowych i innych jak je tam zwano-
- No dobra..... nawet jeśli chcesz wierzyć, że Wiekowa Różdżka jest prawdziwa, to co z Kamieniem Wskrzeszenia? - Jej palce zarysowały cudzysłów w powietrzu wokół tej nazwy, a jej ton ociekał sarkazmem. - Żadna magia nie wskrzesi umarłego i tyle.
- Kiedy moja różdżka połączyła się różdżką Sami-Wiecie-Kogo, ukazali się moja mama i tata… I Cedrik…
- Ale tak naprawdę nie wrócili do życia, prawda? – powiedziała Hermiona – Oni byli czymś w rodzaju… wyblakłej imitacji, nie tak jak się kogoś przywraca do życia.
- Ale ona, ta dziewczyna z opowieści, nigdy nie wróciła naprawdę, tak? Historia mówi, że jak ludzie raz staną się umarli, należą już do Śmierci na zawsze. Ale przecież drugi brat ciągle ją widywał i rozmawiał z nią, prawda? Nawet mieszkał z nią przez jakiś czas....
W wyrazie twarzy Hermiony ujrzał niepokój i coś czego nie dało się łatwo zdefiniować. Gdy rzuciła okiem na Rona, Harry zrozumiał, że jest to strach. Przestraszyła ją historią o życiu ze zmarłymi.
- Więc, Peverell człowiek pogrzebany w Dolinie Godryka – powiedział nagle, próbując zabrzmieć bardziej świadomie – nic o nim nie wiesz, tak?
- Wcale nie, - odpowiedziała patrząc z ulgą na zmianę tematu. - Spojrzałam na niego zaraz po tym, jak zobaczyłam znak na jego grobie; jeśli był kimkolwiek znanym albo zrobił coś ważnego, to jestem pewna, że będzie w jednej z naszych książek. Jedyna jaką znalazłam to : "Peverell: Czy Natura to szlachectwo: genealogia czarownictwa". Pożyczyłam ją od Stworka", wyjaśniła kiedy Ron wytrzeszczył oczy. "jest w tej książce spis wszystkich rodzin czystej krwi, które wygasły w linii męskiej. Widocznie rodzina Paverell była jedną z najwcześniejszych, które zniknęły"
- Wygasła linia męska? – powtórzył Ron.
- Mam na myśli tych którzy wyginęli, - odpowiedziała Hermiona – wieki temu, w przypadku Pervell’ów. Mogli ciągle mieć potomków, mimo tego, oni chcieli po prostu się nieco inaczej nazywać.
I wtedy to spadło na Harryego jak grom z jasnego nieba, wspomnienie które się obudziło na dźwięk nazwiska ‘Paverell’. Ohydny staruch wymachujący brzydkim pierścieniem przed twarzą urzędnika Ministerstwa, i załkał głośno – Marvolo Grunt!
- Słucham? – Ron i Hermiona powiedzieli jednocześnie.
- Marvolo Grunt! Dziadek Sami-Wiecie-Kogo! Z Myślodsiewni Dumbledora! Marvolo Graunt powiedział, że pochodził od Peverell’ów!
Ron i Hermiona wyglądali jakby nie mogli się połapać o co chodzi..
- Pierścień, pierścień stał się Horkruksem , Marvolo Gaunt powiedział, że miał założony herb Paverellego. Zobaczyłem go jak machał nim temu facetowi z Ministerstwa przed twarzą, prawie podetknął mu go przed nos!
- Herb Paverellego? Pisnęła przenikliwie Hermiona. - Czy pamiętasz jak to wyglądało?
- Nie za bardzo – powiedział Harry, próbując sobie przypomnieć. – Nie było tam nic specjalnego, tak dokładnie jak mogę sięgnąc pamięcią. Może parę zadrapań. Tylko zobaczyłem to naprawdę z bliska po tym jak zostało spowodowane cracked open(?).
Harry zobaczył zrozumienie w oczach Hermiony przez nagłe rozszerzenie się jej oczu. Ron zdziwiony patrzył to na jedno, to na drugie.
- Blimey…(?) Rozpoznajesz ten symbol? Symbol Regalii?
- Dlaczego nie – powiedział podekscytowany Harry – Marvolo Gaunt był starym ignorantem, który żył jak świnia, dbając jedynie o swoje pochodzenie. Jeśli ten pierścień przetrwał tyle wieków, Marvolo mógł nie mieć pojęcia czym tak naprawdę był. W tym domu nie było żadnych książek, i uwierz mi, to nie był typ człowieka czytający bajki swoim dzieciom. Uwielbiał myśleć, że rysy na kamieniu są jak pewien herb, ponieważ o ile był zainteresowany posiadanie czystej krwi robiło z ciebie praktycznie członka rodziny królewskiej.( because as far as he was concerned, having pure blood made you practically royal.”)
- Tak… to wszystko jest bardzo interesujące – zaczęła ostrożnie Hermiona – ale Harry, Jeśli myślisz co ja myślę, że ty myślisz…
- Więc, dlaczego nie? Dlaczego nie? – powiedział Harry, ostrzegawczo odstępując – To był kamień, prawda? – Spojrzał na Rona dla poparcia. – Co jeśli to był Kamień Wskrzeszenia?
Usta Rona się otworzyły
- Blimey --- Ale wciąż by działał, gdyby Dumbledore nie złamał…
- Działał? Działał? Ron, to nigdy nie działało! Nie ma czegoś takiego jak Kamień Wskrzeszenia! - Hermionie podskoczyła stopa, wyglądała na zirytowana i złą. – Harry, próbujesz wszystko połączyć z historią Regaliów…
- Wszystko połączyć? – powtórzył – Hermiona, to samo się łączy! Wiem, że znak Śmiertelnych Regaliów był na tym kamieniu! Gaunt powiedział, że pochodził od Peverell’ów!
- Minutę temu mówiłeś, że nigdy nie widziałeś dokładnie znaku na kamieniu!
- Jak myślicie, gdzie jest teraz pierścień? – spytał Harryego Ron.- Co z nim zrobił Dumbledore po złamaniu zaklęcia?
Ale wyobraźnia Harryego działała już na przyspieszonych obrotach, z dala od Rona i Hermiony…
Trzy przedmioty, albo Regalia, które, jeśli się połączy, stworzą kontrolę panowania nad Śmiercią… Panowanie… Pogromca… Zwycięzca… Ostatni wróg, który ma być zniszczony nie żyje…
I wtedy zobaczył siebie, właściciela Regaliów, patrzącego śmiało w oczy Voldemortowi, dla którego Horkruksy nie mają już znaczenia… ‘Żaden nie może żyć podczas, gdy drugi przetrwał…’ Jaka jest odpowiedz? Regalia kontra Horkruksy? Była droga po tym wszystkim, zapewniająca, że on będzie tym który triumfował? Gdyby został panem śmiertelnych Regaliów, czy byłby bezpieczny?
- Harry?
Ale zaledwie usłyszał Hermionę odłożył Pelerynę Niewidkę i przejechał po niej palcami, materiał był wiotki jak woda, lekki jak powietrze. Nigdy nie widział niczego dorównującego jej od prawie siedmiu lat w Czarodziejskim świecie. Peleryna była dokładnie taka jaką Xenophilius ją opisywał : Peleryna rzetelnie i wiernie sprawiała, że ten, który ją nosi stawał się niewidzialny, była wiecznie trwała, dawała stałe i nieprzepuszczalne ukrycie, nieważne jakiego zaklęcia się na nią użyje…
I wtedy, trudem łapiąc powietrze, przypomniał sobie…
- Dumbledore dał mi tą Pelerynę tej nocy kiedy moi rodzice umarli!
- Moja mama powiedziała Syriuszowi, że Dumbledore pożyczył Pelerynę! To dlatego! Chciał ją zbadać, dlatego myślał, że to trzecia Regalia! Podły Paverell jest pogrzebany w Dolinie Godryka… - Harry ślepo chodził wkoło namiotu czując jak gdyby wspaniała nowa wizja prawdy otworzyła mu oczy na wszystko. - To mój przodek. Pochodzę od trzeciego brata! To wszystko ma sens!
Poczuł się uzbrojony w przekonaniu, że jego wiara w Regalia, jak gdyby zwykła myśl posiadania ich, już dawała mu ochronę, i poczuł radość, kiedy odwrócił się z powrotem do dwójki przyjaciół.
- Harry – powtórzyła Hermiona, ale on był zajęty rozwiązywaniem saszetki wokół jego szyi, palce drżały mu mocno.
- Czytaj – powiedział, wpychając jej list swojej matki do ręki. – Czytaj! Dumbledore miał Pelerynę, Hermino! W przeciwnym razie, dlaczego by ją chciał? Nie potrzebował Peleryny, mógł użyć Zaklęcia Disillusionment tak potężnego, że stałby się kompletnie niewidzialny.
Coś upadło na podłogę i rozwinęło błyszcząc pod krzesłem. Wypadł mu Znicz kiedy wyciągał list. Schylił się by go podnieść, a następnie sprężyna bajecznych odkryć nowym stuknięciem rzuciła mu inny prezent, zachwyt wybuchnął w nim tak, że musiał krzyknąć.
- TO JEST TUTAJ! Zostawił mi pierścień – jest w Zniczu!
- Tak uważasz?
Nie mógł zrozumieć czemu Ron spojrzał na niego zaskoczony. To było tak oczywiste, tak zrozumiałe dla Harryego. Wszystko pasuje, wszystko… Jego Peleryna była trzecią Regalią, i kiedy odkrył jak otworzyć Znicz mógł zdobyć drugą, a wtedy wszystko co potrzebował, by znaleźć pierwszą Regalię, Wieczną Różdżkę, a potem…
Ale to było jak gdyby kurtyna spadła na oświetloną scenę. Jego całe podekscytowanie, jego cała nadzieja i szczęście zostały stłumione jak uderzenie. Stał sam w ciemności i wspaniały czar prysł.
- To właśnie ją chce zdobyć.
Zmiana w jego głosie sprawiła, że Ron i Hermiona wyglądali na przerażonych.
- Sami-Wiecie-Kto szuka Wiekowej Różdżki.
Odwrócił się tyłem do ich przekrzywionych, niedowierzających twarzy. Wiedział, że to prawda. To wszystko miało sens, Voldemort nie szukał nowej różdżki, on szukał starej różdżki, bardzo starej, w rzeczy samej. Harry poszedł do wejścia namiotu, zapominając o Ronie i Hermionie, gdy wpatrywał się w noc, myśląc…
Voldemort został podrzucony do Mugolskiego sierocińca. Nikt mu nie powiedział o ‘The Tale sof Bedele the Bard’kiedy był dzieckiem, wszelako słyszał o nich więcej niż Harry.
Prawie żaden czarodziej nie wierzy w Regalia Śmierci. Jak to się stało, że Voldemort o nich wiedział?
Harry wpatrywał się w ciemność… Jeśli Voldemort wiedział o Regaliach Śmierci, na pewno szukał, robiąc wszystko by stać się ich właścicielem: trzy przedmioty czyniły z ciebie Pana Śmierci? Jeśli wiedział o Regaliach Śmierci nie musiałby potrzebować Horkruksów na pierwszym miejscu. Nie było prostym faktem, że zabrał Regalia i zamienił je w Horkruksy, wykazując, że nie wiedział o tym ostatnim, wielkim Czarodziejskim sekrecie?
Co znaczyło, że Voldemort poszukiwał Wiekowej Różdżki bez realizowania jej pełnej potęgi, bez zrozumienia, że była jedną z trzech… Gdyż różdżka była Regalią, której nie dało się ukryć, której istnienie było najlepiej znane… Krwawy ślad Wiecznej Różdżki obryzgał w poprzek stronice Czarodziejskiej historii…
Harry obserwował zachmurzone niebo, zakola szarego i srebrnego dymu ześlizgującego się z twarzy księżyca. Czuł zdumienie i roztargnienie przez jego odkrycie.
Odwrócił się w stronę namiotu. To był szok zobaczyć Rona i Hermione stojących dokładnie w tym samym miejscu gdzie ich opuścił, Hermiona wciąż trzymała list Lily, Ron po jej stronie patrzył nieznacznie z niespokojem. Nie zdali sobie sprawy jak daleką przebyli w ciągu tych ostatnich kilku minut?
- To jest to? – powiedział Harry, trying to bring them inside the glow of his own astonished certainty(?) – To wszystko wyjaśnia. Regalia Śmierci są prawdziwe i ja mam jedną… może dwie….
Przytrzymał Znicz.
- … i Sami-Wiecie-Kto poluje na trzecią, ale nie zdaje sobie sprawy… myślał, że to po prostu potężna różdżka…
- Harry – powiedziała Hermiona, przesuwając się wprost do niego i oddając mu list Lily – Przykro mi, ale myślę, że się mylisz, ze wszystkim.
- Ale nie widzisz tego? Wszystko pasuje…
- Nie, nieprawda- powiedziała, Nic nie pasuje. Harry, po prostu za bardzo się w tym zatraciłeś. Proszę – powiedziała, gdy zaczęła mówić – Proszę, odpowiedz mi na pytanie. Jeśli Regalia Śmierci naprawdę istnieją, i Dumbledore o nich wiedział, to wiedział też, że osoba, która zbierze wszystkie trzy stanie się Panem Śmierci – Harry, dlaczego ci o tym nie powiedział? Dlaczego?
Miał już gotową odpowiedź.
- Ale mówiłaś to, Hermino! ‘Musisz dowiedzieć się o nich więcej dla siebie! To jest Poszukiwanie!’
- Ale ja powiedziałam to tylko po to, by spróbować nakłonić cię do pójścia do Lovegood’ów. – zapłakała Hermiona w gniewie – Naprawdę w to nie wierzyłam!
Harry nie zwrócił na to uwagi.
- Dumbledore często dawał mi sam do czegoś dochodzić. Próbował mnie nauczyć wytrzymałości i podejmowania ryzyka. (His feels like the kind of Hing he’d do) Ta ochota to rodzaj rzeczy, które by zrobił (?)
- Harry, to nie jest gra, to zastosowanie w praktyce! To jest coś prawdziwego i Dumbledore zostawił ci bardzo jasne instrukcje: Znajdź i zniszcz Horkruksy! Ten symbol nic nie znaczy, zapomnij o Regaliach Śmierci, nie możemy pozwolić sobie na zjechanie w boczną trasę…
Harry ledwo ją słuchał. Obracał w kółko Zniczem w ręku, oczekując, że się rozpadnie i otworzy ukazując Kamień Wskrzeszenia, by jej udowodnić, że miał rację, że Regalia Śmierci były prawdziwe.
Zaapelowała do Rona.
- Nie wierzysz w to, prawda?
Harry spojrzał na niego, Ron się wahał.
- I dunno(?)…To znaczy… Trochę z tego raczej do siebie pasuje. – powiedział Ron niezgrabnie – Ale kiedy spojrzysz na całość… - wziął głęboki oddech – Myślę, że powinniśmy pozbyć się Horkruksów, Harry. To jest to, co Dumbledore powiedział, że musimy zrobić. Może… Może powinniśmy zapomnieć o tej Regaliowej historyjce.
- Dziękuję ci, Ron – powiedziała Hermiona – Wezmę pierwszą wartę.
Przelazła obok Harryego i usiadła w przejściu namiotu, niosąc aktydion[chyba siakiś zeszyt] dziko po nim kropkowała.
Ale Harryemu trudno było zasnąć tej nocy. Myśl o Regaliach Śmierci opętała go i nie mógł odpoczywać podczas, gdy jego cały umysł się gotował: Różdżka, Kamień i Peleryna, jeśli tylko mógłby je wszystkie posiadać…
Otwieram przy zamknięciu… Ale czym jest to zamknięcie? Dlaczego nie może mieć teraz kamienia? Jeśli miałby kamień, mógłby spytać Dumbledora osobiście… I Harry w ciemności mruczał słowa do Znicza, próbując wszystkiego, nawet Parseltongue, ale złota piłeczka się nie otworzyła…
A różdżka, Wiekowa Różdżka, ona jest schowana? Gdzie teraz Voldemort szuka? Harry chciał by jego blizna zapłonęła i pokazała mu myśli Voldemorta, ponieważ pierwszy raz w życiu, on i Voldemort są zjednoczeni przez podobne pragnienie… Hermionie nie spodobałaby się ta myśl, oczywiście… Ale wtedy, nie uwierzyła… Xenophilius miał rację, w pewnym sensie… Ograniczony, zwężony, zamknięty umysł. Prawda była taka, że ona się bała myśli o egaliach Śmierci, zwłaszcza o Kamieniu Wskrzeszczenia… i Harry przycisnął znowu Znicz do ust, całując go, prawie go połykając, ale zimny metal nic z siebie nie wydał…
Już prawie świtało, kiedy przypomniał sobie Lune, samotną w celi w Azkabanie, otoczoną przez dementorów, i nieoczekiwanie się zawstydził. Zapomniał o niej w jego gorączkowych rozważaniach na temat Regaliów. Jeśli mogli by ją uratować, ale dementorzy z ich numerami byliby właściwie bezoporni. Teraz zaczął o tym myśleć, nie mógł próbować rzucić Patronusa taminową różdżką… Musi tego spróbować rano…
Jeśli tylko to była droga by zdobyć lepszą różdżkę…
I pragnienie Wiekowej Różdżki, Laska Śmierci (the Deathstick), niezniszczalna, ponownie go pochłonęło.
Następnego ranka spakowali namiot i ruszyli przez ogromny deszcz. Ulewa ścigała ich do wybrzeża, gdzie rozbili namiot na noc i wytrwali tam przez cały tydzień, przez rozmokły krajobraz Harry stał się posępny i zniechęcony. Umiał myśleć tylko o Regaliach Śmierci. To było, jak gdyby płomienie paliły się wewnątrz niego, i że nic, ani stanowcze niedowierzanie Hermiony ani stałe wątpliwości Rona, nie mogły ich przygasić. Ale dzikie pragnienie Regaliów palące jego wnętrze, robiły go mniej radosnym. Obwiniał Rona i Hermione: Ich określona obojętność była jak taki zły nieustępliwy deszcz dla przygnębienia jego ducha, ale żadne z nich nie mogło zniszczyć jego przeświadczenia, które było absolutnie trwałe. Wiara i pragnienie Harryego pochłonęły go tak bardzo, że czuł się odizolowany od tej dwójki i ich obsesji na temat Horkruksów.
- Obsesja? – powiedziała Hermiona cichym srogim głosem, kiedy jednego wieczora Harry dosyć nieostrożnie użył tego słowa , po tym jak Hermiona mu powiedziała o jego braku zainteresowania położeniem reszty Horkruksów. – To nie my jesteśmy tu tymi, którzy mają obsesje, Harry! Po prostu próbujemy robić to, co chciał Dumbledore!
Ale był nieczuły na tę krytykę. Dumbledora zostawił znak Regaliów, by Hermiona to rozszyfrowała, i on miał także, Harry trwał w przekonaniu, że Kamień Wskrzeszenia został ukryty w złotym Zniczu. Żaden nie może żyć, gdy drugi przetrwa… Pan Śmierci… Dlaczego Ron i Hermiona tego nie rozumieli?
- ‘Ostatni wróg nie żyje– spokojnie zacytował Haryy.
- Myślałam, że będziemy musieli walczyć z Sam-Wiesz-Kim? – odpowiedziała ostro Hermiona i Harry dał jej spokój.
Nawet tajemnica srebrnej łani (the silver doe), o której dwójka jego przyjaciół upierała się dyskutować, wydawała się teraz Harryemu mniej ważna, i okazywał nijakie zainteresowanie z jego strony. Tylko jedna inna rzecz go martwiła, była to jego blizna, która znowu zaczęła go palić, chociaż robił wszystko by ukryć ten fakt przed pozostałą dwójką. Za każdym razem kiedy to się działo, szukał samotności, ale był zawiedziony tym, co widział. Wizje, które on i Voldemort wspólnie dzielili, zmieniły swoją jakość: rozmazywały się, były niestałe jak gdyby przesuwały się i traciły ostrość obrazu. Harry był w stanie rozpoznać niewyraźne cechy przedmiotu, który był podobny do czaszki i trochę do skały, który jednak był od wiele ciemniejszy niż materiał(?.substance). Przyzwyczajony do ostrego obrazu jako realnego, Harry był zdezorientowany przez tę zmianę. Martwił się, że połączenie między nim, a Voldemortem zostało zniszczone, połączenie, którego oboje się bali i, cokolwiek powiedziała mu Hermiona, wysoko je cenili. Tak czy inaczej, Harry połączył się z tymi nie satysfakcjonującymi, mglistymi obrazami z destrukcją jego różdżki, jak gdyby to była wina różdżki taminy, że nie może dłużej zaglądać w umysł Voldemorta tak dobrze jak przedtem. Podczas, gdy tygodnie strasznie się wlokły, Harry nie mógł pomóc, ale mógł zauważyć, nawet przez jego nowy egocentryzm, że Ron wziął sprawy w swoje ręce. Perhaps because he was determined to make up for having walked out on them.(?), być może zejście Harryego do bezczynności pobudziło do życia jego drzemiące cechy przywódcze, Ron był teraz jedyną osobą zachęcającą i nawołującą pozostałą dwójkę do działania.
- Pozostały trzy Horkruksy – Potrzebujemy planu działania, no dajecie! Gdzie nie szukaliśmy? Przelećmy to jeszcze raz. Sierociniec…
Ulica pokątna, Hogwart, Dom Riddle’ów, Borgin i Burke, Albania, każde miejsce, o którym wiedzieli, że Tom Riddle tam żył lub pracował, był z wizytą lub kogoś zamordował, Ron i Hermiona ponownie je przedyskutowali, Harry przyłączał się do dyskusji jedynie, by powstrzymywać Hermionę od prześladowania go. Byłby szczęśliwy siedząc samotnie w ciszy, próbując przeczytać myśli Voldemorta, by dowiedzieć się czegoś więcej o Wiekowej Różdżce, ale Ron obstawał przy pojechaniu w liczniejsze nieprawdopodobne miejsca, Harry był świadomy wobec utrzymania ich w ruchu.
- Nigdy nie wiesz- była to stała śpiewka Rona – Upper Flagley jest wioską czarodziejów, mógł chcieć tam mieszkać. Chodźmy i poszperajmy trochę wokół. O tych wielokrotnych najazdach na tereny czarodziejów donosił okazjonalnie Snatcher(?).
- Niektórzy z nich są prawie tak źli jak Śmierciożercy – powiedział Ron – the lot that Got me were a bit pathetic, ale Bill rozpoznał, że niektórzy z nich są naprawdę niebezpieczni.
- W Potterwatch mówili…
- W czym? – powiedział Harry.
- Potterwatch, nie mówiłem ci jak to się nazywa? Ten program, który próbuję wyłapać w radiu, jedyny, który mówi prawdę, o tym co się dzieje! Niemal wszystkie programy stoją ustawione w szeregu przed Sam-Wiesz-Kim, z wyjątkiem Potterwatch, naprawdę chciałbym bym byś tego posłuchał, ale trudno jest nastroić…
Ron spędzał wieczór po wieczorze przy używaniu jego różdżki by wklepywać rozmaite rytmy na odbiorniku radiowym podczas, gdy tarcze się kręciły.
Okazjonalnie mogli załapać urywek rad jak poddać działaniu smoczą kiłę i pojedynczo parę taktów „Kocioł Pełen Ciepła i Silnej Miłości”. While He taped, Ron kontynuował próby trafienia w odpowiednie hasło, muttering strings of random words under his breath(?).
- Oni normalnie coś robią dla Zakonu – powiedział im – Bill miał prawdziwą wprawę w odgadywaniu ich. Jestem zobowiązany zdobyć jednego w końcu…
But not until March did luck favor Ron at last(?). Harry siedział na warcie w przejściu namiotu, bezczynnie gapiąc się na kępę hiacyntów, które zagradzały ich drogę przez zimne błonia, kiedy Ron wrzasnął podekscytowany z zewnątrz namiotu.
- Mam to! Mam to! Hasło było ‘Albus’! Chodź tu Harry!
Odrywając się pierwszy raz od kilku dni od rozmyślań nad Śmiertelnymi Relikwiami, Harry pospieszył do środka namiotu by znaleźć Rona i Hermionę klęczących na ziemi obok radia. Hermiona, która polerowała miecz Gryffindoru po prostu by coś robić i siedziała z otwartymi ustami, gapiąc się w malutki głośnik, który wydawał nader znajome głosy.
- … przepraszamy za naszą tymczasową nieobecność na antenie, która powstała z powodu liczby dzwonków do drzwi w naszej okolicy przez owych czarujących Śmierciożerców.
- Przecież to Lee Jordan! – powiedziała Hermioona.
- Wiem! – Ron promieniał – Czad, nie?
- … i teraz znaleźliśmy inną, dobrze schowaną miejscówkę. – Mówił Lee – I jestem zadowolony, że wam to mówię bo dwóch naszych regularnych współdziałaczy przyłączyło się do nas tego wieczora. Witam, chłopaki!
- Heja.
- Dobry wieczór, River.
- ‘River’ to Lee – wytłumaczył Ron – wszyscy tam mają pseudonimy, ale często możesz…
- Cicho – powiedziała Hermiona.
- Ale zanim usłyszymy Royal’a i Romulusa – mówił Lee – Przeznaczmy małą chwilę na sprawozdanie o tych śmieciach, o których Czarodziejska Radiowa Sieć Wiadomości i Prorok Codzienny nie myśleli, że są wystarczająco ważne by o nich wspomnieć. Wielce ubolewamy, że informujemy naszych słuchaczy o morderstwach popełnionych na Tedzie Tonusie i Dirku Cresswellu.
Harry źle się poczuł i runął na brzuch. On, Ron i Hermiona wpatrywali się w siebie w przerażeniu.
- Goblin imieniem Gornuk, także został zabity. Wierzymy, że Muggle-born Dean Thomas i drugi goblin, oboje wierzyli, że podróżując z Tonksem, Cresswell’em i Gornuk’iem, będą mogli uciec. Dean, jeśli nas słuchasz, albo jeśli ktokolwiek orientuje się gdzie on jest, jego rodzice i siostry są złaknieni wieści.
- W międzyczasie w Gaddley, pięcioosobowa Mugolska rodzina została znaleziona martwa w swoim domu. Mugolskie władze określają ich śmierć przez nieszczelność gazu, ale członkowie Zakonu Feniksa informują mnie, że była to Klątwa Uśmiercająca – następny dowód, jakoby był potrzebny, dla faktu, iż rzeź na Jugolach stała się trochę więcej niż rekreacyjnym sportem w trakcie nowego reżimu.
- Na koniec, ubolewamy informując naszych słuchaczy, że pozostałości Bathildy Bagshot zostały odkryte w Dolinie Godryka. Ewidentnie umarła kilka miesięcy temu. Zakon Feniksa informuje nas, że jej ciało zdradza niechybnie okaleczenia wymierzone przez Czarną Magię.
- Słuchacze, chciałbym was poprosić byście się przyłączyli do minuty ciszy przez pamięć o Tedzie Tonusie, Dirku Cresswellu, Bathildzie Bagshot, Gornuku i bezimiennych, ale nie mniej pożałowanych Jugolach zamordowanych przez Śmierciożerców.
Nastała cisza, Harry, Ron i Hermiona nic nie mówili. Połowa Harryego tęsknie chciała usłyszeć więcej, a druga jego połowa bała się co mogło dalej się stać. To był pierwszy raz od dłuższego czasu, kiedy czuł więź ze światem zewnętrznym.
- Dziękuję, wam – odezwał się głos Lee – Teraz możemy wrócić do regularnych współdziałaczy Royal, po unowocześnieniu dzięki któremu nowy Czarodziejski zakon zleci oddziaływanie na świat Mugoli. “And now we can return to regular contributor Royal, for an update on how the new Wizarding order is affecting the Muggle world.”(nie jestem pewna czy tak to zdanie trzeba było przetłumaczyć).
- Dziękuję, River – powiedział niewątpliwie głęboki, miarowy i spokojny głos.
- Kingsley! – zerwał się Ron.
- Wiemy! – powiedziała Hermiona próbując go uciszyć,
- Mugole trwają w nieświadomości od źródła ich cierpienia jakoby kontynuują podtrzymywanie życia ciężkich ofiar wypadków. – powiedział Kingsley – Niemniej jednak, ciągniemy dalej nasłuchiwanie o faktycznie inspirujących historiach o ryzykowaniu życia czarnoksiężników i czarownic by chronić Mugolskich przyjaciół i sąsiadów, często bez ich wiedzy o tym. Chciałbym zaapelować do wszystkich naszych słuchaczy by naśladowali ich przykład, może przez rzucanie ochronnego zaklęcia nad jakimkolwiek Mugolskim mieszkaniem w waszej okolicy. Wiele żyć może zostać uratowanych w tak prosty zrobiony gest.
- Co jeszcze byś chciał powiedzieć, Royal, do słuchaczy którzy odpowiadają w tych niebezpiecznych czasach, powinni być ‘Czarodzieje na pierwszym miejscu’(‘Wizards first’) – spytał Lee.
- Chciałbym powiedzieć, że jest mały krok z ‘Czarodzieje na pierwszym miejscu’ do ‘Czystokrwiści na pierwszym miejscu’(Purebloods first”, a później do Śmierciożerców. – odpowiedział Kingsley. Wszyscy jesteśmy ludźmi, nieprawdaż? Każde ludzkie życie jest tyle samo warte, warte ratowania.
- Świetnie powiedziane, Royal, masz mój głos jako na Ministra Magii jeśli kiedykolwiek uda nam się wydostać z tego chaosu. – powiedział Lee – A teraz, na koniec Romulus, popularnie określany jako ‘Kumpel Pottera’.
- Dzięki, River – powiedział inny znajomy głos. Ron zaczynał mówić, ale Hermiona ubiegła go szepcząc:
- Wiemy, że to Lupin.
- Romulusie, czy dalej utrzymujesz, zarówno jak za każdym razem kiedy pojawiasz się w naszym programie, że Harry Potter wciąż żyje?
- Tak – powiedział stanowczo Lupin – Nie ma najmniejszej wątpliwości w mojej głowie, że jeśli jego śmierć by się wydarzyła, to byłaby okrzyknięta przez Śmierciożerców tak obszernie jak to tylko możliwe, ponieważ uderzyłby w śmiertelny podmuch moralności opierających się nowemu reżimowi. ‘Chłopiec, Który Przeżył’ był symbolem wszystkiego o co walczymy: Triumf dobra, moc niewinności, potrzeba podtrzymująca opieranie się.
Mieszanina wdzięczności i wstydu tryskała w Harrym. Czy Lupin mu wybaczył, gdy powiedział te wszystkie okropne rzeczy kiedy ostatni raz się spotkali?
- Co byś chciał powiedzieć Harryemu jeśli wiesz, że nas teraz słucha, Romulusie?
- Chciałbym mu powiedzieć, że wszyscy jesteśmy z nim całym duchem – powiedział Lupin, potem zawahał się lekko – I żeby podążał za swoim instynktem, który jest dobry i prawie zawsze słuszny.
Harry spojrzał na Hermione, której oczy były pełne łez.
- Prawie zawsze słuszny – powtórzyła.
- Och, nie powiedziałem wam? – powiedział Ron zaskoczony – Bill powiedział mi, że Lupin znowu jest z Tonks! I ponoć robi się też całkiem spora…
- … i nasze nagminne udoskonalenia przyjaciół Harryego Pottera którzy cierpią za swoją wierność.- mówił Lee.
Więc, systematyczni słuchacze będą wiedzieć, kilku szczerych ludzi popierających Harryego Pottera zostało teraz uwięzionych, wyłączając Xenophiliusa Lovegood’a, redaktora naczelnego ‘Żonglera’ – powiedział Lupin.
- Przynajmniej wciąż żyje! – wymamrotał Ron.
- Słyszeliśmy również w ciągu ostatnich kilku godzin, że Rubeus Hagrid – cała trójka gapiła się na siebie i prawie stracili resztę zdania – znany jako gajowy w Hogwarcie, ledwie uciekł przed aresztowaniem na ziemiach Hogwartu, gdzie chodzą pogłoski, że gospodarował brygadzie ‘Wsparcia Harryego Pottera’ w jego domu. Bądź co bądź, Hagrid nie został poddany nadzorowi, i jest, wierzymy, w trakcie ucieczki.
- Podejrzewam, iż to pomoże, kiedy uciekając przed Śmierciożercami, ma się przyrodniego brata wysokości szesnastu stóp? – spytał Lee.
- Miałoby tendencje do dania wam - zgodził się Lupin uroczyście – Mogę po prostu dodać, że podczas gdy jesteśmy tutaj w Potterwatch bijąc brawo rozmachowi Hagrida, moglibyśmy nawoływać nawet najbardziej oddanym obrońcom Harryego przeciw zwolennikom kierownictwa Hagrida. Brygada ‘Wsparcia Harryego Pottera’ jest nierozsądna w obecnej atmosferze.
- W rzeczy samej, są, Romulusie – powiedział Lee – więc zakładamy, że będziesz kontynuował demonstrowanie twojego kultu do człowieka z lśniącą blizną w następnym Potterwatch. A teraz przenieśmy się do wiadomości tyczących czarodzieja, który udowadnia, że jest tak samo nieuchwytny jak Harry Potter. Lubimy odwoływać się do niego jako Szefa Śmierciożerców, i tutaj poddajemy jego wizje(views) na trochę więcej szalonych obieganych o nim. Chciałbym zaprezentować nowego korespondenta, Rodenta?
- Rodent? – powiedział jeszcze jeden znajomy głos, i Harry, Ron i Hermiona krzyknęli razem:
- Fred!
- Nie! To nie jest George?
- To Fred, tak myślę – powiedział Ron, pochylając się bliżej, kiedy którykolwiek z bliźniaków mówił:
- Nie jestem ‘Rodent’, w żadnym wypadku, Mówiłem wam, że chce być Rapier!
- Och, w takim razie w porządku, ‘Rapier’, mógłbyś proszę zdać nam trochę swoich relacji o różnych historiach, które słyszymy o Szefie Śmierciożerców.
- Tak, River, mogę – powiedział Fred – Aczkolwiek nasi słuchacze będą wiedzieć, jeżeli nie schronili się w dole po ogrodowym stawie albo w podobnym miejscu, że strategia Sam-Wiesz-Kogo pozostawania w cieniach, stwarza miły mały klimat paniki. Zwróć uwagę, jeśli wszystkie rzekome obserwacje o nim są autentyczne, musimy mieć dobrych dziewiętnastu Sam-Wiesz-Ktosiów (xD) biegających dookoła tego miejsca.
- Które z nim harmonizują, oczywiście – powiedział Kingsley. – Powietrze pełne tajemnic tworzy nowy postrach rzeczywiście go pokazując.
- Zgadzam się – powiedział Fred 0 Więc, ludzie, spróbujmy się trochę uciszyć. Dzieją się wystarczająco złych rzeczy bez także wymyślania nowych. Na przykład, nowy pomysł Sami-Wiecie-Kogo mogący zabijać ludzi z pojedynczą gałką oczną. Jest to bazyliszkowe spojrzenie, słuchacze. Jeden prosty test: Sprawdź czy rzecz, która piorunuje cię wzrokiem ma nogi. Jeśli ma, to bezpiecznie jest zajrzeć do jej oczu, pomimo, że jeśli to naprawdę jest Sam-Wiesz-Kto, to są duże szanse, że to ostatnia rzecz, którą kiedykolwiek więcej zrobisz.
Pierwszy raz od wielu tygodni Harry się zaśmiał. Mógł poczuć opuszczający go ciężar napięcia .
- A pogłoski, że zatrzymał się za granicą? – spytał Lee.
- Więc, kto nie chciałby miłych małych wakacji po całej ciężkiej pracy, którą on tu wykonał? – zapytał Fred – Chodzi o to, ludzie, żebyście się nie uspokajali fałszywym poczuciem bezpieczeństwa bo myślicie, że wyjechał z kraju. Może wyjechał, a może i nie, ale fakt pozostaje, że może przemieszczać się szybciej niż Severus Snape staje w obliczu z szamponem kiedy chce, więc nie liczcie, że on będzie daleką drogę od was jeśli planujecie ryzykować. Nigdy nie myślałem, że to powiem, ale bezpieczeństwo na pierwszym miejscu!
- Dziękujemy ci bardzo za twoje mądre słowa, Rapier. – powiedział Lee – Słuchacze, to przywiodło nas do końca jeszcze jednego Potterwatch. Nie wiemy, kiedy to będzie możliwe by nadawać ponownie, ale możecie być pewni, że wrócimy. Utrzymujcie kręcenie owych tarczy: Następnym hasłem będzie ‘Szalonooki’. Trzymajcie się nawzajem w opiece: Dotrzymujcie słowa. Dobranoc.
Tarcza radia zawirowała i światła panelu strojeniowego zgasły. Harry, Ron i Hermiona wciąż siedzieli rozpromieni. Słysząc znajome, przyjazne głosy w nadzwyczajnie ich wzmocniło. Harry stał się tak przyzwyczajony do ich izolacji, że prawie zapomniał, że inni ludzie opierali się Voldemortowi. To było jakby obudził się z długiego snu.
- Dobre, nie? – powiedział wesoło Ron.
- Znakomite! – powiedział Harry.
- To takie odważne z ich strony – westchnęła w podziwie Hermiona - Jeśli znaleźli…
- Więc, są cały czas w ruchu, prawda? – powiedział Ron – Tak jak my.
- Ale nie słyszałeś co Fred powiedział? – zapytał podekscytowany Harry; teraz gdy emisja się skończyła, jego myśli krążyły wokół nadchodzącej jego całej trwającej obsesji. – Jest za granicą! On szuka Różdżki, wiem to!
- Harry…
- No dalej Hermino, dlaczego jesteś taka zdeterminowana by się do tego nie przyznać? Vol…
- HARRY, NIE!!!
- …demort szuka Wiekowej Różdżki!
- To imię to Taboo! – zawył Ron skacząc na nodze gdy donośne pyknięcie dobyło się z zewnątrz namiotu. – Powiedziałem ci, nie możemy wymawiać tego ani razu więcej – musimy z powrotem nałożyć ochronę wokół nas – szybko! – Tak mogą nas zna…
Ale Ron przestał mówić, Harry wiedział czemu. Fałszoskop na stole zaczął świecić i wirować. Mogli słyszeć nadchodzące głosy które były coraz bliżej i bliżej: chamskie, podekscytowane głosy. Ron wyciągnął Deluminator z kieszeni i kliknął; ich lampa zgasła.
- Wyjdźcie z stamtąd z podniesionymi rękoma! – doszedł ich zgrzytliwy głos z ciemności. – Wiemy, że tam jesteście! Mamy pół tuzina różdżek celujących w was i nie dbamy o to kogo przeklniemy!
|
|
Powrót do góry |
|
|
kamilalva
mugol
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:08, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
hmm...macie może jakies nowsze pocztówki? tzn 23 i dalej? mój gg1317997....albo na PW plz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sylwia
Gość
|
Wysłany: Sob 13:10, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
moglby ktos zamiescic tez 17 i 18 rozdzial? bardzo prosze
|
|
Powrót do góry |
|
|
kamilalva
mugol
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:15, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
wiecie co powinnismy umawiać się na konkretna godzine(przedzial czasowy) z zamieszczeniami SAmi wiecie czego-...chodzi mi o to ze np. ja wystawiam pocztowke 19 o godzinie 15:00 i o 16:00 kasuje, czy zmieniam ją(a wy macie czas 1h żeby zapisać se ją na kompie albo przeczytać.mysle że to dobry pomysl..co wy na to?....?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sylwia
Gość
|
Wysłany: Sob 13:19, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
moze byc, tylko musialoby byc duze uprzedzenie, zeby kazdy wiedzial... masz moze 17 i 18? jak tak to prosze wyslij mi - [link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoasia
charłak
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:33, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
powysyłałam troche zaproszeń i troche rozdziałów co do niektórych
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gmvy
mugol
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 13:41, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Macie jakies zrodlo pocztowek oprocz db ??? Jak tak to dajcie linka na pw
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sylwia
Gość
|
Wysłany: Sob 13:52, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
mam pytanie, gdzie w hobby sa te pocztowki?
|
|
Powrót do góry |
|
|
ulqiorra
Gość
|
Wysłany: Sob 14:07, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
prosilbym o pocztowki od 23 wzwyz
|
|
Powrót do góry |
|
|
matty
mugol
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:09, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
a masz 23 pelny rozdzial?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sync
mugol
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Sob 14:10, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Proszę bardzo o pocztówkę 17 i od 23 (włącznie) w górę. Sama jestem gotowa przesłać pocztówki od 1-16 i 18-22 oraz 34. Mój mail: [link widoczny dla zalogowanych].
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ulqiorra
Gość
|
Wysłany: Sob 14:12, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
jaki roz....!! pocztówke nr 23? nie, nie mam...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|