|
Dziurawy Kociol www.kociool.fora.pl ---- wszystko o HP
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Saylo
charłak
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:43, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
na mojej stronie jest juz 23 ...z koncowka mojego autorstwa no i 24..;p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
zielzielona
mugol
Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:43, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
strus jak chcesz to prosze CALY 23
Rozdział 23
Posiadłość Malfoyów
Harry spojrzał na obojga z nich, teraz jedynie zarysowanych w mroku. Widział, jak Hermiona kieruje swoją różdżkę, ale nie na zewnątrz namiotu, tylko na twarz Harrego.
Nagle nastąpił huk i promień białego światła. Harry wygiął się w agonii, niezdolny do patrzenia. Czuł jak jego twarz puchła mu w dłoniach, podczas gdy głosy ciężkich
kroków zdawały się otaczać go ze wszystkich stron.
- Wstawaj, śmieciu!
Nieznane dłonie gwałtownie podniosły Harrego z ziemi. Nim zdołał powstrzymać je, ktoś zaczął już grzebać po jego kieszeniach. W końcu wyjął różdżkę Harrego. Harry
kurczowo złapał za swoją nieznośnie bolącą twarz, która była brawie niewyczuwalna pod swoimi palcami. Była ona napuchnięta i naciągnięta tak, jakby cierpiał na
okropny atak alergii. Jego oczy zmniejszyły się do rozmiaru szparek, przez które prawie nic nie mógł dostrzec. Jego okulary gdzieś upadły, gdy był wywlekany z namiotu,
więc jedyne co mógł dostrzec to sylwetki czterech, czy pięciu osób, które wyciągały Rona i Hermionę.
- Zostawcie ją! - wrzasnął Ron. Potem słychać było charakterystyczny dźwięk uderzenia w twarz: Ron stęknął z bólu, a Hermiona krzyknęła
– Nie! Zostawcie go w spokoju! Zostawcie go!
- Twój chłopak dostanie więcej, jeśli odnajdę jego nazwisko na liście – powiedział okropny, ochrypły znajomy głos – Smakowita dziewczyna ... co za cudo ... podoba mi
się delikatność twojej skóry.
Zawartość żołądka Harrego przewróciła się. Znał tą postać: Fenrir Greyback, wilkołak, któremu dano możliwość noszenia szat Śmierciożercy, w zamian za to, że będzie
używał swojej bezwzględności i okrucieństwa.
- Przeszukajcie namiot – powiedział inny głos. Harrym rzucono twarzą do ziemi. Głuchy cios zadany Ronowi mówił mu, że musi być on gdzieś w pobliżu. Harry słyszał
różne kroki oraz hałasy, spowodowane przez mężczyzn przewracających krzesła w namiocie, gdy go przeszukiwali.
- Teraz, zobaczmy kogo tu mamy – powiedział triumfalny głos Greybacka, gdy przewracał Harrego na plecy. Światło bijące z jego różdżki padło na twarz Harry'ego.
Potem Greyback zaśmiał się.
- Będę potrzebował piwa krzemowego, by to oblać. Co się z tobą stało, brzydalu?
Harry nie odpowiedział od razu.
- Coś powiedziałem – powtórzył Greyback. Harry wypuścił powietrze z przepony, co podwoiło tylko ból. - Co się tobie stało?
- Użądlony – wymamrotał Harry – Zostałem użądlony
- Tak, na to wygląda – odparł drugi.
- Jak się nazywasz?
- Ja – Vernon. Vernon Dudley.
- Sprawdź na liście, Scabior – powiedział Greyback, po czy ruszył w stronę Rona. - A jak z tobą, rudzielcu?
- Stan Shunpike – powiedział Ron
- Tak jak cała reszta – powiedział mężczyzna nazwany Scabior. - Wiemy, że Stan Shunpike jest pochłonięty czymś innym.
Kolejne uderzenie.
- Jestem Bardy – wysapał Ron. Jego usta, jak pomyślał Harry, były pełne krwi. - Bardy Weasley
- Weasley? - wychrapał Greyback – Więc, nawet jeśli nie jesteś szlamą, to związany jesteś z tą rodziną zdrajców krwi. Wreszcie... twoja mała przyjaciółka.. - powiedział
to z taką lubością, że przyprawiło to Harrego o dreszcze.
- Spokojnie, Greyback – powiedział Scabior ponad wyśmiewającymi się pozostałymi Śmierciożercami.
- Och, nie mam zamiaru jeszcze jej ugryźć. Zobaczmy, czy szybciej przypomni sobie swoje imię, niż ten Barney. Jak się nazywasz, dziewczynko?
- Penelopa Clearwater - powiedziała tonem przestraszonym, ale stanowczym.
- Jaki jest twój status krwi?
- Jestem półkrwi – odpowiedziała
- Łatwo sprawdzimy – powiedział Scabior. - Ale wyglądacie mi jeszcze na uczniaków
- Ukończyliśmy już Hogwart – odparł Ron.
- Taa, rudzielcu. - powiedział Scabior.
- I zrobiliście sobie kemping – warknął Greyback. - Zakon Feniksa. Coś to wam mówi?
- Tak
- Więc,oni nie okazują należytego szacunku imieniu Czarnego Pana. Jego imię jest objęte Tabu. Już kilku członków Zakonu wyśledziliśmy w ten sposób. Zobaczymy.
Zwiążcie ich razem z tamtą dwójką.
Ktoś pociągnął Harrego za włosy, pchnął go kilka metrów i ustawił w pozycji siedzącej, a potem zaczął związywać go plecami do pozostałych. Harry wciąż był na wpół
widomy i prawie niczego nie widział przez swoje opuchnięte oczy. W końcu, jak mężczyzna skończył wiązać ich i odszedł, Harry szepnął do współwięźniów -Ma ktoś
różdżkę?
- Nie -odpowiedzieli Ron i Hermiona, siedzący po obu stronach Harry;ego.
- To wszystko przeze mnie. Wymówiłem to imię. Przepraszam...
- Harry ...
Był to nowy, ale znajomy głos, który pochodził od osoby siedzącej dokładnie za Harrym, po lewej stronie Hermiony.
- Dean?
- To ty! Jeśli dowiedzą się kim jesteś... To porywacze. Szukają wagarowiczów, a potem sprzedają ich za złoto.
- Niezłe łowy dziś, co? - powiedział Greyback, gdy jego buty nabijane wiekami (dosłowne tłumaczenie) przeszły obok Harry'ego i gdy usłyszeli więcej hałasu i łoskotu
dobiegającego z namiotu. - Szlama, goblin-uciekinier, trzech wagarowiczów. Sprawdziłeś ich nazwiska, Scabior? - warknął
- Taa, ale nie ma na niej żadnego Vernona Dudley'a , Greyback.
- Ciekawe, - powiedział Greyback. - Bardzo ciekawe.
Kucnął przy Harry, który dostrzegł przez małą dziurkę pomiędzy jego opuchniętymi powiekami, twarz pokrytą plątaniną siwych włosów i jego wąsy (lub bokobrody) z
ostro zakończonymi brązowymi zębami i ranami w kącikach ust. Śmierdział tak jak wtedy na wieży, gdzie umarł Dumbledore, a mianowicie brudem, potem i krwią.
- Więc nie jesteś poszukiwany, Dudley? A może po prostu ukrywasz się pod innym imieniem? W którym domu byłeś w Hogwardzie?
- W Slytherinie – odpowiedział Harry automatycznie
- Czy to nie ciekawe, że oni zawsze wiedzą, co chcemy usłyszeć, co nie? -Scabior nieufnie spojrzał zza cienia. - Ale żaden z nich nie wie, gdzie dokładnie znajduje się
pokój wspólny.
- Jest w lochach. - wyraźnie powiedział Harry – Trzeba przejść przez ścianę. Jest tam pełno trupich czaszek i różnych takich rzeczy. No i jeszcze znajduje się pod
jeziorem, więc światło tam jest zielone.
Krótka przerwa.
- No, no. Wygląda na to, że złapaliśmy małego Ślizgona. - powiedział Scabior. - Dobra twoja, Vernon, bo nie ma zbyt wile szlam w Slytherinie. Kim jest twój ojciec?
- Pracuje w Ministerstwie – skłamał. Harry wiedział, że cała ta opowieść upadłaby już po małym śledztwie, ale z drugiej strony i tak ta gra nie będzie trwać zbyt długo.
Przynajmniej póki jego twarz nie odzyska poprzedniego wyglądu. - W Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof.
- Wiesz, co Greyback – powiedział Scabior – Chyba naprawdę jest jakiś Dudley w Ministerstwie.
Harry ledwo oddychał: Czy szczęście, po prostu szczęście uratuje ich wszystkich?
- Proszę, proszę – powiedział Greyback, a Harry mógł przysiąc, że słyszy nutę niepokoju w twardym głosie. Wiedział także, że Greyback zastanawiał się, czy właśnie nie
zaatakował i związał syna jakiegoś ministra. Serce Harry'ego biło pod liną wokół jego żeber. Harry nie byłby zaskoczony, gdyby Greyback mógł to dostrzec. - Więc, jeśli
mówisz prawdę, brzydalu, nic nie będziesz miał wbrew wycieczce do Ministerstwa. Zdaje mi się, że twój ojciec nagrodzi nas za przyprowadzenie ciebie.
- Ale – usta Harry'ego były całkowicie suche – Jeśli dacie nam...
- Hej! - ktoś zawołam z wnętrza namiotu. - Coś tu mam! Greyback!
Czarna postać spieszyła się w ich kierunku, a Harry dostrzegł blask srebra odbitego z różdżek. Znaleźli miecz Gryffindora.
- Baaardzo ładne – powiedział z podziwem Greyback do swojego towarzysza. - Naprawdę, bardzo ładne. Wygląda na robotę goblinów. Skąd to macie?
- To mojego ojca – skłamał Harry. - Miał nadzieję, że nie dostrzega imienia wygrawerowanego na rękojeści. - Wzięliśmy go do ścinania drewna na...
- 'ekaj, Greyback. Czy to nie z Proroka?
Gdy Scabior to powiedział, blizna Harry'ego, która była niezwykle napięta przez rozciągnięte czoło, dziko zapłonęła. Wyraźniej niż cokolwiek dookoła niego, Harry
zobaczył wysoką budowle - surową, czarną i posępną twierdzę: myśli Voldemorta stały się znowu wyraźne, szybował ku gigantycznej budowli w nastroju opanowanej
euforii w celu...
Zbliżam się... zbliżam się...
Usilnie starając się, Harry zamknął swój umysł dla myśli Voldemorta, siadając znowu na swoim miejscu, przywiązany do Rona, Hermiony, Deana, and Griphooka w
ciemności, przysłuchując się Scabiorowi i Greybackowi.
- Hermiona Granger mówił Scabior – szlama - znana jest z tego, iż podróżuje z Harrym Potterem.
Mimo, że blizna Harry'ego płonęła w milczeniu, ten podjął ostateczną próbę bycia obecnym, by nie dostać się do głowy Voldemorta. Harry słyszał szelest butów
Greybacka, gdy kucnął przy Hermionie.
- Wiesz co dziewczynko? To zdjęcie chyba przedstawia ciebie
- To nie ja! Nie ja!
Przerażony pisk Hermiony brzmiał tak jak przyznanie się.
- ...znana jest z tego, iż podróżuje z Harrym Potterem. - powtórzył w milczeniu Greyback.
Wszędzie zapadła cisza. Blizna Harry'ego okropnie piekła, mimo tego próbował z całych sił wyrwać się myślom Voldemorta. Jeszcze nigdy wcześniej nie było ważnym
zostać przy swoim umyśle, niż teraz.
- Cóż, to wszystko zmienia, prawda? - wyszeptał Greyback. Nikt nic nie mówił: Harry wyczuł całą grupę porywaczy zastygłych, patrzących oraz poczuł dygoczące ramię
Hermiony. Greyback wstał i przeszedł kilka kroków w miejsce, gdzie siedział Harry. Znowu ukląkł i zaczął wpatrywać się w zniekształconą twarz.
- Co tam masz na czole, Vernon? - zapytał delikatnie, a jego oddech zanieczyścił nozdrza Harry'ego, gdy ten przycisnął swój brudny palec do jego blizny.
- Nie dotykaj tego! - wrzasnął Harry. Nie mógł powstrzymać się, myślał, że zachoruje przez ból.
- Myślałem, że nosisz okulary, Potter? - szepnął Greyback
- Znalazłem okulary! - krzyknął jeden z porywaczy, stojący z tyłu – Okulary były w namiocie. Greyback, czekaj...!
Chwilę później wbito Harry'emu z powrotem okulary na nos, a wszyscy porywacze przybliżali się w jego stronę, gapiąc się na niego.
- Mamy go – zazgrzytał Greyback – Mamy Pottera!
Potem wszyscy nagle cofnęli się, zszokowani tym, co się wydarzyło. Harry, cały czas walcząc, by pozostać tam obecny w swojej rozdzierającej głowie, nie był w stanie,
nic powiedzieć. Fragmenty wizji rozbijały się o powierzchnię umysłu Harry'ego.
- Ukrywał się ze wysokimi murami czarnej fortecy... -
Nie, on był Harrym, związanym, bez różdżki w śmiertelnym zagrożeniu.
- Patrzył w górę, ku najwyższemu oknu, najwyższej wieży...
Nie, on był Harrym, oni omawiali jego los z ciszonymi głosami
- Czas polecieć -
- ...Do Ministerstwa...?
- Chrzanić Ministerstwo – huknął Greyback. - Oni przypiszą sobie całą chwałę. Mówię, żebyśmy wzięli go prosto do Sami-Wiecie-Kogo
- Wezwiesz go tu? - zapytał wyraźnie przestraszony Scabior
- Nie – warknął Greyback - Nie mam... Mówią, że używa domu Malfoyów jako kryjówkę. Tam zabierzemy chłopaka.
Harry przypuszczał dlaczego Greyback nie chciał przywołać Voldemorta. Może i wilkołak mógł nosić szaty Śmierciożerców, gdy tylko potrzebowali jego pomocy, ale
tylko wybrani mogli być naznaczeni Mrocznym Znakiem. Widocznie Greybackowi nie przyznano tego najwyższego zaszczytu.
Blizna Harry'ego znowu zaczęła płonąc-
-a on zaczął się wznosić, lecąc do okna na samym szczycie wieży-
- ... całkowicie przekonany, że to on> Bo jeśli to nie on, Greyback, to już nie żyjemy.
- Kto tu rządzi? - ryknął Greyback, zakrywając poprzedni moment niekompetencji. - To jest Potter! On plus jego różdżka to dwieście tysięcy galeonów! Ale jeśli jesteście
na tyle martwy, by nie móc iść dalej, to to wszystko będzie dla mnie, a jak mi się poszczęści ta dziewczyna też!
- okno było niczym więcej jak najzwyklejszą dziurą w czarnej ścianie, ale nie na tyle dużą, by można było przejść przez nią... Wychudzona postać była widoczna przez tą
dziurę. Była ona zwinięta na kocu... martwa czy żywa?
- Dobra! - powiedział Scabior – Dobra! Wchodzimy w to! No ale co z resztą, Greyback? Co z nimi zrobimy?
- Można przecież też ich wziąć. Mamy tu dwie Szlamy – to dziesięć galeonów. Podaj mi miecz. Jeśli to rubin, to kolejna mała fortunka dla nas.
Więźniowie zostali dokładnie przeszukani. Harry słyszał jak przerażone Hermiona szybko oddychała.
- Trzymaj mocno i nie puszczaj. Ja osobiście zajmę się Potterem. - powiedział Greyback, pociągając całą dłonią pęk włosów Harry'ego. Harry w tym momencie czuł jak
pożółkłe paznokcie drapią jego skalp. - na trzy! Raz – dwa – trzy!
Wszyscy deportowali się, zabierając ze sobą więźniów. Harry walczył z dłonią Greybacka, ale bez żadnego skutku: Ron i Hermiona ściśnięci, napierali na niego z obu
stron. Nie potrafił odsunąć się od grupy, a kiedy jego ciężki oddech wydostawał się na zewnątrz, blizna Harry'ego paliła jeszcze bardziej
- gdy przeszedł przez dziurę, niczym wąż, wylądował lekko niczym mgła w pokoiku na wieży -
Więźniowie poupadali na siebie, gdy wylądowali na jakieś wiejskiej dróżce. Oczy Harry'ego, wciąż opuchnięte, potrzebowały chwili, by mogły się zaklimatyzować, a
potem zobaczył dwie mosiężne bramy prowadzące przez posesję. Wtedy poczuł się odrobinkę wolny. Najgorsze jeszcze nie nastąpiło: Voldemorta nigdzie nie było. Harry
wiedział, mimo, że starał zwalczyć te wizje, że Voldemort znajduje się w dziwnym, forteco podobnym miejscu, na szczycie wieży. Ale to, ile zajmie Voldemortowi
zjawienie się tu, kiedy dowie się, że jest tu Harry, było inną kwestią...
Jeden z porywaczy podszedł do bramy i potrząsł nią
- Jak tam dostaniemy się, Greyback? Ona jest zamknięta. Cholera
Odsunął swoje dłonie od bramy przestraszony.
Harry (whipped?) swoje ręce w strachu. Żelazo było skręcone i powykrzywiane, a abstrakcyjne skręcenie przypominało przerażoną twarz, która przemówiła
dzwoniącym, powtarzającym się głosem:
Określ swój cel
-Mamy Pottera- Greyback ryknął z triumfem- Pojmalismy Harrego Pottera!
Brama zakołysała się i otworzyła
Chodźmy- powiedział Greyback do swoich ludzi i więźniów wlekących się przez bramę a potem w górę, podjazdem między wysokimi płotami gdzie nie słyszeli nawet
swoich kroków.
Harry zobaczył nad sobą widmowaty biały kształt i uświadomił sobie że był to albino peacock*** (http://i2.tinypic.com/t8ot9z.jpg) Potknął się i powlókł za Greybackiem.
Teraz numer 391 wprawił w przerażenie związanych plecami do siebie czwórki więźniów. Harry zamknął swoje spuchnięte oczy pozwalając sobie na ból i przerażenie
które w tym momencie przezwyciężało go, czekając na to co Voldemort zrobi kiedy dowie się już że Harry został złapany.
Wycieńczona sylwetka poruszyła sie pod cienkim kocem i przewróciła w jego kierunku, otwierajac oczy. Słaby człowiek usiadł, wielkie zapadłe oczy spoglądały na
niego...na Voldemorta, i wtedy usmiechnął się. Nie miał większej części zębów.
-Więc przybyłeś... Myślałem, że mógłbyś.... Jeden dzień... Ale twoja podróż była bezsensowna.... Nigdy tego nie miałem...
-Kłamiesz!
Gdy gniew Voldemorta pulsował w środku niego, strach Harry'ego zagrażał wybuchem bólu. Szarpnął swój umysł z powrotem do ciała, walcząc z resztkami
teraźniejszości kiedy więźniowie zostali pchnięci na żwir.
Światło rozlewało się na nich wszystkich.
"Co to jest?"-powiedział zimny kobiecy głos.
"Jesteśmy tutaj po to, aby zobaczyć się z Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać."-zachrypiał Greyback
"Kim jesteście"
"Znasz mnie!"-słychać było oburzenie w głosie wilkołaka -"Fenrir Greyback. Złapaliśmy Harry'ego Pottera."
Greyback chwycił Harry'ego i szarpnął nim wokół twarzą do światłą, zmusił też resztę więźniów do przesunięcia się wokół.
"Znam tygo opuchniętego psze pani,ale to jest un!"-wydał z siebie przenikliwy płacz Scabior. "Jesli przyjrzeć się nieco bliżej,zobaczysz że un się boi. I tam dalij, widzisz
dziewczynę? Szlama, która podróżuje z nim psze pani. Nie ma wątpliwości, że to un. Mamy także jego różdżkę! Tutej psze pani-"
Przez swoje opuchnięte powieki Harry zobaczył Narcyzę Malfoy badającą szczegółowo jego spuchniętą twarz. Scabior wcisnął jej tarninową różdżkę. Uniosła swoje brwi
i powiedziała:
-"Dajcie ich tutaj."
Harry i reszta zostali pchnięci i wkopani po kamiennych schodach do holu wypełnionego portretami.
"Chodźcie za mną", powiedziała Narcyza, prowadząc drogą przez hol. "Mój syn, Draco jest w domu na Wielkanoc. Jeśli to Harry Potter, on będzie wiedział."
Salon oślepiał po ciemnościach na zewnątrz, nawet ze swoimi prawie zamkniętymi oczami Harry mógł pojąć szerokie proporcje tego pokoju. Kryształowy świecznik
wiszący na suficie, więcej portertów na przekór ciemno-purpurowym ścianom. Dwie postacie wyrastały z krzeseł z przodu ozdobnego marmurowego kominka.
Więźniowie zostali wepchnięci do pokoju przez Śmierciożerców.
"Co to jest?"
Straszny znajomy głos Lucjusza Malfoy'a padł na uszy Harry'ego. Zaczął panikować. Nie widział drogi ucieczki, i to było prostsze, podczas gdy jego strach był ustawiony
do blokowania myśli Voldemorta,chociaż jego strach wciąż płonął.
"Oni mówią że mają Pottera,"powiedziała Narcyza zimnym głosem. "Draco, podejdź tu."
Harry nie ośmielił się patrzeć bezpośrednio na Draco, ale popatrzył na niego pobierznie;postać nieznacznie wyższa niż kiedyś, wyrastająca z fotela, jego twarz była blada i
ostro zakończona, niewyraźna poniżej biało-blond włosów.
Greyback zmusił więźniów do odwrocenia się ponownie więc w tym czasie Harry był bezpośrednio poniżej świecznika.
Harry stał twarzą do lustra zawieszonego powyżej kominka, oprawionego we wspaniałą, pozłacaną, zawile poskręcaną ramę. Zobaczył własne odbicie. Po raz pierwszy,
odkąd opuścił Grimmauld Place… Jego twarz była wielka, lśniąca i różowa, a każdy jej rys zniekształcony przez klątwę Hermiony. Jego czarne włosy sięgały już ramion,
a wokół szczęki malował się ciemny cień. Gdyby nie wiedział, że to on gapi się teraz głucho w lustro, zastanawiałby się, kto nosi jego okulary.
Zdecydował się nic nie mówić, na wypadek, gdyby jego głos miałby go wydać; gdy Draco zbliżył się Harry wciąż unikał kontaktu wzrokowego z nim.
-Zatem, Draco?- powiedział Lucjusz Malfoy gorliwym tonem.
-Czy to on? Czy to Harry Potter?
-Nie jestem - nie jestem pewien - powiedział Draco.
Starał się trzymać z dala od Greybacka, a gdy jego spojrzenie wreszcie napotkało wzrok Harry'ego, wydawał się być przerażony.
-Przyjrzyj mu się! Podejdź bliżej i przyjrzyj mu się dokładnie!
Harry nigdy nie słyszał tak podnieconego głosu Lucjusza Malfoya .
-Draco, jeśli my będziemy tymi, którzy oddadzą Pottera w ręce Czarnego Pana, on wszystko nam odpuś -
-Mam nadzieje, że nie zapomniał Pan, kto tak właściwie go schwytał, Panie Malfoy? -
powiedział Greyback groźnym tonem.
-Oczywiście, że nie, oczywiście, że nie!- stwierdził niecierpliwie Malfoy.
Zbliżył się do Harry'ego tak blisko, że ten mógł zobaczyć jego zazwyczaj ospałą, bladą twarz w najdrobniejszych detalach, nawet przez swoje spuchnięte oczy.
-Co mu zrobiliście? - zapytał Lucjusz Greybacka -Jak doprowadziliście go do takiego stanu?
- To nie my. -Wygląda, jakby ktoś rzucił na niego Żądlącą Klątwę- stwierdził Lucjusz. Jego szare oczy zbadały uważnie czoło Harry'ego. -Tam coś jest - wyszeptał- to
mogłaby być blizna, tylko mocno rozciągnięta. . .
- Draco, podejdź tutaj, spójrz na jego czoło! Co o tym myślisz? Harry zobaczył teraz podniesioną twarz młodego Malfoya, który stał po prawej stronie swojego ojca. Byli
do siebie nadzwyczaj podobni. Ale nie w tej chwili, kiedy ojciec spoglądał na Harry'ego z nieukrywanym podekscytowaniem, podczas gdy spojrzenie syna było pełne
niechęci, a nawet strachu.
-Sam nie wiem - powiedział i cofnął się do kominka, gdzie stała jego matka, obserwując całą sytuacje.
-Lepiej być pewnym, Lucjusz - zawołał Narcyza swoim zimnym, czystym głosem -Całkowicie pewnym, że to jest Potter, zanim wezwiemy Czarnego Pana . . . Mówią, że
należy do niego - wskazała na różdżkę z tarniny - ale nie zgadza się z tym, co opisał Olivander . . . Jeśli się pomylimy, Czarny Pan przybędzie tu na próżno. . . Pamiętasz,
co zrobił Rowlowi i Dołohowowi?
-A co w takim razie z tą szlamą?- warknął Greyback. Harry'ego prawie zwaliło z nóg, kiedy Porywacze obrócili ich ponownie. Światło padało teraz na Hermione.
-Czekaj- powiedziała Narcissa ostro -Tak - tak, ona była u Madam Malkin z Potterem! Widziałam jej zdjęcie w Proroku! Popatrz, Draco, czy to nie Panna Granger? -Ja .
. .być może . . . tak-
-W takim razie, to jest chłopak Weasleyów! - krzyknął Luciusz, obchodząc wielkimi krokami związanych więźniów, a w końcu stając przed Ronem -To oni, przyjaciele
Pottera - Draco, popatrz na niego, czy to nie syn Artura Weasleya - zaraz, jak on miał na imię... -?
-Tak- powtórzył Draco, stojąc plecami do więźniów - To może być on. Drzwi salonu otworzyły się zza pleców Harry'ego. Przemówiła kobieta, a dźwięk jej głosu napawał
Harry'ego jeszcze większym strachem.
- Co jest? Co się stało, Cissy? Bellatrix Lestrange przeszła wolno wokół więźniów i zatrzymał się na prawo od Harry'ego, gapiąc się na Hermione swoimi ciężkimi
oczyma:
-Ale na pewno- wyszeptała - to jest ta szlama? To jest Grander?
-Tak, tak, to jest Granger!- ogłosił Luciusz -I obok niej, jak sądzę, Potter! Potter i jego przyjaciele, którzy wreszcie dali się złapać! -Potter? - wrzasnęła Bellatrix i cofnęła
się o krok, by lepiej przyjrzeć się Harry'emu -Jesteś pewny? W takim razie, Czarny Pan musi zostać poinformowany natychmiast! Pociągnęła za swój prawy rękaw,
rozrywając koszulę: Harry zobaczył, jak Mroczny Znak zapłonął na jej ramieniu i wiedział, że zamierzała go dotknąć, by wezwać swojego ukochanego mistrza -
-Właśnie miałem go powiadomić! - powiedział Lucjusz [Akurat to imię, powinno zostać przetłumaczone, nawet Polkowski to zrobił], a jego ręka ścisnęła nadgarstek
Bellatrix i powstrzymała ją od dotknięcia Mrocznego Znaku.
-Ja powinienem go przywołać Bello, Potter został przyprowadzony do mojego domu i ja mam nad nim władzę.
-Władzę ! - Bellatrix zaczęła szydzić z niego, równocześnie próbując wyswobodzić rękę z jego uścisku. - Utraciłeś swoją władzę, gdy straciłeś swoją własną różdżkę
Lucjuszu ! Jak śmiesz? Trzymaj swoje ręce z daleka ode mnie !
-To nie ma nic wspólnego z tobą, to nie ty złapałaś chłopca!
-Przepraszam, że się wtrącam Panie Malfoy - rzekł Greyback - ale to my schwytaliśmy Pottera i to my podzielimy się złotem.
-Złoto ! - zaśmiała się Bellatrix, która nadal siłowała się z uściskiem swojego szwagra, a drugą ręką próbowała po omacku sięgnąć po różdżkę w kieszeni - Weź swoje
złoto, brudny padlinożerco, myślisz że ja chcę złoto? Zależy mi tylko na jego akceptacji.
Bellatrix przestała się szarpać, jej rozdrażniony wzrok skierował się na coś, czego Harry nie widział.
Zadowolony z kapitulacji Bellatrix Lucjusz puścił jej rękę i rozerwał własny rękaw.
- STÓJ ! - wrzasnęła Bellatrix - nie dotykaj tego ! Wszyscy zginiemy, gdy Czarny Pan przyjdzie teraz !
Lucjusz zatrzymał swój palec wskazujący tuż przed Mrocznym Znakiem. Bellatrix usunęła się z pola widzenia Harrego.
-Co to jest? - Harry usłyszał jej głos
-Miecz - chrząknął jeden z porywaczy
-Daj mi go
-On nie jest twoj, o pani. Ja go znalazłem.
Następnie dało się słyszeć huk i całe pomieszczenie wypełniło czerwone światło. Harry wiedział, że porywacz został ogłuszony. Jego kompani wydali z siebie gniewne
wrzaski.
Scabior podniósł jego różdżkę.
-Co ty sobie myślisz, że w coś grasz kobieto?
-Stupefy ! - krzyknęła - Stupefy!
Oni nie mieli żadnych szans z nią, chociaż ich było czterech, a ona jedna.
Harry wiedział, że Bellatrix była wiedźmą, która ma ogromną moc, a nie ma sumienia. Wszyscy z nich upadli, gdzie stali, tylko Greyback upadł na kolana z rozpostartymi
rękami. Kątem oka Harry dostrzegł Bellatrix z kamienną twarzą, mocno trzymającą miecz Gryffindora, który skierowała w kierunku wilkołaka,
-Gdzie znalazłeś ten miecz? - powtórzyła Bellatrix, wymachując mieczem przy jego twarzy
-Snape wysłał to do mojej skrytki w Banku Gringotta!
-To było w ich namioce - wychrypiał Greyback - Wypuśc mnie! Natychmiast !
Machnęła różdżką i wilkołak chciał rzucić się w jej kierunku, ale to by było zbyt niebezpiecznie zbliżyć się do niej w tym momencie. Zaczaił się przy fotelu dotykając jego
oparcia swoimi brudnymi, zakrzywionymi paznokciami.
-Draco, wyprowadź te szumowiny na zewnątrz - powiedziała Bellatrix wskazując na nieprzytomnych mężczyzn. - Jeżeli nie masz odwagi ich wykończyć, zostaw ich na
dziedzińcu, ja się nimi zajmę.
-Nie waż się mówić do Draco jakby...-krzyknęła wściekła Narcyza, ale Bellatrix wrzasnęła:
-Zamknij się ! Sytuacja jest poważniejsza niż możesz sobie wyobrazić, Cyziu [ang. Cissy, zdrobnienie od Narcyza, zastosowane przez Polkowskiego w 6 tomie ]. Mamy
poważniejszy problem !
Bellatrix stała, sapiąc nieznacznie, patrzyła w dół na miecz i badała jego rękojeść. Po krótkiej chwili obróciła się, by popatrzeć na milczących więźniów.
-Jeżeli to jest naprawdę Potter, nikt nie powinien go skrzywdzić. - wymamrotała bardziej do siebie, niż do innych - Czarny Pan chciałby osobiście pozbyć się Pottera...ale
jeżeli on się dowie...muszę...muszę wiedzieć... - obróciła się ponownie do siostry - Więźniowie zostaną umieszczeni w piwnicy, gdy ja będę zastanawiała się co dalej
począć.
-To jest mój dom Bella, ty tutaj nie rozkazujesz.
-Zrób to ! Nie zdajesz sobie sprawy w jakim niebezpieczeństwie jesteśmy! - wrzasnęła Bellatrix, jej spojrzenie było przerażającze ;szalone. Cienki strumień ognia
wypuszczony z końca jej różdżki wypalił dziurę w dywanie.
Narcyza zawahała się przez moment, a później zwróciła sie do wilkołaka.
- Weźcie tych więźniów na dół do celi Greyback.
- Czekaj - powiedziała ostro Bellatrix - Wszystkich z wyjątkiem.....z wyjątkiem Szlamy.
Greyback chrząknął ciężko z zadowolenia.
- Nie! - krzyknął Ron - Możesz wziąć mnie! Weź mnie!
Bellatrix uderzyła go w twarz; cios odbił się echem dookoła pokoju.
- Jeśli ona umrze podczas przesłuchania, wezmę ciebie następnego - powiedziała - Zdrajca krwi jest na mojej liście zaraz po szlamie.
Weźcie ich na dół Greyback i upewnijcie się, że są zabezpieczeni, ale nic jeszcze nie róbcie.
Rzuciła Greyback'a różdżkę spowrotem do niego, potem wyciągneła spod szaty krótki, srebrny nóż.
Wzięła Hermione od innych więźniów, potem wywlokła ją za włosy na środek pokoju, podczas gdy Greyback zmuszał resztę do przejścia przez inne drzwi do ciemnego
korytarza, różdżkę trzymał na wprost niego, ukazując niewidzialną i porywającą siłę (?).
- Sądzisz że da mi trochę dziewczyny kiedy z nią skończy?
Greyback nucił sobie gdy prowadził ich przez korytarz.
- Albo powiem jej że chce ugryźć dwóch, mógłbym ciebie rudy?
Harry poczuł jak Ron drgnął. Poprowadzili ich w dól po stromych schodów, wciąż związanych plecami do siebie, przez co w każdym momencie groziło im poślizgnięcie i
złamanie karku.
Przy dole były wielkie drzwi. Greyback otworzył je stuknięciem różdżki, potem wrzucili ich do wilgotnego i przestarzałego pokoju i pozostawili w całkowitej ciemności.
Rozległo się echo zatrzaskiwanych drzwi od lochu kiedy usłyszeli z oddali okropny, długi krzyk bezpośrednio nad nimi.
- Hermiona - krzyknął Ron i zaczął się wić i szamotać próbując uwolnić się od sznurów, którymi byli razem związani tak że Harry zachwiał się. - Hermiona!
- Bądź cicho - rzekł Harry - Zamknij się Ron, musimy opracować drogę.
- Hermiona, Hermiona!
- Potrzebujemy planu, przestań krzyczeć, potrzebujemy czegoś do odwiązania tego sznura.
- Harry? - rozległ się szept z ciemności. - Ron? To ty?
Ron przestał krzyczeć. Usłyszeli dźwięk niedaleko nich a potem Harry zobaczył cień przysuwający sie bliżej.
- Harry? Ron?
- Luna?
- Tak to ja! O nie... Nie chciałam żeby was zlapali!
- Luma możesz nam pomoc uwlonic sie od tych sznurów? - powiedział Harry.
- Oh tak, sadzę wiec....tam jest stary gwóźdź którego używamy jeśli chcemy cokolwiek przerwać....jedną chwilkę.
Hermiona znowu na górze krzyknęła i usłyszeli również krzyczącą Bellatrix ale jej słowa były niesłyszalne ponieważ Ron znowu wrzasnął,
- Hermiona! Hermiona!
- Panie Ollivander? Harry usłyszał jak Luna mówi - Panie Ollivander, ma pan gwóźdź? Czy może Pan pożyczyc mi go na chwilkę.... Myślę że był obok dzbanu z wodą.
Wróciła w ciągu kilku sekund.
- Musi pan pozostać tutaj jeszcze trochę i się nie ruszać– powiedziała
Harry mógłby czuć jej kopanie w twardych włóknach sznura, by poluzować węzły. Z góry usłyszeli głos Bellatrix.
- Mam zamiar przepytać cię znowu! Gdzie znalazłaś ten miecz? Gdzie?
-Znaleźliśmy go...Znaleźliśmy go! PROSZE!- Hermina krzyczała znowu.
Ron walczył silniej niż kiedykolwiek i zardzewiały gwóźdź zsunął się na przegub dłoni Harry'ego.
“Ron, proszę nie ruszaj się! ” Luna szepnęła. “Nie widzę, co robię“
“Moja kieszeń! ” powiedział Ron, “W mojej kieszeni, jest Deluminator i jest pełen światła.
Kilka sekund później usłyszeli klikniecie i kule światła które Deluminator wessał z lamp w namiocie wleciały do piwnicy. Niezdolne by ponownie połączyć się ze źródłem
kule światła wisiały w powietrzu niczym małe słońca oświetlając cały pokój. Harry zobaczył Lune, oczy wszystkich zwrócone na jej blada twarz i nieruchoma figurę
Ollivandera, wytwórcy różdżek, kręcącego się na podłodze w rogu. Zerkając dookoła, wychwycił wzrok czterech znajomych współwięźniów. Dean i Griphook, goblin
który zdawał się być ledwie świadomy, stali związani sznurem oplatającym cale ich ciała.
-Oh tak jest o wiele łatwiej, dzięki Ron. - powiedziała Luna i znów zaczęła ciąć jej więzy.
-Hej Dean!
Z góry doszedł ich glos Bellatrix.
-Kłamiesz plugawa szlamo i ja to wiem! Byłaś w mojej krypcie w Gringocie! Mów prawdę! Mów prawdę!
Ktoś inny krzyknął strasznie: HERMIONO!
-Co innego wzięłaś? Co jeszcze masz?? Powiedz mi prawdę albo przyrzekam, przebiję cię tym nożem!
-Tam!
Harry poczuł ze sznury z niego opadają i odwrócił się pocierając swoje bolące przeguby/nadgarstki by zobaczyć Rona biegającego po piwnicy, sprawdzającego niski strop
w poszukiwaniu klapy w podłodze. Dean, którego twarz była posiniaczona i zakrwawiona , powiedział Lunie: "Dzięki" i stal tam cały drżąc. Griphuk zagłębił się w
podłodze piwnicy, patrzył zdezorientowany, ledwie trzymając się na nogach ,wiele szram przecinało jego smagłą twarz.
Teraz Ron próbował bez różdżki użyć zaklęcia Disapperate.
"Nie ma innej drogi ucieczki, Ron" powiedziała Luna, patrząc na jego bezowocne wysiłki. "Piwnica jest całkowicie ucieczko-odporna. Sama próbowałam wcześniej. Pan
Olivander był tu przez długi czas i on również próbował wszystkiego"
Hermiona krzyknęła znowu. Dźwięk przechodził Harry'ego na wskroś jakby ktoś zadawał mu fizyczny ból. Ledwie świadomy dzikiego klucia jego blizny, zaczął biegać
dookoła piwnicy, czując zbyt twarde dla niego ściany, wiedząc w głębi serca że jest to bezsensowne.
“Co jeszcze wzięliście, co jeszcze? ODPOWIEDZ MI! CRUCIO! ”
Krzyki Hermiony rozbrzmiewały poza ścianami, na górze. Ron na wpół szlochał, po tym jak tłukł w ściany pięściami. Harry w zupełnej desperacji ściągnął torbę Hagrida z
szyi i szukał w niej po omacku, wyciągnął znicza od Dumbledore’a i potrząsnął nim, sam nie wiedział na co mając nadzieje -nic się nie wydarzyło. Machnął dwoma
połówkami jego złamanej różdżki z piórem feniksa, ale one były bez życia. Fragment lusterka od Syriusza spadł i teraz połyskiwał na podłodze i wtedy Harry zobaczył
błysk najjaśniejszego błękitu. Oko Dumbledore'a wpatrywało się w niego ze zwierciadła.
-Pomóż nam.- wrzasnął do niego w szaleńczej desperacji – Jesteśmy w piwnicy posiadłości Malfoy'ow, pomóż nam!
Oko mrugnęło i zniknęło. Harry nie był całkiem pewny czy naprawdę tam było. Przechylił odłamek zwierciadła w ten sam sposób, ale zobaczył ze nic tam nie widać poza
ścianami i sufitem więzienia. Na górze Hermiona krzyczała gorzej niż przedtem i Ron który był obok niego ryczał: HERMIONA! HERMIONA!
-Jak dostaliście się do mojej krypty? - słyszeli krzyk Bellatrix - Czy ten brudny mały goblin w piwnicy ci pomagał?
“Tylko spotkaliśmy go dziś wieczorem!” szlochała Hermiona. “Nigdy nie byliśmy wewnątrz
twojego skarbca. . . . To nie jest prawdziwy miecz! To jest kopia, tylko kopia!”
“Kopia?” zaskrzeczała Bellatrix. “Och, prawdopodobna historia!”
“Możemy łatwo ją zweryfikować!” dało się słyszeć nadchodzący głoś Lucjusza. “Draco, zaaportuj goblina, on może nam powiedzieć, czy miecz jest prawdziwy!”
Harry popędził przez piwnicę do miejsca, w ktorym Griphook został ulokowany na podłodze.
“Griphook” szepnął do szpiczastego ucha goblina, “musisz powiedzieć im, że ten miecz jest fałszywy, oni nie powinni wiedzieć, że jest prawdziwy, Griphook, proszę“
*Usłyszał kogoś przedziurawiając własny kroki piwnicy*; w następnym momencie, Draco przemówił trzęsącym się głosem tuż za drzwiami.
“Cofnijcie się! Ustawcie się w szeregu ?twarzą do ściany? [Line up against the back wall]. Nie próbujcie żadnych sztuczek, albo was zabiję!”
Zrobili to czego chciał. Gdy zamek obrócił się, Ron kliknął Deluminator
i światła śmignęły z powrotem do jego kieszeni, przywracając ciemność w piwnicy.
Drzwi się otworzyły. Malfoy maszerował wewnątrz, trzymając różdżkę przed nim, blady
i zdecydowany. Chwycił małego goblina i cofnął się znów, ciągnąc Griphooka za nim. Drzwi trzasnęły, zamykając się i w tym sam momencie głośne pęknięcie rozbrzmiało
wewnątrz piwnicy. Ron kliknął Deluminator. Trzy łuny światła wyleciały z jego kieszeni...
W blasku światła ujrzeli Zgredka - domowego skrzata, który aportował się do nich.
-ZGRE.....!
Harry szturchnął Rona w ramię żeby przestał krzyczeć i Ron spojrzał, przerażony swoją głupotą. Usłyszeli kroki ponad ich głowami. Draco prowadził Griphooka do
Bellatrix.
Olbrzymie oczy zgredka w kształcie piłek tenisowych były szeroko rozstawione. Dygotał od stóp po uszy. Był z powrotem w domu swojego dawnego Pana, i było
oczywiste, że wyglądał jak skamieniały.
“Harry Potter” zakwiczał drobniutkim, drżącym głosem, “Zgredek przybył, aby was uratować!”
“Ale jak ty…?”
Straszliwy krzyk zagłuszył słowa Harrego: Hermiona znów była poddawana torturom. Harry przeszedł do rzeczy. “Czy możesz przeniknąć do tego lochu?” zapytał
Zgredka, a ten kiwną głową. “A możesz zabrać ze sobą człowieka?” Zgredek ponownie przytaknął. “Dobrze. Zgredku, chciałbym, abyś zdobył Lunę, Deana i Pana
Ollivandera i wziął ich… wziął ich do…“
“…Billa i Fleur,” dokończył Ron. “Shell Cottage w okolicach Tinworth!” skrzat kiwną trzy razy. “Ale potem wróć!” powiedział Harry. „Dasz radę to zrobić, Zgredku?“
”Oczywiście, Harry Potterze” szepnął mały skrzat
Popędził po pana Ollivandera, który wydawał się niezbyt świadomy. Podał rękę różdżkarzowi, a drugą ręką chwycił Lunę i Deana.
“Harry, chcemy ci pomóc!”, szepnęła Luna.
“Nie możemy cię tutaj zostawić!”, powiedział Dean.
“Idźcie, obydwoje. Zobaczymy się u Billa i Fleur!”
Kiedy tylko Harry to powiedział, jego blizna zapiekła go jeszce mocnej niz kiedykolwiek, po kilku sekundach spojrzał w dół, ale nie na twórce różdzek, ale na innego
człowieka, który był zarównoo starszy, jak i mniejszy, i smiał się kpiaco.
“-Zabij mnie więc. Voldemort, przywitam śmierć z zadowoleniem! Ale moja śmierć nie przybliży cię do tego czego szukasz.... Jest tak wiele rzeczy, których nie
rozumiesz.... ”
Poczuł furię Voldemort’a, ale kiedy Hermiona krzyknęła jeszcze raz starał się odrzucić to uczucie, wracając do piwnicy i przerażenia jego własnego położenia.
“Idźcie!” Harry błagał Lunę i Deana. “Idźcie! przybędziemy zaraz po was, po prostu znikajcie!”
Złapali się za rozczapierzone palce skrzata.Usłyszeli głośny trzask, i Zgredek, Luna, Dean, i Ollivander zniknęli.
-Co to było?” krzyknął Lucius Malfoy ponad ich głowami."Słyszałeś to? Co to za hałas w piwnicy
“Draco nie, wezwij Glizdogona! Powiedz mu, żeby poszedł i to sprawdził!”
Kilkoma krokami przeszedł przez pokój i nastała cisza.Harry wiedział, że ludzie w salonie nasłuchują hałasów z piwnicy.
“Musimy spróbować i obezwładnić go ” szepnął do Rona.
Nie mieli wyboru: w momencie kiedy wejdzie do pokoju i zobaczy nieobecność trzech więźniów, będą zgubieni.
“Zostaw włączone światło, ” Harry dodał, i ponieważ słyszeli, jak ktoś schodził po schodach za drzwiami, przylegli do muru na jego drugiej stronie
"Cofnąć się , ” usłyszeli głos Glizdogona.
“Stańcie z dala od drzwi. Wchodzę.” drzwi otworzyły się gwałtownie.
Przez ułamek sekundy Glizdogon wpatrywał się w pozornie pusta piwnicę, skąpaną w świetle z trzech miniaturowych słońc unoszących się w powietrzu.Wtedy Harry i
Ron skoczyli na niego. Ron złapał ramię, w której Glizdogon trzymał różdżkę i skierował je do góry.Harry zakrył mu usta dłonią i starał się go uciszyć; jego srebrna ręka
zacisneła się na gardle Harry'ego."Co tam się dzieje"zawołał Lucius Malfoy z góry.
“Nic!"odpowiedział Ron, znośnie naśladując chrapliwy głols Glizdogona. “Wszystko w porządku!” Harry ledwie mógł odetchnąć.
“Zamierzasz mnie zabić?” Harry dusił się, próbując podważyć metalowe palce.
“Po tym jak uratowałem Ci życie? Jesteś mi to winny, Glizdogonie!”Srebrne palce poluzowały się. Harry nie oczekiwał tego: wyrwał się, zdziwiony, trzymając rękę na
ustach Glizdogona.Zobaczył jak małe wodniste oczy podobne do szczurzych powiększają się ze strachem i zaskoczeniem.Wyglądał na wstrząśniętyego , przytrzymał go
mocniej, i czekał.
“Mam ja, ” wyszeptał Ron, wyrywając różdżkę Glizdogona z jego drugiej ręki.
Bez różdżki, był bezsilny, jego twarz zmieniła wyraz.. Jego oczy przeniosły się z twarzy Harry'ego na coś innego.Jego własne srebrne palce ruszały się nieubłaganie w
kierunku jego gardła.
“Nie“
Bez namysłu, Harry spróbował odciągnąć z powrotem rękę, ale nie mógł jej zatrzymać.Srebrne narzędzie, które Voldemort dał jego najtchórzliwszemu służącemu obróciło
się();Pettigrew zbierał swoją nagrodę za swoje wahanie, jego moment litości; był duszony na ich oczach.
“Nie!”Ron też puścił Glizdogona, i razem z Harrym próbowali odciągnąć zgniatające metalowe palce od gardła Glizdogona, ale to było bezużyteczne. Pettigrew zsiniał.
“Relashio!” powiedział Ron, celując różdżkę w srebrną rękę, ale nic się nie zdarzyło;Pettigrew padł na kolana, i w tym samym momencie, Hermiona krzyknęła
okropnie.Oczy Glizdogona kreciły się do góry w jego fioletowej twarzy; obróciły sie po raz ostatni, i leżał bez ruchu. Ron i Harry popatrzyli na siebie, zostawiając ciało
Glizdogona na podłodze za nimi, wbiegli po schodach i wpadli do ciemnego korytarza prowadzącego do salonu.Ostrożnie skradali się wzdłuż niego do czasu gdy nie doszli
do drzwi salonu, które były uchylone.Teraz wyraźnie widzieli Bellatrix patrzącą na Griphook'a, który trzymał miecz Gryffindora w jego długich dłoniach.Hermiona leżała
przy stopach Bellatrix .
“Więc jak?” Bellatrix powiedziała do Griphook'a. “To jest prawdziwy miecz?”Harry poczekał, wstrzymując oddech, walcząc z bólem na bliżnie. “Nie, ” powiedział
Griphook. “To jest podróbka.”“Jesteś pewny?” wydyszała Bellatrix. “Całkowicie pewny?” “Tak, ” powiedział goblin..“Dobrze, ” powiedziała, i z przypadkowym szybkim
ruchem swojej różdżki zrobiła głębokie cięcie na twarzy goblina, i upuścił miecz z rykiem do jej stóp.Kopnęła go na bok. “A teraz, ” powiedziała triumfalnie,
“WezwiemyCarnego Pana!” Odsunęła swój rękaw i dotknęła palcem wskazującym Mrocznego Znaku. Jednocześnie, Harry poczuł, że jego blizna rozdarła się ponownie.
Jego prawdziwe otoczenie zniknęło:Był Voldemort i czarnoksiężnik chudy jak szkielet przed nim miał spokojną głowę, brakowało mu kilku zębów;Wydawał sie an
pewnego tefgo co ma powiedziec. Gdyby mylili się...
“Zabij mnie, więc!” domagał się starzec.
“Nie wygrasz, nie możesz wygrać! Ta różdżka nigdy, przenigdy nie będzie twoja“I Furia Voldemorta osiągnneła krytyczny poziom: pokój więzienny wypełnił wybuch
zielonego światła i słabe stare ciało zostało podniesione z jego twardego łóżka a następnie opadło martwe, Voldemort wrócił do okna, jego gniew był poza
kontrolą....Poczują go jeśi nie będą mieli wystarczającego powodu aby go wzywać....
“I myślę, ” powiedziała Bellatrix’s, “że możmy pozbyć się Szlamy. Greyback, zabierz ją jeśli chcesz.” “NIEEEEEEEEEE!”Ron wpadł do salonu; Bellatrix rozejrzała się,
wstrząśnięta; przekręcając swoją różdżkę w kierunku twarzy Rona.
“Expelliarmus!” wrzeszczał, celując różdżką Glizdogona w Bellatrix, jej różdżka poleciała w powietrze i została złapana przez Harry'ego, który pobiegł sprintem za
Ronem.Lucjusz, Narcyza, Draco i Greyback odwrócili się z; Harry krzyknął:
“Stupefy!” i Lucius Malfoy padł z nóg trzymając się za serce.Promienie światła poleciały z różdżek Draco, Narcyzy, i Greybacka; Harry rzucił się na podłogę, tocząc się
za kanapę aby uniknąć ich.“STOP ALBO JĄ ZABIJE!, Harry spojrzał wokół krawędzi kanapy.Bellatrix zasłaniała się Hermioną, która wydawała się być nieprzytomna.
Trzymała swój krótki, srebrny noż na gardle Hermiony.“Odłóżcie swoje różdżki, ” szepnęła. “ Odłóżcie je, albo dowiecie się jak bardzo brudna jest jej krew"
Ron stanął sztywno chwytając różdżkę Glizdogona. Harry wyprostował się nadal trzymając różdżkę Bellatrix.
- Powiedziałam...rzuć to - zaskrzeczała trzymając nóż przy gardle Hermiony; Harry zobaczył pojawiające się krople krwi.
- W porządku! - krzyknął i rzucił różdżkę Bellatrix na podłogę. Ron zrobił to samo z różdżką Glizdogona. Obaj podnieśli ręce na wysokość ramion.
- Dobrze! - spojrzała chytrze - Draco podnieś je! Czarny Pan jest w drodze Harry Potterze. Zbliża się twoja śmierć.
Harry wiedział to; jego blizna wybuchła bólem i zobaczył lecącego Voldemorta przez niebo daleko stąd, nad ciemnym i burzliwym morzem, wkrótce będzie dostatecznie
blisko by móc się deportować i Harry nie widział żadnego wyjścia.
- Teraz - powiedziała delikatnie Bellatrix gdy Draco wrócił pośpiesznie do niej z różdżkami.
- Cyziu myślę, że powinniśmy znowu związać tego małego bohatera podczas gdy Greyback weźmie opiekę nad Panną Szlamą. Jestem pewna że Czarny Pan nie pożałuje
tobie dziewczyny Greyback, po tym co zrobiłeś dzisiaj. Ostatnie słowo zostało stłumione przez dziwny hałas powyżej. Wszyscy skierowali wzrok ku górze i zobaczyli jak
krystaliczny żyrandol cały drga; potem rozległo się skrzypienie i złowieszcze dzwonienie gdy zaczął spadać. Bellatrix była bezpośrednio pod nim; puściła Hermione i
przewróciła sie na bok z krzykiem. Żyrandol rozbił się na podłodze eksplodując kryształkami i łańcuchami, spadając na Hermionę i goblina który wciąż trzymał miecz
Gryffindora. Błyszczące kryształki latały w każdym kierunku; Draco zgiął się, jego ręce zasłoniły zakrwawioną twarz. Gdy Ron pobiegł wyciągnąć Hermionę spod
gruzów, Harry wykorzystał szansę; przeskoczył przez fotel, wyrwał z uścisku Draco'na trzy różdżki, rzucił wszystkim, i wrzasnął ,,Oszołomić'' . Wilkołak wystartował do
jego stopy, ale oszołomiony przez potrójne zaklęcie wyleciał do sufitu, a potem upadł na ziemię. Gdy Narcyza wywlekła Draco poza drogę dalszego uszkodzenia, Bellatrix
skoczyła do jej stopy, jej włosy latały gdy wymachiwała srebrnym nożem; ale Narcyza skierowała różdżkę na wejście.
"Zgredek!” krzyknęła, a nawet Bellatrix zamarła.
“Ty! Ty opuściłeś żyrandol?”
Drobniutki skrzat przydreptał do pokoju, jego trzęsący się palcec wskazujący skierowany był na jego byłą panią.
“Nie możesz skrzywdzić Harrego Pottera!” zakwiczał.
“Zabij go, Cissy!” wrzasnęła Bellatrix, ale nastąpił głośni trzask i różdżka Narcyzy poleciała na drugi koniec pokoju.
“Ty brudna, karłowata małpo! ” ubliżyła Bellatrix. “Jak śmiesz rzucać wyzwanie swoim władcom?”
“Zgredek nie ma żadnego władcy!” zapiszczał skrzat. “Zgredek jest wolnym skrzatem i przybył ratować Harrego Pottera! i jego przyjaciół!”
Blizna Harrego oślepiała go bólem. Wiedział, że mieli sekundy zanim Voldemort się pojawi. “Ron, łap to i UCIEKAJ!” zawył, rzucając do niego jedną z różdżek.
Następnie schylił się i próbował wyciągnąć Griphook'a spod żyrandolu. Podniósł jęczącego goblina, który nadal trzymał miecz jedną ręką. Harry chwycił Zgredka, obrócił
się i zniknął. Nim całkowicie otoczyła go ciemność dostrzegł skamieniałe twarze Narcyzy i Dracona, smugi rudych włosów Rona i lecący w ich kierunku srebrny sztylet
wyrzucony przez Bellatrix...
Bill i Fleur...Shell Cottage...Bill i Fleur
Harry zniknął, jedyne co mógł jeszcze zrobić to powtórzyć nazwę celu i mieć nadzieję, że pojawi sie tam gdzie chce. Ból w jego czole przeszył jego ciało, czuł miecz
Gryffindora, dotykający jego plecy, ręka Zgredka szarpnęła go, zastanawiał się czy skrzat nie próbował skierować ich we właściwym kierunku i poprzez ściskanie jego
palców wskazać im drogę...jak dobrze, że był z nimi.
A następnie uderzyli w ubitą ziemię i poczuli zapach słonego powietrza. Harry upadł na kolana, puścił się ręki Zgredka, i spróbował się schylić nad Griphookiem.
„ Wszystko w porządku? „ powiedział ponieważ skrzat obudził się, ale Griphook jedynie zajęczał.
Harry zmrużył oczy aby zobaczyć coś przez ciemność. Był tam chyba domek, krótka droga daleko pod bezkresnym gwiaździstym niebem, i pomyślał, że poza tym
zobaczył jakiś ruch.
“Zgredku, to jest Shell Cottage?” szepnął, trzymając kurczowo dwie różdżki, które zabrał od Malfoys, gotowy by walczyć gdyby musiał.
“Czy przybyliśmy do właściwego miejsca? Zgredku?” Obejrzał się. Mały elf stał już koło niego.
„ZGREDKU!”
Elf zakołysał się nieznacznie, gwiazdy obijały się w jego bezkresnych, błyszczących oczach.
Razem, on i Harry spuścili wzrok przy srebrnej rękojeści noża, który wystawał z klatki piersiowej skrzata.
„Zgredku – nie – POMOCY!!” Harry zaczął wrzeszczeć w kierunku domku, w kierunku ludzi poruszających się tam. “POMOCY!
Nie wiedział albo nie przejmował się czy byli czarnoksiężnikami albo Mugolami, przyjaciółmi albo wrogami; wszystko, o czym myślał w tej chwili było to, że ciemna plama krwi powiększała się na torsie Zgredka, i że wyciągnął on ramiona do niego, do Harry'ego z błagalnym spojrzeniem. Harry złapał go i położył go na chłodnej trawie.
„Zgredku nie umieraj, nie umieraj –„
Oczy skrzata znalazły go, i jego wargi zadrżały z wysiłku do słów formy. “Harry...Potter... ”
A następnie skrzatem wstrząsnął dreszcz i stał się całkowicie nieruchomy, i jego oczy były nieistotne więcej niż wielkie jak szkło oczy, posypane światłem od gwiazd, których nie mogli zobaczyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
strus
charłak
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:44, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
dziekuje pieknei ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lawendab
mugol
Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:47, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
prosze o wyslanie zaproszenia na grono i Linka na DB mój mail to [link widoczny dla zalogowanych] .Z góry dziekuje:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karolinka_16
Gość
|
Wysłany: Sob 22:47, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
na stronie DB Saylo wstawil tlumaczenie z wlasna koncowka...i jest o niebo lepsza porownajcie..ten chlopak ma dar..brawo Saylo!
|
|
Powrót do góry |
|
|
guciu1024
Gość
|
Wysłany: Sob 22:55, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
to jak już stosujemy wolną amerykankę, to może ktoś podzieli się częścią 17 i 18 co by była całość, zanim zamkną formum ...
|
|
Powrót do góry |
|
|
zielzielona
mugol
Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:01, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Rozdział 17
Sekret Bathildy
— Harry, zatrzymaj się!
— Co się stało?
Dotarli dopiero przed nagrobek nieznanego Abbott’a.
— Tam ktoś jest! Przygląda się nam! Tam za krzakami!
Stali całkiem osłupiali, trzymając się jeden drugiego i przyglądając się gęstej, czarnej granicy cmentarza.
Harry nic nie zobaczył.
— Czy jesteś tego pewna?
— Widziałam jak coś się porusza. Mogłabym przysiąc!
Odsunęła się od niego, by uwolnić ręke, w której trzymała różdżkę.
— Wyglądamy jak mugole — zauważył Harry
— Jak mugole, którzy właśnie położyli kwiaty na grobie twoich rodziców! Harry, jestem pewna, że ktoś tam jest!
Harry przypomniał sobie jak czytał fragment w Historii Magii o nawiedzonych cmentarzyskach. Jeśli..
Ale wtedy usłyszeli szelest i zauważyli coś małego, w cieniu śnieżnoniałego krzaku, który wskazała Hermiona. Duchy nie mogłyby pozostawiać śladów na śniegu.
— To był kot — powiedział Harry, po kilku sekundach — albo jakiś ptak. Jeśli byliby to Śmierciożercy, już dawno by nas zabili. Musimy opuścić cmentarz i założyć pelerynę-niewidkę!
W drodzę do cmentarnej bramy, wielokrotnie oglądali się za siebie
Harry, który nie był już tak pełen optymizmu jak wtedy gdy dodawał otuchy Hermionie,
cieszył się z dotarcia do bramy i śliskiego chodnika.
Narzucili na siebie pelerynę-niewidkę i ruszyli wzdłuż ośnieżonych uliczek.
Pub był bardziej zapełniony niż poprzednim razem. Wiele głosów w wewnątrz pomieszczenia śpiewało kolędy, podobne do tych, które słyszeli przechodząc obok tutejszego kościoła.
Harry rozważał wejście do środka, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Hermiona poderwała go za skraj szaty i wyszeptała:
— Chodźmy tędy.
Ruszyli w dół ciemnej uliczki prowadzącej do końca wioski,
z przeciwnej strony, z której przybyli.
Szli bardzo szybko, mijając po drodze ośnieżone i udekorowane, prostokątne domki. W oknach iskrzących się wielobarwnymi kolorami, można było dojrzeć zarys wielkich, zielonych choinek ciemniejących zza zasłony.
— Jak odszukamy dom Bathildy? — spytała Hermiona, oglądając się przez ramię
— Harry? Jak sądzisz? Harry?!
Szarpnęła go za ramię, ale Harry nie zwracał na to uwagi.
Spoglądał na mroczne ruiny domu, które stały na samym końcu rządku.
Przywoływał ręką do siebie Hermioną, która pojawiła się u jego boku chwilę później.
— Harry..
— Zobacz.. Zobacz na to, Hermiono!
— Co?.. och!
Wszystko wskazywało na to, że Zaklęcie Fideliusa zniknęło wraz ze śmiercią Lily i Jamesa. Żywopłop pnął się dziko w górę od szesnastu lat, kiedy to Hagrid zabrał małego Harry’ego z ruin domu. Większość budynku nadal stała, jednakże była zasłonięta przez tumany śniegu i bluszczu. Cała prawa strona najwyższego piętra była wyburzona.
Harry był pewny, że to właśnie tam Voldemort rzucił na niego zaklęcie uśmiercające.
Harry i Hermiona stali przy bramie, wpatrując się w ruiny czegoś co kiedyś musiało być domem Harry’ego..
— Ciekawe dlaczego go nie odbudowali?
Harry odpowiedział:
— Zdaję się, że Czarna Magia pozostawia szkody, których nie można odbudować.
Wyciągnął ręke zza peleryny i chwycił mosiężną, zardzewiałą gałkę od bramy.
Nie chciał jej otwierać, chciał tylko dłużej rozejrzeć się wokół ruin domu.
— Chyba nie chcesz wejść do środka? To mogłoby być niebezpieczne! – och, Harry spójrz!
Gdy tylko pociągnął za gałkę, olbrzymie plątaniny chwastów i korzeni wyrosły z ziemi. Po chwili były już wysokie na dwanaście stóp i utworzyło złotą ramkę pośrodku,z której można było wyczytać:
W tym miejscu, pamiętnej nocy 31 Października 1981 r.
Lily i James Potter stracili życie.
Ich syn, Harry pozostał jedynym czarodziejem,
który przeżył zaklęcie uśmiercające.
Ten dom, niewidoczny dla Mugoli, został zostawiony
W jego zrujnowanym stanie jako pomników dla Potterów
I jako przypomnienie zbrodni, która rozłączyła ich rodzinę.
Wszystko dookoła tych starannie wyrzeźbionych liter, zostało dopisane przez Czarodzieji i Czarownic, którzy przyszli odwiedzić to miejsce, gdzie Chłopiec Który Przeżył, ucieknął śmierci.
Jedni wypisywali swoje nazwiska, wyrzeźbiali starannie swoje inicjały, inni pozostawiali krótkie wiadomości.
Wśród tych ostatnich osób, w oświetlonym jasno magicznym graffiti, które stało wokół ruin od przeszło szesnastu lat przewijały się następujące pozdrowienia:
Powodzenia Harry, gdziekolwiek jesteś!
Jeżeli to przeczytasz Harry, wiedz, że jesteśmy razem z Tobą!
Żyj długo, Harry Potterze!
— Nie powinni tego wypisywać! — powiedziała oburzona Hermiona
Ale Harry był rozpromieniony
— To było wspaniałe! Cieszę się, że to zrobili.. Ja..
Nagle przerwał. Niewyraźna sylwetka kuśtykała powoli w ich kierunku, pobłyskując w świetle odległego placu. Harry czuł, że była to kobieta. Poruszała się bardzo powoli przez zaśnieżoną drogę i wyglądała na wystraszoną.
Była zgarbiona i otyła, a jej nogi obijał
Jej pochylenie, jej oty3ooa, jej szuraj1cy nogami chód, którego wszystko da3o wra?enie
Się w śniegu. Biorąc to wszystko pod uwagę, można by ją posądzić o podeszły wiek. Przypatrywali się jej w ciszy, czekając aż podejdzie bliżej. Harry wyczekiwał, zastanawiając się czy kobieta nie zniknie pośród jednego z domów, ale instynktownie wiedział, że tego nie zrobi. W końcu zatrzymała się kilka jardów od nich, pośrodku zamrożonej drogi, wpatrując się proste w ich zmarznięte twarze.
Hermiona nie musiała szczypać go w ręke. Wiedział, że to nie sen. Nie było również żadnej szansy na to, że ów kobieta jest mugolką. Przyglądała się ruinom domu, które powinny być dla niej niewidoczne, jeśli nie była czarodziejką.
Jednak jej zachowanie było dość dziwne nawet jak na przeciętną czarownicę – wychodzić w tą zimną, wietrzną noc z ciepłego, przytulnego domu tylko po to by spojrzeć na ruiny starego, zniszczonego lata temu budynku.
Ale zwykła czarownica nie mogła ich dostrzec pod peleryną-niewidką. Niemniej jednak, Harry miał dziwne przeczucie, że ona ich widzi.
Nim zdołał jednak głębiej się nad tym zastanowić, kobieta założyła rękawiczki i pomachała.. Hermiona przybliżyła się bliżej Harry’ego pod peleryną, muskając jego ramię.
— Skąd ona wie?
Potrząsnął głową. Kobieta ponownie pomachała, tym razem żywiej. Harry z wielu powodów mógłby pomyśleć, że to urzędniczka z Ministerstwa, jednak jego rozważania co do tożsamożci kobiety potoczyły się w całkiem innym kierunku i narastały z każdą chwilą, kiedy stali obok niej w opuszczonej uliczce.
Czy to możliwe, że wyczekiwała ich przez całe długie miesiące?
Dumbledore kazał jej by zaczekała, aż Harry wreszcie do niej przyjdzie?
Wydawało się to całkiem nieprawdopodobne, ale..
Czy to ona kryła się w krzakach cmentarza i ruszyła za nimi aż tutaj?
Czy podobnie jak Dumbledore może widzieć przez peleryny-niewidki? Może nauczył się tego właśnie od niej?
W końcu Harry przemówił, powodując, że Hermiona złapała oddech.
— Czy Ty jesteś Bathildą?
Kobieta dwukrotnie kiwnęła głową.
Harry i Hermiona popatrzyli na siebie pod peleryną. Harry podniósł brwi, a Hermiona nerwowo kiwnęła głową.
Ruszyli ku niej, a ta obróciła się na pięcie i skierowała ich w małą przecznicę.
Tym razem domki dookoła nich były skażone gęstą ciemością. Gdy po kilku minutach doszli do domu Bathildy, na swojej drodze napotkali żelazną furtkę. Harry wspiął się na palcach, by zobaczyć ogródek. Był niemal tak samo porośnięty bluszczem jak ten, który przed chwilą opuścili. Bathilda znalazła w końcu klucz od drzwi frotnowych, i stanęłą by wpuścić ich do środka. Kobieta cuchnęła zgnilizną, być może z powodu mieszkania w tak obskurnym domu. Harry zmarszczył nos i przeszedł obok niej bokiem. Ściągnął pelerynę. Teraz kiedy stanął obok niej, zauważył jak była mała. Gdy weszli, zamknęła ostrożnie drzwi i spojrzała prosto w twarz Harry’emu.
Jej oczy były gruboskurne i zapadałe, a cała jej twarz wyglądała na pokieraszowaną z licznymi, okropnie wyglądającymi zmarszczkami.
Harry zastanawiał się, czy kobieta wie kim jest. Bądź co bądź nadal był łysiejącym mugolem, któremy ukradł włosy.
Zapach staroci, kurzu, zastęchniałych ubrań i nieświeżego jedzenia wzmocnił zjedzony przez mole czarny szal, który owinęła sobie wokół szyji, zasłaniając tym samym swoje siwe włosy.
— Bathilda? — zapytał Harry
Kiwnęła głową. Harry coraz bardziej czuł napierające na niego działanie medalionu. Czyżby wyczuwał, że niedługo zostanie zniszczony, przez miecz, który być może spoczywa w zakamarku tego cuchnącego domu?
Bathilda odepchnęła Hermione na bok, a sama poczłapała do salonu.
— Harry, czy jesteś pewny, że..
— Nie wygląda na potężną czarownicę. Jeśli musielibyśmy z nią walczyć.. — zaczął Harry — posłuchaj, powinienem Ci to powiedzieć. Muriel nazwałą ją „zramolałą..”
— Chodź! — zawołała Bathilda z salonu
Hermiona chwyciła ręke Harry’ego.
— Więc jest w porządku..! — powiedział Harry uspokajająco i zaprowadził ją do salonu.
Bathilda zaczarowała parę świec, które oświetliły nieznacznie pomieszczenie.
Grube tumany kurzy skrzypiły pod ich stopami i Harry poczuł niemiły zapach, przypominający stęchniałą wędline.
Zastanawiał się kiedy ktoś ostatnio odwiedził Bathildę, by sprawdzić jak sobie radzi. Wydawała się pozapominać zaklęcia, które mogłyby doprowadzić jej mieszkanie do ładu.
Harry rozejrzał się po salonie. Na pierwszy rzut oka dostrzegł mnóstwo fotografii umieszczonych na starej komodzie. Kiedy płomień z kominka tańczył i rozświetlał zdjęcia, te wydawały się wyraźniejsze. Ponieważ Bathilda nerwowo wrzucała kawałki drewna do kominka, Harry wymamrotał:
— Tergeo
Kurz natychmiast zniknął z fotografii, przez co Harry mógł się im lepiej przyjrzeć. Okazało się, że w tuzinach ramek brakowało zdjęć. Zastanawiał się, czy to Bathilda je usunęła. Nagle jego wzrok skierował się na fotografie przedstawiającego wesołego, złotowłosego złodzieja, który siedział na parapecie w warsztacie Gregorowicza i ukradł od niego coś cennego, coś czego szukał Voldemort. I wtedy Harry przypomniał sobie, gdzie go zobaczył. W fragmencie Życie i Kłamstw Albusa Dumbledore’a w jednym z proroków. Trzymał się pod ręke z nastoletnim Dumbledore’m.
— Pani Bagshot? — powiedział trzęsącym się głosem — Kim jest ten mężczyzna?
Bathilda przerwała wrzucanie drewna do kominka i spojrzała się na Harry’ego.
— Kim on jest? — powtórzył nerwowo Harry, pokazując jej fotografię.
— Ten mężczyzna? Znasz go?
Bathilda spojrzała na fotografię. Harry poczuł straszną frustrację. Jak Rita Skeeter dostała się do wspomnień Bathildy?
— Kim on jest? — powtórzył głośno.
— Harry, co Ty wyprawiasz?
Ten obraz, Hermiono. To jest ten złodziej, który ukradł coś Gregorowiczowi! Spójrz! – ponownie zwrócił się do Bathildy — Kto to jest?
Ale ona tylko gapiła się na niego.
— Dlaczego chciała pani, byśmy tu przyszli pani Bagshot? — zapytała Hermiona podnosząc głos — Czy jest coś co chce nam pani powiedzieć?
Ignorując Hermionę, Bathilda podeszła kilka kroków bliżej do Harry’ego. Szarpnęła głowę w kierunku wejścia do salonu.
— Chcesz byśmy poszli? — zapytał Harry
Bathilda ponownie powtórzyła gest, tym razem wskazując to na Harry’ego to na sufit.
— Och, dobrze.. Hermiono, myślę, że ona chce byśmy poszli z nią na piętro.
— W porządku — powiedziała Hermiona — chodźmy
Ale kiedy Hermiona ruszyła, Bathilda zatrszymała ją, potrząsając głową i wskazując ponownie na Harry’ego.
— Ona chce bym poszedł z nią sam.
— Dlaczego? — spytała Hermiona
Być może Dumbledore kazał jej, być dać miecz mi i tylko przy mnie?
— Czy naprawdę uważasz, że ona wie, kim jesteś?
— Tak — powiedział Harry — Myślę, że tak.
— Dobrze, w porządku ale pospiesz się, Harry
— Prowadź — mruknął Harry do Bathildy
Wydawała się to zrozumieć, bo skierowała się w kierunku drzwi. Harry spojrzał jeszcze raz na Hermionę, szczerząc do niej zęby, ale nie był pewny czy to zobaczyła. Stała i obserowoała starą, biblioteczkę.
Gdy tylko Harry wyszedł z salonu jego myśli ponownie skierowały się na tajemniczym młodzieńcu z fotografii.
Schodki były strome i wąskie. Harry stawiał ostrożnie każdy krok, wciąż spoglądając na Bathildę. Powoli dotarli do małego pomieszczenia, które wydawało się być sypialnią.
W pokoju panowała gęsta ciemność, więc Harry wyciągnął swoją różdżkę i mruknął ”Lumos”.
— Jesteś Harry’m Potterem?
— Tak. Jestem nim.
Kiwnęła głową, poważniejąc. Harry czuł medalion, który bił szybciej niż jego własne serce. To było bardzo nieprzyjemne uczucie.
— Czy masz coś dla mnie? — zapytał Harry, ale ona przyglądała się jego zapalonej różdżce.
— Czy masz coś dla mnie? — powtórzył
Wtedy zamknęła oczy i w jednej chwili wydarzyło się mnóstwo rzeczy.
Harry’ego zapiekła blizna, Horkruks szarpnął, a sam Harry opadł na podłogę.
Poczuł przypływ olbrzymiej radości, gdy przemówił nienaturalnie wysokim, zimnym głosem.
— Trzymaj go!
Harry odzyskał świadomość. Ciemność i zapach cuchnącego pokoju powróciły.
— Czy masz coś dla mnie? — zapytał po raz trzeci, pocierając bliznę.
— Tutaj — wyszeptała, wskazując za róg.
Harry uniósł różdżkę i zobaczył zarys zapchanej toaletki na ubrania, znajdującej się tuż pod zasłoniętym oknem.
Tym razem nie musiała go prowadzić. Harry znalazł się pomiędzy Bathildą, a nie pościelonym łóżkiem. Nie chciał odwracać od niej wzroku.
— Co to jest? — spytał kiedy dotarł do toaletki, na której została nagromadzona sterta czegoś co wyglądało i pachniało jak brudne pranie.
— Tam — powiedziała, wskazując na bezkształtną masę.
W chwili kiedy się odwrócił, jego oczy ujrzały brudny miecz, którego rękojeść była obłożona rubinami. Nagle coś się poruszyło.To co dostrzegł kątem oka, wywołało w nim panikę i sparaliżowało ciało. Zobaczył wielkiego, śliskiego węża pełzającego z miejsca, gdzie znajdowała się szyja Bathildy.
Wąż rzucił się na niego, gdy próbował unieść różdżkę. Siłą ukąszenia jego przedramienia, spowodowała, że upuścił różdżkę. Teraz w pokoju panowała całkowita ciemność. Potężne uderzenie ogonem w okolicach jego przepony brzusznej spowodowało, że utracił oddech.
Opadł na stos brudnych ubrań, koło toaletki. Uniknął kolejnego ciosu ogonem węża, który opadł na stół strącając mnóstwo porcelanowych misek, które roztrzaskały się o podłogę.
Usłyszał nadchodzącą Hermionę:
— Harry?
Z powodu narastającego bólu w klatce piersiowej nie mógł jej odpowiedzieć.
Wtedy ciężka, gładka masa rozbiła się o podłogę. Harry poczuł jak coś wielkiego i umięśnionego ślizga się obok niego.
— Nie — krzyknął, przylegając do podłogi.
— Tak — usłyszał szept - Jestes silny.. Jestes silny ..."
— Accio.. ACCIO Różdżka
Ale nic się nie wydarzyło. Chciał, by jego dłonie zmusiły węża do owinięcia się dookołą jego torsu. Gwałtownie ścisnął Horkruksa przy piersi. Wydawało się, że to koniec. Poczuł nienaturalne bicie własnego serca,a przez jego mózg przelała się fala zimnego , białego światła. Wszystkie myśli zostały wymazane , jego własny oddech topił się , kroki wydawały się być bardzo odległe, wszystko odchodziło..
Serce medalionu łomotało wokół jego piersi i teraz leciał pełen triumfu na twarzy. Nie potrzebował miotły albo testrala. Leciał..
Nagle obudził się i poczuł zapach cierpkiej ciemności.
Nagini wypuściła go. Gdy Harry próbował się podnieść zobaczył węża zmierzającego w kierunku światła. Nagini zaatakowała Hermionę, która z wrzaskiem uchyliła się przed wężęm. Jej chybiona klątwa uderzyła w okno, które roztrzaskało się w drobny mak. Chłód z dworu wypełnił pokój, a gdy Harry próbował uniknąć odłamków szkła pośliznął się na czymś co przypominało jego różdżkę. Chłopiec schylił się i podniósł ją, lecz w tym samym momencie Harry dostrzegł pełzającego węża, który wściekle wymachiwał ogonem. Nigdzie nie było widać Hermiony i przez chwilę Harry pomyślał o najgorszym, ale nagle usłyszał donośny huk i ujrzał błysk czerwonego światła. Wąż wyleciał w powietrze, odbił się od sufitu i uderzył Harrego w twarz. Chłopiec chciał podnieść różdżkę, ale w tym samym momencie poczuł okropny ból - jego blizna na czole paliła jak nigdy dotąd, mocniej niż przez te wszystkie lata.
-"On nadchodzi! Hermiono, on nadchodzi!"
Gdy wąż usłyszał krzyki Harrego zaczął syczeć i zmierzał w jego kierunku.
Wszystko wydawało się chaotyczne i działo się bardzo szybko. Nagini uderzyła w półkę z porcelaną, której odłamki lecialy w każdym kierunku.
Harry skoczył nad łóżkiem i złapał w ciemności Hermionę, która wrzasnęła z bólu, gdy próbował ją podnieść. Wąż zbliżał się ponownie, lecz Harry wiedział, że ktoś gorszy od węża zbliża się, był już przy bramie. Głowa Harrego mało co nie eksplodowała z bólu, wąż zaatakował ich, lecz Hermiona krzyknęła "Confringo!" i jej zaklęcie przeleciało przez pokój, uderzyło w lustro znajdujące się na szafie, odbiło się rykoszetem z powrotem w nich, odbijając się od podłogi do sufitu. Harry czuł jak ciepło paliło jego wierzchnią stronę dłoni, a szkło z rozbitej toaletki rozcięło jego policzek, gdy ciągnął Hermionę w kierunku wyjścia. Oboje wyskoczyli z rozbitego okna w nicość, a krzyk Hermiony przeciął nocną ciszę.
I wtedy jego blizna eksplodowała, widział siebie jako Voldemorta, przebiegał przez cuchnącą sypialnie, a jego długie białe ręce oparły się na parapecie, ponieważ zauważył łysego mężczyznę z dziewczyną, która obróciła się i znikła. Voldemort wrzasnął, pogrążony w furii, a jego krzyk rozbrzmiał ponad bijącymi dzwonami w Dniu Bożego Narodzenia, ponad ciemnymi ogrodami...jego wrzask był wrzaskiem Harrego, jego ból był bólem Harrego, to mogło się zdarzyć tu gdzie zdarzyło się już wcześnie, w zasięgu wzroku tego domu, do którego zbliżył się tak blisko...tak blisko by umrzeć. Ból był straszny, przeszywał jego całe ciało...ale jeżeli on nie miał żadnego ciała, dlaczego jego głowa tak bardzo bolała? Coś poszło nie tak...
Noc była dżdżysta i wietrzna. Dwoje dzieci ubranych w wielkie dynie człapało wzdłuż placu, a wystawy sklepowe były pokryte papierowymi pająkami. Wszyscy mugole byli przebrani w bez gustowne stroje, które przedstawiały świat, w który oni nie wierzyli. On szybował dalej, a jego poczucie władzy i mocy dawało się we w znaki. Tyle czekał na ten moment...miał taką nadzieję, że to się w końcu stanie
"Ładny strój proszę pana"
Widział uśmiech na twarzy tego małego chłopca, który po chwili zniknął, gdy dziecko ujrzało pod kapturem płaszcza potworną twarz. Chłopiec obrócił się i zaczął uciekać...owa mroczna postać dotknęła pod szatą swojej różdżki...jeden prosty ruch i dziecko nigdy nie wróciłoby do matki, ale to było zbędne, całkiem zbędne. Ruszył wzdłuż nowej, ciemniejszej ulicy, a jego cel był na jej końcu - w zasięgu wzroku. Zaklęcie Fideliusa zostało zdjęte, chodź oni nie wiedzieli jeszcze o tym.On szybował bezszelestnie w ich kierunku, przeleciał nad starym żywopłotem. Ludzie w domu nie mieli żadnych zasłon w oknach, widział ich już całkiem wyraźnie w ich małym salonie. Wysoki czarnowłosy mężczyzna w okularach wystrzeliwał ze swojej różdżki różnokolorowe obłoki dymu, którymi zabawiał małego chłopca o takim samym kolorze włosów, ubranego w niebieską piżamę. Dziecko śmiało się i próbowało złapać w swoją malutką rączkę obłoki dymu. Drzwi otworzyły się, weszła kobieta, która coś mówiła, lecz on tego nie słyszał...jej długie ciemnoczerwone włosy opadały na jej twarz. Teraz ojciec wziął dziecko i przekazał je matce, a sam odrzucił różdżkę i rozciągnął się wygodnie na kanapie. Furtka zaskrzypiała cicho gdy ją otworzył, ale James Potter tego nie usłyszał. Jego biała ręka podniosła różdżkę pod płaszczem i wskazała na drzwi, które wybuchły.
On był już w progu, gdy James dobiegł do niego...to było zbyt łatwe, zbyt łatwe, on nawet nie wziął swojej różdżki.
-"Lily, bierz Harry'ego i uciekaj ! To on ! Idź ! Uciekaj ! Ja go zatrzymam..."
Zatrzyma go bez różdżki...on zaśmiał się przed tym jak rzucił przekleństwo
-"Avada Kedavra!"
Zielone światło wypełniło korytarz, oświetliło dziecięcy wózek, pchnięty do ściany, sprawiło, że poręcze żarzyły się jak gorące pręty. James Potter upadł jak marionetka, którą odcięto od sznurków na podłogę. Dało się słyszeć kobiecy wrzask na górnym piętrze, nie miała żadnego powodu by czuć się bezpiecznie. On wszedł na schody, słuchając jej bezcelowych wysiłów, próby zabarykadowania drzwi. Ona również nie miała żadnej różdżki...jacy oni byli głupi myśląc, że są bezpieczni, a zdradził ich najlepszy przyjaciel. Leniwie machnął różdżką, drzwi otworzył się, krzesło i pudła naprędce przystawione do drzwi poleciały w różnych kierunkach. I ona tam stała, trzymała dziecko w rękach. Na jego widok odłożyła syna do dziecięcego łóżeczka i rozprostowała ręce, tworząc ludzką tarcze, osłaniając chłopca przed jego wzrokiem, jakby miała nadzieję, że on wybierze ją zamiast dziecka.
-Nie Harry ! Nie Harry ! Błagam...zrobię wszystko...
-Odsuń się...odsuń się, głupia dziewczyno...
-Nie Harry, proszę nie, weź mnie! Zabij mnie zamiast jego.
-To jest moje ostatnie ostrzeżnie.
-Nie Harry ! Błagam...zlituj się...zlituj...
-Odsuń się dziewczyno !
On mógłby odsunąć ją jednym machnięciem różdżki, ale rozważniej było wykończyć ich wszystkich. Zielone światło rozświetliło pokój i ona upadła jak jej mąż. Dziecko nie zapłakało tym razem, zaglądało w twarz intruza z pewnego rodzaju zainteresowaniem...może myślał, że jego ojciec schował się pod płaszczem tworzy ładne światełka, a jego matka nagle podniesie się, śmiejąc się. On przyłożył różdżkę do twarzy chłopca - chciał widzieć jak to się wydarzy, chciał ujrzeć koniec niewyjaśnionego niebezpieczeństwa. Dziecko zaczęło płakać, zobaczyło, że owa osoba, nie jest Jamesem...on nie lubił tego płaczu, nie mógł go znieść w sierocińcu.
-Avada Kedavra!
I wtedy poczuł ogromny ból i przerażenie...on był niczym, musi się schować...nie tu w gruzach domu, ale daleko...daleko...
"Nie", lamentował...wąż szeleścił na podłodze...przecież to chłopiec miał zginąć, a nie on... A teraz stał przed stłuczonym oknem w domu Bathildy, pogrążony we wspomnieniach jego największej porażki,
po jego stopach wślizgnął się wielki waż ponad potłuczoną porcelanę i szkło...
Spojrzał w dół i coś zobaczył...coś niewiarygodnego.
..
"Nie..."
"Harry, już dobrze, wszystko w porządku"
Schylił się i podniósł zniszczoną fotografię. On na niej był, nieznajomy złodziej którego
sNie...upuściłem to...upuściłem to..."
"Harry, już dobrze, obudź się, obudź się!"
Był sobą...nie Voldemortem... a ta rzecz która szleściła to nie był wąż... otworzył oczy.
"Harry" wyszeptała Hermiona "D-dobrze się czujesz?"
"Tak" skłamał.
Był w namiocie, leżał pod stertą kocy, na niższym stopniu łóżka piętrowego. Mógł powiedzieć,
że już prawie świta bo było cicho, chłodno i do tego to płaskie światło na suficie namiotu.
Harry był przemoknięty w swetrze; czuł to na prześcieradle i kocach.
"Uciekliśmy"
"Tak" powiedziała Hermiona "Musiałam użyć zaklęcia lewitacji aby położyć cie na łożku, nie mogłam cie podnieść. Byłeś...
No, byłeś bardzo..."
Pod jej brązowymi oczami pojawiły się fioletowe cienie i Harry spostrzegł małą gąbkę w jej ręku.
Ocierała jego twarz.
"Byłeś chory" skończyła "bardzo chory".
"Jak dawno poszliśmy?"
"Godziny temu. Już prawie ranek".
"A ja byłem... jaki, nieprzytomny?"
"Nie do końca" niepewnie odpowiedziała Hermiona " krzyczałeś i majaczyłeś i... rzeczy" dodała tonem który zaniepokoił Harrego.
Co on robił? Krzyczał zaklęcia jak Voldemort, wył jak dziecko w żłobku?
"Nie mogłam zdjąć z ciebie Horkruksa" powiedziała Hermiona, wiedział że chce zmienić temat.
"To przyległo, przyległo do twojej klatki piersiowej. Masz ślad; Przepraszam, musiałam użyć
Zaklęcia Odcinającego żeby to zdjać. Ciebie też ukąsił wąż, ale zasklepiłam ranę i put some dittany on it.
Zdjął sweterową koszulkę którą miał na sobie i spojrzał w dół. Zauważył na swojej klatce piersiowej, nad sercem gdzie medalion
wypalił ranę jasnoczerwony owal. Zauważył również na przedramieniu znaki pół-wyleczonego przekłucia.
"Gdzie położyłaś Horkruks?"
"Do swojej torby. Myślę że powinniśmy go odłożyć na chwilę"
Położył się z powrotem na swojej poduszce i patrzył w jej znękaną szarą twarz.
"Nie powinniśmy stracić relikwii Godryka. To moja wina, to wszystko moja wina, Hermiona, bardzo mi przykro" - To nie byłą Twoja wina. Ja naprawdę sądziłam, że Dumbledor zostawił tam miecz dla Ciebie. - Taaa, więc byliśmy w błędzie, nieprawdaż?? - Co się zdarzyło Harry?? Co się zdarzyło kiedy ona zaprowadziła Cię na góre?? Wąż ukrywał się gdzieś?? Czy tylko wyszedł zabić ją i zaatakował Ciebie?? - Nie – odpowiedział – Ona była wężem... albo wąż był nią... wszystko jedno. - C-Co?? Zamknął oczy. Ciągle czuł zapach domu Bathildy, był bardzo wyraźny. - Bathilda musiała już nie żyć. Wąż był wewnatrz jej, Sam-Wiesz-Kto zostawił go w Dolinie Gordryka. – Miałaś racje, on wiedział, że ja tu wróce. - Wąż był wewnątrz niej?? Harry otworzył oczy. Hermiona spojrzała ze odrazą. - Lumpin powiedział, że ma magiczną moc, nie przypuszczaliśmy tego – powiedział Harry – ona nie chciała rozmawiać z Tobą wprost ponieważ mówił w języku węży i nie uświadomiłem sobie tego, ale oczywiście mógłbym ją zrozumieć. Kiedy byliśmy w pokoju posłał wiadomość do Sam-Wiesz-Kogo i usłyszałem jak to się wydarza w mojej głowie, czułem jak się ekscytuje, powiedział, by mnietam trzymać i wtedy. Zobaczył węża wychodzącego z szyi Bathildy, Hermiona nie potrzebowała szczegołów. - Zmieniła się w węża i zaatakowała mnie. Spojrzał w dół na ranę po ukoszeniu. - Ona nie chciała mnie zabić, tylko trzymać do przybycia Voldemorta. Jeśli tylko zdołał by zabić węża, nie musiał by się martwić o to wszystko. Udręczony na duszy, podniósł się i rzucił ponownie na łóżko. - Harry nie, musisz odpocząć. - Potrzbujesz snu, żadnej odmowy, wyglądasz strasznie. - Mam się dobrze – patrzył na zegarek przez chwile – Gdzie jest moja różdżka?? Nie odpowiedziała, zaledwie na niego spojrzała. - Gdzie jest moja różdżka Hermiono?? Przygryzła wargę i łzy napłynęły jej do oczu. - Harry.. - Gdzie moja różdżka?? Sięgneła w dół obok łóżka i wyciągnieła to do niego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zielzielona
mugol
Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:01, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Rozdział 18
Życie i kłamstwa Albusa Dumbledore
Słońce wstawało: czysty, bezbarwny bezmiar nieba rozciągał się nad nim, bez znaczenia dla niego i jego utrapień. Harry przysiadł przy wejściu do namiotu i wziął głęboki oddech świeżego powietrza. Pozostanie przy życiu, by oglądnąć wschód słońca nad zaśnieżoną granią powinno być największy skarbem na ziemi, lecz on jeszcze tego nie doceniał. Jego zmysły zranione były utratą różdżki. Spojrzał ponad pokrytą śniegiem dolinę; odległe dzwony z kościoła dzwoniące pośród brzmiącej ciszy.
Nie zdając sobie z tego sprawy wbijał palce rąk w ramiona, jakby próbował odeprzeć fizyczny ból. Przelał krew więcej razy, niż sam był w stanie policzyć, raz stracił wszystkie kości w prawym ramieniu; ta wyprawa przyprawiła go już o blizny na klatce piersiowej i przedramieniu, jako dodatek do tych na głowie i ręce, ale nigdy wcześniej przed tą chwilą nie czuł się tak okrutnie słaby, bezbronny i podatny na ciosy, gdy pomyślał, że przeważająca część jego magicznej mocy została z niego wydarta. Wiedział dokładnie, co powiedziałaby Hermiona, gdyby to okazał: „Różdżka jest tak dobra, jak czarodziej". Lecz Hermiona myliła się, jego troska była inna. Ona nie czuła obrotów różdżki,jak igły w kompasie i wystrzału złotych płomieni na swego wroga. Stracił osłonę bliźniaczych rdzeni i dopiero teraz, gdy został jej pozbawiony zdał sobie sprawę, jak bardzo mógł na niej polegać.
Wyciągnął kawałki zniszczonej różdżki z kieszeni i nie patrząc na nie wsadził je do zawieszonej na szyi sakiewki, którą otrzymał od Hagrida. Była teraz pełna zniszczonych i bezużytecznych śmieci, aby wziąć więcej. Ręka Harrego dotknęła starego Znicza przez skórę i przez moment musiał walczyć z pokusą, aby nie wyciągnąć go i nie wyrzucić. Niedostępny, bezużyteczny, nic nie dający – jak wszystko, co Dumbledore zostawił po sobie...
Teraz właśnie poczuł, jaka wzbiera w nim wściekłość na Dumbledore'a, jak lawa, paląc jego wnętrze i tłumiąc wszystkie inne uczucia. {Bez zwykłej desperacji} rozmawiali ze sobą, wierząc, że Dolina Godryka zawiera w sobie odpowiedzi, przekonywały, że powinni wrócić, że to było częścią jakiejś dziwnej, tajemniczej ścieżki, wyznaczonej im przez Dumbledore'a: ale nie było żadnej mapy ani planu. Dumblebore zostawił ich błądzących po omacku, z nieznanym im do tej pory strachem, o jakim im się nawet nie śniło, samotnych i bez jakiejkolwiek pomocy. Nic nie zostało wyjaśnione, nic nie było im dane, Nie mieli miecza, a na dodatek teraz Harry nie miał swojej różdżki. Do tego jeszcze zgubił gdzieś zdjęcie złodzieja, i z pewnością łatwiej będzie teraz Voldemortowi dowiedzieć się, kim był...
Voldemort posiadał teraz komplet informacji...
„Harry?"
Hermiona wyglądała na przerażoną, jakby miał rzucić na nią urok jej własną różdżką. Z zapłakaną twarzą przykucnęła obok niego, stukając w rękach dwoma kubkami herbaty i z czymś masywnym pod pachą.
„Dzięki" – powiedział, biorąc jednocześnie jeden z kubków.
„Mogę z tobą porozmawiać?"
„Nie" odpowiedział, gdyż nie chciał zranić jej uczuć.
„Harry, chciałeś wiedzieć, kim był ten człowiek na obrazku. Więc... Mam tu książkę."
Bojaźliwie wepchnęła mu ją na kolana, pierwszą wersję „Życia i kłamstw Albusa Dumbledore".
„Skąd... Jak...?"
„Była w pokoju Baghildy, po prostu tam leżała... A ta kartka była przylepiona na wierzchu."
Hermiona odczytała głośno kilka linijek kłującego w oczy zgniło-zielonego tekstu: „'Droga Bally, wielkie dzięki za pomoc. Masz tutaj egzemplarz książki, mam nadzieję, że ci się spodoba. Powiedziałaś absolutnie wszystko, nawet, jeśli tego nie pamiętasz. Rita' Myślę, że musiała przyjechać, kiedy prawdziwa Bathilda była jeszcze żywa, ale pewnie nie była w stanie tego przeczytać?"
„Pewnie nie była..."
Harry spojrzał w dół, na twarz Dumbledore'a i odczuł dziką przyjemność: teraz pozna wszystkie te sprawy, które Dumbledore uznał za niewarte mówienia mu, czy Dumbledore tego chce czy nie".
„Ciągle jesteś na mnie bardzo zły, prawda?" Rzekła Hermiona; spojrzał na nią, by zobaczyć świeże łzy kapiące jej z oczu i wiedział, że jego złość musiała być widoczna na twarzy.
„Nie" odpowiedział cicho. „Nie, Hermiono, wiem, że to był wypadek. Próbowałaś wyciągnąć nas stamtąd żywych i byłaś fenomenalna. Pewnie byłbym martwy, gdyby nie było ciebie tam, żeby mi pomóc."
Spróbował odwzajemnić jej słaby uśmiech, a potem zwrócił uwagę na książkę. Miała bardzo sztywny grzbiet – pewnie nie był nigdy wcześniej otwierana. Przerzucał kartki szukając zdjęć. Zwrócił uwagę na jedno, które widział tylko raz – młodego Dumbledore'a i jego przystojnego towarzysza, śmiejących się jak po starym, dobrym dowcipie. Harry opuścił oczy na podpis.
'Albus Dumbledore, krótko po śmierci swojej matki, razem z przyjacielem, Gellertem Grinewaldem'
Harry wlepiał w zdanie oczy przez dobre kilka chwil. Grinewald. Jego przyjaciel Grinewald. Popatrzył z ukosa na Hermionę, która pozostawała wpatrzona w to nazwisko i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Powoli podniosła wzrok na Harrego.
„Grinewald!"
Ignorując pozostałe fotografie Harry szukał po kartkach obok powtórnego zapisu tego okropnego nazwiska. Niedługo później znalazł je i przeczytał szybko, ale pogubił się; konieczne okazało się cofnięcie się bardziej, aby zrozumieć cały sens i już po chwili znalazł się na początku rozdziału zatytułowanego: 'Większe dobro'. Razem z Hermioną zaczęli czytać:
„Zbliżając się do swych 18 urodzin, Dumbledore opuścił Hogwart w blasku chwały: prefekt i prefekt naczelny, laureat nagrody Barnabusa Finkleya za wyjątkowe rzucanie zaklęć, Reprezentant Brytyjskiej młodzieży w Wizengamocie, zdobywca złotego medalu za łamanie starych reguł na Międzynarodowej Konferencji Alchemicznej w Kairze. Dumbledore zamierzał odbyć wielką wycieczkę, razem z Elphiasem "Psim Oddechem" Doge, słabo dowcipnym, ale oddanym przyjacielem, którego poznał w szkole.
Dwóch młodych ludzi przebywało w Dziurawym Kotle w Londynie, przygotowując się do odlotu do Grecji następnego poranka, gdy przyleciała sowa niosąc wieści o śmierci Matki Dumbledore'a. „Psi Oddech" Doge, który odmówił komentarza dla tej książki, dał publiczny wyraz swojej, uczuciowej wersji tego, co stało się dalej. Przedstawił śmierć Kendry jako tragiczne wydarzenie, a decyzję Dumbledore'a o rezygnacji z wyprawy jako akt godnego naśladowania poświęcenia.
Oczywiście Dumbledore wrócił do Doliny Godryka jak najszybciej, prawdopodobnie by „opiekować się" swoim młodszym rodzeństwem: bratem i siostrą. Ale ile tej uwagi tak naprawdę im poświęcił?
„On miał jakiś problem z głową, ten Aberforth" powiedział Enid Smeek, którego rodzina żyła wtedy na obrzeżach Doliny Godryka. „Dzikus. Oczywiście, śmierć rodziców, współczuło się mu, ale on dalej obrzucał mnie kalumniami [dosłownie: rzucał gówno na moją głowę]. Nie sądzę, żeby Albus krzątał się koło niego. Zresztą nigdy nie widziałem ich razem."
Co zatem robił Albus, jeśli nie opiekował się swoim młodszym, dzikim bratem? Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie jest związana z ciągłym uwięzieniem jego siostry. Od kiedy zmarł jej pierwszy dozorca, nie było żadnej poprawy w niesamowicie kiepskim stanie zdrowia Ariany Dumbledore. Jej egzystencja została znana tylko kilku odrzutkom, którzy, jak „Psi Oddech" Doge, mogą być uznani za ufających w opowieść o jej 'chorym zdrowiu'.
Innym, łatwo zaspokojonym przyjacielem rodziny była Bathilda Bagshot, znana historyk magii, która wiele lat mieszkała w Dolinie Godryka. Kendra oczywiście odtrąciła Bathildę, gdy ta postanowiła przywitać rodzinę w wiosce. Kilka lat później wysłała sowę do Albusa w Hogwarcie, będąc miło zaskoczoną jego artykułem o zamianie gatunków w 'Transmutacji dziś'. Ta iskra doprowadziła do znajomości z całą rodziną Dumbledore'ów. W czasie śmierci Kendry Bathilda była jedyną osobą w Dolinie Godryka, która w ogóle rozmawiała z matką Dumbledore'a.
Niestety błyskotliwość, jaką wcześniej w życiu wykazała się Bathilda trochę została przyćmiona. „Ogień płonie, ale kocioł pusty"`, jak to Ivor Dillonsby mi powiedział, albo opinia Enida Smeeka „Jest pomylona jak wiewiórczy gust" [tłum. wolne]. Niemniej zastosowanie sprawdzonych i wypróbowanych technik dziennikarskich pozwoliło mi uzyskać wystarczającą ilość informacji, aby zebrać razem całą tą skandalizującą historię.
Jak i cała reszta magicznego świata, Bathilda stawia śmierć Kendry jako punkt zwrotny [dosł: obusieczny], jest to historia powtarzana później przez Albusa i Aberfortha. Bathilda także powtarza, że Ariana była krucha i delikatna [tłum. dosłowne]. Z innego punktu widzenia Bathilda jest warta wysiłków, jakie włożyłam w przygotowanie dla niej Serum Prawdy, gdyż ona sama zna całą historię najgłębiej skrywanego sekretu życia Albusa Dumbledore'a. Teraz odkryta po raz pierwszy, poddaje w wątpliwość wszystko, co podziwiający go sądzili o Dumbledorze: jego zainteresowanie Czarną Magią, jego chęć do ucisku mugoli, a nawet jego oddanie dla własnej rodziny.
Dokładnie tego samego lata, kiedy Dumbledore wrócił do swego domu w Dolinie Godryka, Bathilda Bagshot przyjęła do siebie swego bratanka [siostrzeńca - ???], Gellerta Grinewalda.
Nazwisko Grinewalda jest znane: na liście Najniebezpieczniejszych Czarnoksiężników Wszechczasów stracił on pierwsze miejsce tylko z powodu przybycia Sami-Wiecie-Kogo pokolenie później, w celu zdobycia palmy pierwszeństwa. Grinewald nigdy nie prowadził kampanii przeciw Brytanii, a szczegóły jego powstania i dojścia do szczytu władzy nie są za dobrze znane.
Wykształcony w Durmstrangu, szkole znanej ze swojej tolerancji dla ciemnych praktyk, Grinewald dał się poznać jako równie błyskotliwy jak Dumbledore, jednak zamiast skanalizować swe umiejętności dla zdobywania tytułów i nagród, poświęcił się całkowicie swemu oddaniu. Jako szesnastolatek został ze szkoły wyrzucony, ponieważ nawet Durmstrang stwierdził, że nie jest w stanie przymykać oczy na podejrzane eksperymenty Grinewalda.
Dotąd wszystko, co było znane o następnych postępkach Grinewalda mieściło się w 'błąkał się przez kilka miesięcy'. Teraz już można wprost powiedzieć, że Grinewald zdecydował się odwiedzić swoją ciotkę w Dolinie Godryka, i tu szokująca może okazać się dla wielu ta wiadomość, zawiązał bliską znajomość z nikim innym, jak Albusem Dumbledore.
„Wydał mi się bardzo czarującym chłopcem", mówi Bathilda, „kimkolwiek nie stał się później. Oczywiście, to ja przedstawiłam go biednemu Albusowi, który nie miał w ogóle znajomych w swoim przedziale wiekowym. Chłopcy bardzo szybko się do siebie przywiązali."
O tak, z pewnością. Bathilda pokazała mi list, który Albus Dumbledore wysłał do Gellerta Grinewalda którejś nocy.
„Tak, nawet, kiedy cały dzień spędzili na dyskusjach – obydwoje byli niesamowicie inteligentnymi chłopcami – niejednokrotnie słyszałam sowę siadającą na parapecie pokoju, Gellerta, która przynosiła listy od Albusa. Mógł przyjść mu do głowy jakiś pomysł i musiał Gellertowi dać znać natychmiast!"
A jakie to były pomysły... Jakkolwiek szokująco odbiorą to zwolennicy Albusa Dumbledore'a, oto są wymysły naszego siedemnastoletniego „bohatera", jakimi dzielił się ze swoim nowym przyjacielem (kopię listu można przeczytać na stronie 463.)
Gellert
Twoje stanowisko na temat dominacji Czarodziejów dla dobra mugoli – jak sądzę, jest to istotny punkt. Owszem, zostaliśmy obdarzeni mocą i moc ta daje nam prawo i możliwość rządzenia, ale także nakłada na nas odpowiedzialność przed rządzonymi. Musimy wyakcentować ten punkt, on będzie podporą, na której będziemy budować. Gdzie będziemy się spierać, a na pewno będziemy, to musi być podstawą wszystkich naszych kontrargumentów. Chcemy przejąć władzę dla większego dobra, a zatem tam, gdzie napotkamy opór, musimy użyć tylko siły, jakiej trzeba i nie więcej. (To było twoją pomyłką w Durmstrangu! Ale nie narzekam, bo gdyby cię nie wywalili, nigdy pewnie byśmy się nie spotkali).
Albus
Zaskoczeniem dla wszystkich podziwiających może być tenże właśnie list, który uzasadnia Klauzulę Tajności i przejęcie władzy czarodziejów nad Mugolami. Cóż za szok dla tych, którzy Dumbledore'a postrzegali zawsze jako mistrza rodzonych z Mugoli. Jakież okazują się te wszystkie mowy, występujące w obronie Mugoli w obliczu tych dowodów! Jakim okazuje się nasz wielki Albus Dumbledore, knujący dojście do władzy, miast troszczyć się o swoją rodzinę.
Bez wątpliwości, ci, którzy dalej chcą trzymać Dumbledore'a na jego kruchym piedestale będą twierdzić, że to nie on, że on nie wprowadził swych planów w życie, że musiał przeżyć jakąś wielką zmianę i wrócił do zmysłów. Jakkolwiek prawda jest dużo bardziej szokująca.
Niespełna dwa miesiące od zawiązania ich wielkiej przyjaźni Dumbledore i Grinewald rozstali się, nie chcąc spotykać się już więcej, zanim nie spotkali się na swoim, legendarnym już, pojedynku (więcej szczegółów w rozdziale 22).Co spowodowało tę nagłą zmianę? Czyżby Dumbledore wrócił po rozum do głowy? Może powiedział Grinewaldowi, że nie chce więcej uczestniczyć w jego niecnych planach? Niestety nie. „Związane to pewnie było ze śmiercią małej Ariany" – mówi Bathilda – „było to strasznym szokiem, Gellert był wtedy u nich w domu, a kiedy wrócił do mnie był cały roztrzęsiony, powiedział, że chce wracać do siebie następnego dnia. Był ogromnie zszokowany. Wyczarowałam mu świstoklika i był to ostatni raz, kiedy widziałam go na oczy."
„Albus nie był sobą, gdy Ariana umarła. Było to na pewno bardzo ciężkie przeżycie dla dwojga braci. Stracili przecież wszystkich prócz samych siebie i nic dziwnego, że im obydwu puściły nerwy. Aberforth obwiniał Albusa, zresztą chyba każdy by tak robił w podobnych okolicznościach, choć Aberforth zawsze był trochę szalony, biedny chłopiec. Nieprzyzwoite było złamanie nosa Albusowi na pogrzebie. Na pewno złamałoby serce Kendrze widać dwóch walczących ze sobą synów, zaraz nad ciałem własnej siostry. Jaka szkoda, że Gellert nie mógł zostać na pogrzeb... Przynajmniej byłby jakąś podporą dla Albusa..."
To okropne starcie z trumną w tle, znane tylko i wyłącznie tym, którzy byli obecni na pogrzebie Ariany, rodzi kilka pytań. Dlaczego Aberforth obwiniał tak bardzo Albusa za śmierć ich siostry? Czy było to, jak przypuszcza „Batty" zwykły wylew żalu? A może były jakieś inne, konkretne powody dla tego zachowania? Grinewald, wydalony z Durmstrangu za o mały włos fatalny w skutkach atak na innych uczniów uciekł z kraju w kilka godzin po śmierci dziewczyny, a Albus (bez wstydu i strachu?) nigdy więcej go nie spotkał, zanim nie zmusił go do tego świat czarodziejów.
Ani Dumbledore ani Grinewald nigdy nie mówili głośno o tej młodzieńczej przyjaźni w późniejszym życiu. Nie ma żadnej wątpliwości w tym, że Dumbledore odkładał swój atak na Grinewalda na pięć lat zamieszek, okrucieństw i niejasności. Czy było to tylko odwlekanie z powodu przywiązania do człowieka, którego Dumbledore nazywał przyjacielem, a zdemaskowanie zmusiło go do działania? Czy Dumbledore opierał się złapać kogoś, o kim mówił, że cieszy się, że go poznał?
I jak umarła tajemnicza Ariana? Czy była ofiarą jakiegoś Ciemnego rytuału? Czy popełniła błąd nie wykonując czegoś, co powinna, gdy tych dwóch młodych ludzi próbowało zdobyć chwałę i władzę? Czy to możliwe, że Ariana była pierwszą, która umarła dla „większego dobra"?
W tym miejscu nastąpił koniec rozdziału i Harry podniósł wzrok. Hermiona skończyła czytać wcześniej, wyjęła książkę z rąk Harrego zaskoczona jego reakcją i zamknęła ją natychmiast, jakby próbowała ukryć coś istotnego.
„Harry..."
On tylko potrząsnął głową. Coś jakby w nim pękło, czuł się dokładnie jak wtedy, gdy Ron odszedł. Ufał Dumbledore'owi, wierzył w jego dobroć i mądrość. I co? Wszystko obróciło się w proch: ile więcej mógł stracić? Ron, Dumbledore, Różdżka z piórem feniksa...
„Harry" – Hermiona jakby słyszała jego myśli – „Posłuchaj mnie. Czytanie tego nie jest wcale przyjemne..."
„Tak, z pewnością..."
„...ale nie zapominaj, że to pisała Rita Skeeter."
„Ale czytałaś przecież list do Grinewalda!"
„Tak, czytałam." – wyglądała na smutną, kołysząc herbatę w zimnych dłoniach. „Myślę, że to najgorsze. Wiem, że Bathilda myślała, że to tylko czcza gadanina, ale 'dla większego dobra' przylgnęła jako slogan Grinewalda i jego usprawiedliwienie dla wszystkich niecnych rzeczy, jakie uczynił później! A to... wygląda... jakby to Dumbledore podsunął mu pomysł. Mówią, że 'dla większego dobra' było nawet wyryte nad wejściem do Nurmengardu."
„Co to takiego?"
„Więzienie, które wzniósł Grinewald dla swoich przeciwników W końcu skończył tam samemu, kiedy Dumbledore go złapał, co nie zmienia faktu, że okropna jest myśl, że to pomysły Dumbledore'a pomogły Grinewaldowi urosnąć w siłę. A z drugiej strony nawet Rita Skeeter nie może iść dalej, niż to, że znali się tylko kilka miesięcy jednego lata, kiedy obydwoje byli bardzo młodzi i..."
„Wiedziałem, że to powiesz..." – odrzekł Harry. Nie chciał bardzo, żeby jego gniew odbił się na niej, choć ciężko mu było utrzymać spokojny ton głosu Wiedziałem, że powiesz, że byli młodzi. Byli mniej więcej w tym samym wieku, jak my teraz. A my? My właśnie ryzykujemy życie, walcząc z Czarną Magią, a on, razem ze swoim przyjacielem planowali przejąć władzę nad mugolami..."
Nie mógł dłużej utrzymać tego w sobie, wstał i zaczął chodzić w kółko, próbując trochę się uspokoić.
„Nie chcę bronić tego, co napisał Dumbledore" – rzuciła Hermiona. „Całe to prawo do rządzenia jest śmieciem, to [„Magia to potęga" jeszcze raz]. Ale Harry, właśnie zmarła mu matka, a on był ciągle sam..."
„Nie był sam! Miał brata i siostrę, tą śmieszną siostrę, którą trzymał w zamknięciu..."
„Nie wierzę w to!" – krzyknęła Hermiona i wstała także. „Cokolwiek było nie tak z tą dziewczyną, nie wierzę w to, żeby7 była [charłakiem]. Dumbledore, którego znamy, nigdy, przenigdy nie pozwoliłby..."
„Dumbledore, którego pamiętamy nigdy nie pozwoliłby używać wobec mugoli przemocy!" – wrzasnął Harry aż głos jego odbił się echem od skalnych ścian i spłoszył kilka siedzących nieopodal czarnych ptaków.
„Harry, on się zmienił!" Tak musiało być! Może wierzył w te bzdety, kiedy miał 17 lat, ale całą resztę życia spędził zwalczając czarną magię. Przecież to on powstrzymał Grinewalda, on zawsze popierał mugoli, ich ochronę i prawa, on walczył z Sam-Wiesz-Kim od samego początku i zmarł próbując go pokonać!"
Książka Rity leżała między nami na ziemi, tak, że twarz Albusa uśmiechała się do nich pomocnie.
„Harry, przykro mi, ale sądzę, że jesteś zły, ponieważ Dumbledore nigdy nie powiedział ci tego samemu prosto w oczy!"
„Może tak!" Harry wydał z siebie dziwny ryk, po czym objął głowę rękami, jakby próbował stłumić w sobie gniew albo uchronić się przed ogromem rozczarowania. „Zobacz, Hermiono, ile on ode mnie wymagał. Ryzykuj życiem, Harry. Znowu. I znowu. I nie oczekuj, że będę ci cokolwiek wyjaśniał. Po prostu ślepo mi zaufaj, wierz w to, co robię, nawet jeśli ja nie będę wierzył w ciebie. Nigdy!"
Jego głos prawie trzeszczał , a oni wciąż stali patrząc na siebie [w bieli] i pustce, aż Harry poczuł, że są tak samo nic nie znaczący, jak insekty latające na szerokim niebie.
„On cię kochał." – wyszeptała Hermiona – „Wiem, że cię kochał". J
Harry opuścił ramiona.
„Nie wiem, kogo kochał, Hermiono, ale na pewno nie byłem to ja. To nie miłość, ten bałagan, w którym mnie zostawił. Większą ilość rzeczy, jaką naprawdę myślał, dzielił z Grinewaldem, niż kiedykolwiek ze mną."
Harry podniósł różdżkę Hermiony, którą wcześniej upuścił w śnieg i usiadł z powrotem w wejściu do namiotu.
„Dzięki za herbatę. Ja dokończę wartę, ty zmiataj tam, do ciepła"
Zrozumiała, że on chce, żeby odeszła. Podniosła książkę i przeszła obok Harrego do namiotu, a kiedy przechodziła obok niego, pogłaskała go po głowie. Zamknął oczy czując jej dotyk i znienawidził się, gdyż w głębi duszy chciał , by to, co powiedziała, było prawdą: Dumbledore'a to wszystko naprawdę obchodziło!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Sob 23:04, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
można prosić o linka na grono i/lub na tą strone Saylo
[gg:5304361]
|
|
Powrót do góry |
|
|
guciu1024
Gość
|
Wysłany: Sob 23:05, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
dzięki za części 17 i 18
|
|
Powrót do góry |
|
|
seeker
mugol
Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:11, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Chciałbym ponownie prosić o zaproszenie. Gwarantuje że nie jestem związany z Sami-Wiecie-z-KIM
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
strus
charłak
Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:27, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
ma ktoś 25?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zielzielona
mugol
Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:31, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
dopiero sie 'robi'
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zielzielona
mugol
Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:32, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
mam taki kawalutek
Chata Billa i Fleur stała samotnie na klifie, górując nad morzem. W jej wybielone ściany wbite zostały muszle. Było to odludne, a zarazem piękne miejsce. Gdziekolwiek Harry wchodził, do małego domku czy ogrodu, mógł usłyszeć stały napływ i odpływ morza, niczym oddychanie jakiegoś wielkiego, drzemiącego stworzenia. Harry przed następne kilka dni wymyślał kolejne wymówki by uciec przed zatłoczonym domem, pragnąc ujrzeć widoki rozległego nieba i bezmiernego, opustoszałego morza, poczuć zimny, słony wiatr na swej twarzy. Ogrom jego decyzji, by nie ścigać się z Voldemortem do Różdżki ciągle przerażała
Harrego. Nigdy wcześniej nie mógł sobie przypomnieć, by wybrał brak działania. Był pełen wątpliwości, wątpliwości, których nawet Ron nie mógł wyrazić, kiedykolwiek byli razem.
-Co, jeśli Dumbledore chciał, byśmy rozpracowali ten symbol w czasie, by zdobyć różdżkę? Co, jeśli odgadnięcie jego znaczenia czyniło cię godnym zdobycia Relikwii?
-Harry, jeśli to naprawdę jest Wieczna Różdżka, to jak do diabła mamy wykończyć Sam-Wiesz-Kogo?
Harry nie miał odpowiedzi: były momenty, kiedy zastanawiał się, czy to było całkowite szaleństwo – nie próbować powstrzymać Voldemorta, gdy ten rozbił i otworzył grobowiec.
Nie mógł nawet zadowalająco wytłumaczyć, dlaczego zdecydował, by tego nie robić: za każdym razem, kiedy próbował odtworzyć argumenty, które poprowadziły do tej decyzji, brzmiały one dla niego coraz słabiej.
Niezwykłą rzeczą było to, że wsparcie Hermiony zmieszało go tak samo, jak wątpliwości Rona. Teraz, zmuszony zaakceptować prawdziwość Wiecznej Różdżki, twierdziła, że to musi być zły przedmiot, a sposób, w jaki Voldemort go zdobył, jest niezaprzeczalnie odrażający.
-Nigdy byś tego nie zrobił, Harry – powtarzała ciągle – Nie włamałbyś się do grobowca Dumbledora!
Lecz na myśl ciała Dumbledora przerażała Harrego o wiele mniej niż możliwość, że źle zrozumiał intencje żywego najlepszego dyrektora Hogwartu. Czuł, jakby szedł po omacku w ciemnościach; wybrał swoją ścieżkę, lecz wciąż oglądał się za siebie, zastanawiając się czy dobrze odczytał znaki, czy nie powinien iść inną drogą. Od czasu do czasu, gniew na Dumbledora przewracał się przez niego, silny jak fale roztrzaskujące siebie o klif poniżej chaty, gniew, którego przed śmiercią nie wytłumaczył mu Dumbledore.
-Ale, czy on jest martwy?- powiedział Ron trzy dni po ich przybyciu do chaty.
Harry gapił się na mur który dzielił ogród domu od klifu, kiedy znaleźli go Ron i Hermiona; chciał pozostać sam, nie życząc sobie przyłączenia się do ich kłótni.
-Tak, on jest martwy, Ron, proszę, nie zaczynaj od początku!
-Spójrz na fakty, Hermiono – rzekł Ron, mówiąc do Harrego, który ciągle przyglądał się nieboskłonowi- Łania. Miecz. Oko, który zobaczył Harry w lustrze.
-Harry przyznaje, że mógł sobie tylko wyobrazić to oko, prawda, Harry?
-Tak, mogłem – potwierdził Harry, nie patrząc się na nią.
-Ale nie myślisz że tak było, racja? – spytał Ron.
-Nie, nie myślę – powiedział Harry.
-No i masz! – rzekł Ron, zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć – jeśli to nie był Dumbledore, to wyjaśnij, w jaki sposób Zgredek wiedział, że byliśmy w piwnicy?
-Nie potrafię tego wyjaśnić- ale czy ty mi powiesz jakim cudem Dumbledore wysłał go do nas, skoro spoczywa w grobie w Hogwarcie?
-Nie wiem, to mógł być jego duch!
-Dumbledore nie powróciłby jako duch – wtrącił Harry. Nie było wiele rzeczy pewnych o Dumbledorze, ale to jedno wiedział – on poszedłby dalej.
-Co to znaczy, „poszedłby dalej”?- spytał Ron, lecz zanim Harry mógł powiedzieć coś więcej, za jego plecami rozległ się głos
-‘Arry?
Fleur wyszła z domu, jej długie, srebrzyste włosy fruwały wśród bryzy.
-‘Arry, Gryfek [Griphook] chciałby z tobą po’ozmawiaci. ‘On jest w najmniejsi sypialni, on mówici, że nie chce byci podsłuchiwani.
Jej antypatia do goblina, który wysyła ją, by dostarczyła wiadomości, była oczywista; wyglądała na poirytowaną gdy wracała dookoła domu.
Gryfek czekał na nich, tak jak powiedziała Fleur, w najmniejszej spośród trzech sypialni chaty, gdzie nocowały Hermiona i Luna. Zaciągnął czerwone, bawełniane zasłony na jasnym, pochmurnym niebie, co dało pokojowi ognistą poświatę, kontrastującą z resztą przewiewnej, jasnej chaty.
-Podjąłem decyzję, Harry Potterze - powiedział goblin, siedząc ze skrzyżowanymi nogami na niskim krześle, drumming its arms with his spindly fingers. [?]
-Chociaż gobliny Gringotta wezmą to za nikczemną zdradę, postanowiłem ci pomóc.
-To świetnie!- powiedział Harry, czując wzbierającą w nim ulgę – Gryfku, dziękuję, jesteśmy naprawdę...
-...w odwdzięczeniu się – przerwał mu goblin – za zapłatę.
Nieznacznie cofnięty wstecz, Harry zawahał się.
-Ile chcesz? Mam złoto.
-Nie złoto. Mam złoto.
Jego czarne oczy błyszczały. Nie było w nich ani śladu bieli.
-Chcę miecz. Miecz Godryka Griffindora.
Werwa Harrego zniknęła.
-Nie możesz tego mieć – odpowiedział – Przykro mi.
-Zatem – powiedział goblin delikatnie – mamy problem.
-Możemy dać ci coś innego. – rzekł ochoczo Ron – Stawiam, że Lestrange’owie mają masę rzeczy, możesz wziąć swój łup kiedy dostaniemy się do krypty!
Okazało się, że powiedział złe słowa. Gryfek zaczerwienił się ze złości.
-Nie jestem złodziejem, chłopcze! Nie próbuję zdobyć skarbów, do których nie mam prawa! --Miecz jest nasz!
-Nie jest wasz.
-Jesteśmy Gryfonami, a on należał do Godryka Griffindora
-Lecz zanim do niego należał, czyj był?- dopominał się goblin, wstając
-Niczyj!- odrzekł Ron – został zrobiony dla niego, czyż nie?
-Nie! – ryknął goblin, zjeżony gniewem. Długim palcem wskazywał na Rona.- Czarodziejska arogancja, znowu! Ten miecz należał do Ragnuka Pierwszego [Ragnuk the First], i został mu odebrany przez Godryka Gryffindora! To zagubiony skarb, arcydzieło pracy goblinów! To należy do goblinów! Miecz jest ceną mojego wynajęcia, weź go albo go tu zostaw!
Gryfek piorunował ich wzrokiem. Harry rzucił okiem na dwójkę przyjaciół
-Musimy to przedyskutować, Gryfku, jeśli nie masz nic przeciwko. Mógłbyś dać nam kilka minut?
Goblin z kwaśną miną skinął głową.
Na dole, w pustym pokoju, Harry podszedł do kominka, zmarszczył czoło, myśląc, co robić. Za nim, Ron powiedział:
-On się z nas śmieje! – Nie możemy pozwolić mu dostać ten miecz.
-Czy to prawda? – spytał Harry Hermionę – Czy miecz był skradziony przez Gryffindora?
-Nie wiem – powiedziała rozpaczliwie – Historia czarodziejstwa często przekręca to, co czarodzieje zrobili innym magicznym rasom, lecz nie ma żadnej relacji, o której wiem, która mówi że Gryffindor ukradł miecz
-To będzie pewnie jest jedna z historii goblinów – odparł Ron – o tym jak to czarodzieje zawsze chcą zapanować nad nimi. Myślę, że powinniśmy być zadowoleni, że nie poprosił o jedną z naszych różdżek.
-Gobliny mają dobre powody by nie darzyć sympatią czarodziejów, Ron – rzekła Hermiona – Byli okropnie traktowani w przeszłości.
-Gobliny nie są chyba puszystymi, małymi króliczkami, prawda? – odparł Ron – Zabiły wielu spośród nas. One również walczyły nieczysto.
-Ale kłócenie się z Gryfkiem o to, która rasa jest bardziej podstępna i niepohamowana nie sprawi, że stanie się bardziej pomocny, prawda?
Nastąpiła przerwa, kiedy starali się drogę okrążającą problem. Harry wyjrzał przez okno, spoglądając na grób Zgredka. Luna umieszczała morskie lawendy w słoiku po dżemie obok kamienia.
-Dobrze – powiedział Ron, a Harry odwrócił się by stanąć z nim twarzą w twarz. – to jak będzie? Mówimy Gryfkowi, że potrzebujemy miecza do czasu, gdy dotrzemy do krypty, a później może go dostać. Tam jest jego kopia, prawda? Podmienimy je i damy mu falsyfikat.
-Ron, on zna różnice lepiej od nas!- rzekła Hermiona – On był jedynym, który zdał sobie sprawę, że nastąpiła zamiana mieczy!
-Taa... ale moglibyśmy nawiać zanim się połapie!
Cofnął się na widok wzroku Hermiony.
-To byłoby – powiedziała cicho – podłe. Prosić go o pomoc, a później oszukać go? I ty się zastanawiasz, dlaczego gobliny nie lubią czarodziejów?
Ronowi poczerwieniały uszy.
-Dobrze, już dobrze! Tylko to mogłem wymyślić. Zatem, jakie jest twoje rozwiązanie?
-Musimy mu zaproponować coś innego, coś równie wartościowego.
-Świetnie! Pójdę i przyniosę jeden z naszych starożytnych, zrobionych przez gobliny mieczy, a ty możesz go zapakować.
Zapadła pomiędzy nimi cisza. Harry był pewny że goblin nie zaakceptuje niczego innego poza mieczem, nawet jeśli mieliby coś tak drogocennego do zaoferowania. A jednak, miecz był ich, niezbędny do walki przeciw Horkruksom. Zamknął swoje oczy na chwilę i wsłuchał się w napływ morza. Myśl, że Gryffindor mógł ukraść broń była dla niego nieprzyjemna: zawsze był dumny z bycia Gryfonem; Gryffindor był mistrzem urodzonych wśród mugoli, to on skłócił się z kochającym czystą krew Syltherinem...
-Może on kłamie- powiedział Harry, otwarłszy ponownie oczy – Gryfek. Może Gryffindor nie zabrał miecza. Skąd możemy wiedzieć, że wersja goblina jest prawdziwa?
-Czy to robi różnicę? – spytała Hermiona
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
gość
Gość
|
Wysłany: Sob 23:34, 28 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
witam, czy mógłby mi ktoś życzliwy przesłać link do strony DB?
Slug Club chyba jest znowu out- przekierowuje na jakiś webhost.
z góry dziękuję [link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|